Archiwum kategorii ‘Szkolenie’

wrz
04

Kontynuacja odcinka 166

Program Radosława Jedynaka został ogłoszony niedawno. Te same problemy były już mi znane w 1999 roku.

Poniższy wycinek pochodzi z „Szachy/Chess”  (Gorzka Prawda: 75/76 – 2002). Moja koncepcja miała jasny cel: pomóc utalentowanej polskiej młodzieży w samoszkoleniu.

Jak już pisałem w poprzednim odcinku, idea ta nie znalazła uznania kierownictwa Młodzieżowej Akademii Szachowej Polskiego Związku Szachowego. Na dwóch sesjach z moim udziałem w Wiśle 2000 roku nie zaproszono Radka, mimo że o to prosiłem. Podkreślałem bowiem, że szkolenie drogą emailową powinno być połączone z bezpośrednimi kontaktami.

Zatem nie tylko nie zaakceptowano zaproponowanego przeze mnie programu szkolenia, to jeszcze naciskano na Radka, aby zerwał ze mną współpracę.

Poniższy wycinek pochodzi z listu elektronicznego (oryginał jest w moim archiwum) z dnia 14 sierpnia 20003 roku, po czym Wojtaszek rzeczywiście więcej się nie odezwał.

 

wrz
03

Kontynuacja odcinka 165

Dalej omawiam poniższy punkt programu Radosława Jedynaka:

Nie ma żadnych wątpliwości, że bez systematycznego treningu w sporcie, także w szachach, nie można liczyć na większe sukcesy turniejowe. Tę kwestię poruszałem wielokrotnie w wielu moich tekstach m.in. na bazie doświadczeń z MASz. Przypominam to, gdyż problem świetnie harmonizuje z programem Radosława Jedynaka.

Dylemat szkolenia młodzież poruszała ze mną na konsultacjach indywidualnych w trakcie sesji w Zakopanem w 1999 roku. Kilka osób przedstawiło swoją sytuację: „Nie mam trenera, gdyż w moim mieście nie ma wykwalifikowanych szkoleniowców, natomiast jednorazowy udział w sesji niewiele mi daje…”.

Z podobną sprawą zwierzył się mi 12-letni Radosław Wojtaszek, który był w mojej grupie treningowej. Radek mieszkał w Kwidzyniu i  w jego klubie nie było osoby, która mogłaby mu pomóc w szlifowaniu jego talentu szachowego.

Już w wywiadzie dla „Panoramy Szachowej” (1/99) zwróciłem uwagę na możliwość treningu po­przez Internet. Sam wymieniałem z niemieckimi kolegami analizy dotyczących różnych zagadnień z zakresu teorii szachów. Kontakty bezpośrednie były niemożliwe, gdyż każdy z nas mieszkał w innym mieście. W tej sytuacji połączył nasz komputer oraz Internet i dzięki temu mogliśmy wyjaśnić szybko wiele wątpliwości i także kwestii w różnych dziedzinach szachów.

Swoimi spostrzeżeniami z rozmów z młodzieżą podzieliłem się z niektórymi trenerami w Zakopanem. Przedstawiłem poznaną sytuację, iż w rozmowie część młodzieży uczestnicząca w sesji „skarżyła” się  na brak większego zainteresowania ze strony Polskiego Związku Szachowego w zapewnieniu systematycznej opieki trenerskiej poza zgrupowaniami. Nie wszyscy mieszkają  w silnych szachowo ośrodkach, gdzie byłaby możliwość systematycznego korzystania z pomocy szkoleniowców. Natomiast 1-2 sesje w ciągu roku tych problemów nie rozwiążą.

Zaproponowałem wykorzystanie dla celów szkoleniowych w ramach MASz najnowszej techniki, czyli Internetu.  Według mojego projektu można byłoby pomóc w ten sposób zainteresowanym np. w opracowaniu optymalnego repertuaru debiutowego, ponieważ jest to poważnym problemem naszych kadr młodzieżowych. Taki proces szkoleniowy wymaga dużo czasu, natomiast na sesjach można byłoby bezpośrednio omawiać kwestie techniczne. Tak więc byłoby to połączenie stacjonarnego szkolenia na zgrupowaniach i systematycznego wirtualnego treningu jako formy uzupełniającej. W tym celu można byłoby stworzyć grupę szkoleniową składającą się z 2-3 doświadczonych trenerów, którzy np. w ramach prac zleconych mogliby pomagać tym, co takiego wsparcia by potrzebowali. Mój pomysł nie spotkał się z zainteresowaniem obecnych szkoleniowców MASz.

Przez kilka dni w Zakopanem przebywał Jacek Żemantowski. Jemu ta idea bardzo się spodobowała. Jednakże oświadczył, że w następnych wyborach nie będzie już kandydował na stanowisko prezesa, więc powinienem tę ideę przedstawić nowym władzom.

Nie czekając na zmiany w PZSzach, uzgodniłem z Radosławem Wojtaszkiem, który posiadał odpowiedniej klasy komputer oraz dojście do Internetu, że w celach eksperymentalnych rozpoczynamy natychmiastową współpracę. Trwała ona praktycznie od października 1999 do 14 sierpnia 2003.

Obecny w Zakopanem czołowy szkoleniowiec w kraju, który pełnił funkcję kierownika sesji, nie wykazał tym faktem żadnego zainteresowania. Po powrocie do Dortmundu zadzwoniłem do Zbigniewa Czajki i poinformowałem go o rozpoczęciu treningu za pomocą poczty elektronicznej oraz programu ChessBase z Wojtaszkiem. Zaznaczyłem jednak, że to musi być powiązane z bezpośrednimi spotkaniami. Wyraziłem gotowość do wzięcia udziału w sesjach Akademii w przyszłym roku i jednocześnie poprosiłem go, aby spowodował w tym samym czasie także udział Radka. Zbigniew Czajka zapewnił mnie, że pomoże mi w pełnym przeprowadzeniu tego nowatorskiego eksperymentu!

Niestety kierownictwo MASz nie zaakceptowało mojej inicjatywy i Radosława Wojtaszka nie było na kolejnych dwóch sesjach z moim udziałem w Wiśle w 2000 roku.

Poniższy wycinek pochodzi z Magazynu Szachista, w którym jest przytoczona ocena ojca Radka dotycząca korzyści treningu wirtualnego.

wrz
02

Kontynuacja odcinka 164

Kandydat na prezesa Polskiego Związku Szachowego Radosław Jedynak w swoim programie m.in. pisze:

Ten bardzo istotny problem szkoleniowy omawiałem w przeszłości wielokrotnie w polskich pismach specjalistycznych, także obszernie w „Szachy/Chess”  w tekście: Gorzka Prawda (75/76 – 2002).

Sądziłem, że po tylu latach został już dawno pomyślnie rozwiązany. Tymczasem z programu Radosława Jedynka wynika, że dalej jednak istnieje!

Przypomnę moje zaangażowanie w tej kwestii w kilku odcinkach. Pisałem już o tym na blogu, zatem przedstawię to w skrócie:

Akademia Młodzieżowa Polskiego Związku Szachowego została praktycznie powołana do życia w 1996 roku. Od samego początku jej działalności wywoływała duże emocje i krytykę.

W czasie mojego pobytu w Warszawie w 1999 roku odwiedziłem biuro Polskiego Związku Szachowego, gdzie spotkałem się z ówczesnym prezesem Jackiem Żemantowskim i kierownikiem wyszkolenia Zbigniewem Czajką.

W pewnym momencie prezes poruszył problemy MASz. „Nie ukrywam, że liczymy na duże postępy naszych kadr młodzieżowych, które w niedalekiej przyszłości powinny zastąpić naszych seniorów” – powiedział.

Z kolei ja podzieliłem się moimi spostrzeżeniami z pobytu na mistrzostwach świata juniorów w Duisburgu (1992) i Halle (1992). Podkreśliłem, że we współczesnych szachach bez silnej początkowej fazy gry i optymalnie dopasowanego do stylu gry zawodnika repertuaru debiutowego nie ma większych szans na osiąganie liczących się sukcesów na arenie międzynarodowej. Dlatego ten aspekt szkolenia należy mocno uwypuklić w procesie treningowym naszej młodzieży.

Zbigniew Czajka oznajmił, że z akademią nie ma nic wspólnego. Jest ona w fachowej kompetencji dwóch fachowców …  oraz … . Następnie niespodziewanie padła z jego strony propozycja, abym wziął udział w najbliższej sesji. „Może Jurek wniesie jakieś nowe impulsy”. Jacek Żemantowski przytaknął i tak niespodziewanie wszedłem do grona elity trenerskiej PZSzach!

Pierwsza sesja z moim udziałem odbyła się w Zakopanem w dniach 2 – 10 listopada 1999 roku. W zaproszeniu nie było tematycznego programu. Zadzwoniłem do Zbigniewa Czajki w tej sprawie i okazało się, że odpowiedzialny za to … nic takiego nie przygotował. Plan będzie podany na miejscu – poinformował mnie szef wyszkolenia PZSzach. Byłem tym bardzo zdziwiony. W latach 1978 – 1981, gdy byłem trenerem kadry Polskiego Związku Szachowego uczestnicy każdego zgrupowania otrzymywali wraz z powołaniem program szkolenia.

Okazało się, że na miejscu nie ma żadnego planu działania i jakiejkolwiek ogólnej koncepcji tematycznej. Kwestię treningów uzgadnialiśmy wieczorem po zajęciach i potem taki na gorąco opracowany program dnia wywieszano na tablicy ogłoszeń do ogólnej wiadomości.

Szybko zorientowałem się, że nie wszystkim uczestnikom odpowiadała tematyka zajęć. Część nawet twierdziła, że wiele zagadnień często powtarza się, ponieważ niektórzy trenerzy specjalizują się w pewnych tematach, a są zapraszani na prawie wszystkie sesje.

Kierownikowi sesji … i obecnym trenerom przedstawiłem Ankietę Zawodnika. Opracowałem ją kiedyś dla moich podopiecznych w Niemczech i była mi zawsze pomocna w redakcji planu szkolenia. Zaproponowałem, aby ją rozdać uczestnikom do wypełnienia. Tak też uczyniono. Było to znakomite źródło informacji dla nas wszystkich. Pamiętam, że niektóre zaproponowane przez młodzież tematy zostały przeprowadzone jeszcze na zajęciach w Zakopanem.

Zasugerowałem więc, aby ankietę wysyłano przed każdą sesją potencjalnym uczestnikom i na jej podstawie opracowywać programy zgrupowań.

ANKIETA ZAWODNIKA word

ANKIETA ZAWODNIKA pdf

wrz
01

Kontynuacja odcinka 163

Kandydat na prezesa PZSzach Radosław Jedynak w swoim programie pisze:

Ten temat poruszyłem już w piśmie „Szachy/Chess”  w tekście: Gorzka Prawda (75/76 – 2002).

Najpierw opisałem, jak to trener zagraniczny na sesji w Łazach radził Maćkowi Brzeskiemu, którym w tym czasie opiekowałem się poprzez Internet, granie czarnymi dwóch nowych wariantów na zbliżających się mistrzostwach Europy bez przygotowania teoretycznego i praktycznego. Ten sam trener w podobny sposób zalecał i innym naszym juniorom jakieś warianty, których oni do tej pory nie grali. Byłem tym faktem zbulwersowany. Napisałem w/w tekście na stronie 94: „ …Jak można dopuścić do tego, aby trener zagraniczny, który nie zna dobrze polskiej młodzieży i z naszymi szachami nie jest emocjonalnie związany, polecał grać reprezentantom Polski w najważniejszych imprezach roku nie przygotowane i nie ograne systemy debiutowe? … Próbowanie nowych wariantów w ważnych imprezach i bez uprzedniego przygotowania jest bardzo ryzykowne. A przecież nasza młodzież jedzie na mistrzostwa, aby zdobywać punkty i medale …”. Dalej na stronie 97 piszę: …” uważam za szaleństwo obdarzanie go takim kredytem zaufania. Sprawa przygotowania debiutowego naszej najlepszej młodzieży powinna być tajemnicą i zostać wyłącznie w gestii naszych trenerów!…”.

Na stronie 99 piszę: „ … Proponuję, aby przynajmniej raz w roku organizowano spotkania trenerów Akademii w celu omówienia problemów szkoleniowych. Tutaj widziałbym także sens zapraszania trenerów zagranicznych. Natomiast mam duże wątpliwości (w tym sądzie nie jestem jedyny!), czy trenerzy zagraniczni powinni brać udział w sesjach i obserwować stan wyszkolenia naszej młodzieży…”. 

Ten postulat i jeszcze inne propozycje odnośnie szkolenia polskiej młodzieży wysłałem w dniu 1 listopada 2001 roku do ówczesnego dyrektora Akademii z kopiami do członków Zarządu.

Zareagował tylko wiceprezes PZSzach Ireneusz Szczygieł w liście elektronicznym 3 listopada: „Dziękuję za przesłane materiały dotyczące Akademii. Zapewniam, że wnikliwie się z nimi zapoznam oraz przekażę na forum Związku”.

 

 

 

 

 

sie
25

Kontynuacja odcinka 160

Jak już pisałem w wpisie 156, starsi członkowie klubu wyjaśnili mi przyczyny kiepskich wyników naszej czołówki w turniejach międzynarodowych. To mnie jednak nie przekonało. Nie mogłem pojąć, że jakieś problemy organizacyjne mogą wpłynąć negatywnie na słabsze rezultaty Polaków od zawodników ZSRR, NRD, Czechosłowacji, Rumunii, Bułgarii i Jugosławii.

Przypuszczałem, że muszą być inne przyczyny. Przecież nie możemy być głupsi od szachistów w/w krajów! Postanowiłem zbadać ten problem i najpierw zacząłem od studiowania twórczości naszych mistrzów. Na początek wziąłem na tapetę dwie dostępne mi księgi turniejowe:

Analiza partii oraz komentarzy wzbogaciła moją ogólną wiedzę o szachach. Obie książki okazały się bardzo pouczające. Dokładnie przyjrzałem się grze polskich zawodników. Co mnie zastanowiło, to częste krytyczne uwagi o niedostatecznej znajomości granych przez nich wariantów debiutowych.

Wtedy w 1962 roku wieku 15 lat zadałem sobie pytanie: Czyżby to była przyczyna niepowodzeń turniejowych naszej czołówki? Nie miałem jeszcze odpowiednich kwalifikacji, aby być całkiem pewny swych spostrzeżeń. Ale to był, jak się później potwierdziło, pierwszy krok poznania przyczyn słabości systemu szkoleniowego w polskich szachach!     

 

sie
22

Kontynuacja odcinka 159

Zgodnie z moim zrozumieniem szachów (otwarcie, gra środkowa i końcówka), pracowałem dalej nad ulepszeniem swojego repertuaru debiutowego. Stwierdziłem postęp w grze normalnej i błyskawicznej. W eliminacjach do I ligi w Białymstoku, grając z silniejszymi od siebie przeciwnikami, wygrałem dwie partie, dwie zremisowałem i przegrałem tylko z aktualnym wicemistrzem Polski Kazimierzem Marcinkowskim. Za ten wynik przyznano mi III kategorię. Rezerwowy Jerzy Lewi nie zagrał w żadnym meczu.

Niestety popełniłem duży błąd: zamiast dalej intensywnie trenować praktyczne szachy, wiele czasu poświęciłem kompozycji szachowej.

Zadebiutowałem dwuchodówką w miesięczniku Szachy (kwiecień 1962).

Mat w 2 posunięciach

Rozwiązanie: 1.Hh6! grozi 2.He6#
1…W8xd5 2.Hd6#
1…W3xd5 2.Gb2#
1…Sxd5 2.Gf4#
1…Gxd5 2.Sc6#
1…Hxd5 2.We4#

Tematem zadania jest pięć związań na polu d5.

W tym samym roku 7 moich utworów otrzymało odznaczenia na konkursach międzynarodowych, w tym dwie nagrody. To było dodatkowym bodźcem, aby się intensywniej zająć tą dziedziną szachów. W następnych latach opublikowałem wiele zadań, z których spora część otrzymała wyróżnienia i nagrody. Wtedy kompozycja tak mnie fascynowała, że poświęcałem jej więcej czasu, niż przygotowaniem się do turniejów. Długo nie mogłem podjąć decyzji, czym będę się więcej zajmować? Ostatecznie zostałem jednak przy grze.

Zajmowanie się problemistyką miało jednak pewne plusy szkoleniowe. Rozwijałem bowiem zmysł kombinacyjny, trenowałem technikę analizy końcówek oraz technikę liczenia wariantów. Swoje doświadczenia na tym polu opisałem w książce „Kompozycja w treningu szachisty” (Biblioteka Penelopy, Warszawa 2004).

Jako problemista opublikowałem około 400 zadań, z czego przeszło 100 zostało wyróżnionych na konkursach międzynarodowych.

W specjalistycznych Albumach FIDE (zbiorach najlepszych zadań świata) znalazło się moich 8 utworów. W Mistrzostwach Polski w Kompozycji wywalczyłem 5 medali: w dziale dwuchodówek raz zdobyłem srebrny medal (1967-1970), dwukrotnie brąz (1965-1966 i 1971-1973) i w dziale samomatów (1967-1970) uzyskałem srebro, a w dziale matów pomocniczych (1965-1970) otrzymałem brązowy krążek: link.

W 1974 roku nadano mi tytuł mistrza krajowego w kompozycji szachowej.

W 1993 roku ukazała się w Krakowie broszurka „25 kompozycji szachowych autorów krakowskich”. Znalazło się w niej 7 moich zadań.

Niestety układaniem zadań zaniedbałem samoszkolenie w grze praktycznej. Dlatego już jako trener zwracałem później uwagę moim podopiecznym na tę kwestię.

Szachista z ambicjami sportowymi powinien pracować przede wszystkim nad udoskonaleniem własnej gry, a nie zajmować się jakimiś innymi sprawami.

Zatem przestrzegałem młodych i zdolnych zawodników, aby nie tracili drogocennego czasu na „pisarstwo” w Internecie, prowadzenie blogów, redagowanie pism szachowych, zajmowanie się szkoleniem innych itd.

W swoich radach kładłem akcent na to, że zawodnik z planami odnoszenia znaczących sukcesów na arenie międzynarodowej powinien poświęcać samoszkoleniu jak najwięcej czasu.

Podkreślałem też znaczenie fazy debiutowej we współczesnych szachach. Aby być wiarygodnym, publikowałem nieraz w fachowej prasie krajowej przegrane partie naszej czołówki, aby  praktycznie ilustrować braki szkoleniowe.

 

sie
20

Kontynuacja odcinka 158

Jerzy Lewi i ja chodziliśmy do tej samej szkoły przy ulicy Staszica 4.

Jak już pisałem, Jerzego Lewiego poznałem 15 maja 1961 roku w trakcie półfinałów do mistrzostw Wojska Polskiego. Był niedużego wzrostu, szczupły z kruczoczarną czupryną. Okazało się, że znałem go już wcześniej z widzenia z boiska sportowego szkoły podstawowej nr 6 przy ulicy Staszica 4, której Lewi był uczniem. Sam do tej szkoły uczęszczałem w latach 1955-1957. Potem przeniesiono mnie, w wyniku reorganizacji wraz z pewną grupą uczniów, do szkoły przy ulicy Świętojańskiej 2 i po roku czasu do nowegu budynku przy ulicy Libelta (szkoła podstawowa nr 37).

Szkoła nr 6 (podstawowa i liceum ogólnokształcące) miała duże pole do gry i tam często widziałem Jurka uganiającego się za piłką. Byłem w tym miejscu bardzo często, gdyż to było bardzo blisko mojego domu. Mieszkałem niedaleko przy ulicy Sielanka 3.

Już w czasie drugiego pobytu w klubie podszedł do mnie Lewi z propozycją: „Zagramy meczyk?”. „Oczywiście” – odpowiedziałem. Byłem przekonany, że pokonam tę „chudzinkę”. Tymczasem Lewi znokautował mnie w granicach 20:0. Gdy jeszcze przez jakiś czas siedziałem w szoku przy stoliku i „przeżywałem” porażkę, pocieszył mnie starszy kolega klubowy: „Nie przejmuj się. To jest nasz najsilniejszy junior”.

Wtedy postanowiłem, że to ja będę najlepszy i to szybko, jak to jest tylko możliwe. Zacząłem obserwować grę Lewiego. W klubie mieliśmy roczniki miesięcznika „Szachy” i Jurek lubił przeglądać z nich partie i różne pozycje z praktyki turniejowej silnych zawodników. Zajmował się przede wszystkim analizą gry środkowej i końcowej. Dlatego miał już pewną technikę gry.

Obserwowałem jego fazę debiutową. Białym kolorem grał schematy z fianchettem gońca na g3 po 1.Sf3. Nieraz widziałem 1.e4. Czarnymi po 1.e4 odpowiadał 1…e5 i po 2.Sf3 Sc6 3.Gb5 Gc5. Jego repertuar był bardzo skromny. Zatem swoje szanse pokonania Lewiego widziałem tylko w stadium początkowym partii, gdyż to była jego słabość.

Przez kolejne miesiące zajmowałem się wyłącznie otwarciami, które postanowiłem grać. Stwierdziłem duży postęp w grze i zrozumieniu szachów. Nie przegrywałem już z członkami klubu towarzyskich partii do zera, lecz potrafiłem wreszcie odnosić pierwsze zwycięstwa.

Moim głównym warsztatem pracy były dwa tomy otwarć szachowych Keresa oraz kurs debiutów Panowa. W taki sposób przygotowałem się do mistrzostw okręgu juniorów, w których byłem lepszy od Lewiego. Oto nasza pierwsza partia turniejowa.

 

 

sie
16

Kontynuacja odcinka 157

Na przełomie września i października 1961 r. odbyły się w lokalu klubu OKO Caissa przy ulicy Dwernickiego mistrzostwa okręgu juniorów. Nie miałem żadnej kategorii, ale miejsce w turnieju dostałem z puli organizatora. To były moje pierwsze zawody w życiu. Mimo braku doświadczenia 4 partie wygrałem, 4 przegrałem i jedną zremisowałem. Grałem bardzo bojowo. Nie miałem większego pojęcia o grze pozycyjnej. W każdej partii grałem na mata, co nie zawsze mi się jednak udawało. Np. zwycięzcy mistrzostw Fabianowskiemu nie dałem go w trzech ruchach! Natomiast z Kwiecińskim mając dwa pionki więcej sam przeoczyłem mata w jednym ruchu. Ostatecznie zająłem piąte miejsce, za co otrzymałem IV kategorię. Zostałem  nieoficjalnie mistrzem Bydgoszczy i najsilniejszym juniorem klubu.

Był to mój duży sukces biorąc pod uwagę to, że zasady gry poznałem dopiero pod koniec lutego 1961 roku, a w maju zapisałem się do klubu. Pozytywny rezultat zawdzięczałem odpowiedniemu samoszkoleniu. Jak już pisałem wcześniej, trenowałem wbrew „Teorii Capablanki” oraz rad starszych kolegów klubowych. Już wtedy – jako początkujący szachista – doszedłem do wniosku, że podstawą szachów musi być silny debiut.

Wyprzedziłem wszystkich doświadczonych juniorów klubu tylko dlatego, że ja trenowałem otwarcia, tymczasem oni końcówki!

Moim wynikiem zrobiłem wielką niespodziankę kierownictwu klubu, które stawiało na Jerzego Lewiego. Ale o tym napiszę w następnym odcinku.

sie
13

Kontynuacja odcinka 156

Zdjęcie zostało wykonane w maju 1961 roku w trakcie Drużynowych Mistrzostw Pomorza w grze błyskawicznej. Na stole nie widać zegarów. To był wtedy deficytowy towar i nasz klub miał ich tylko kilkanaście. Niewystarczająco, aby przeprowadzić większą imprezę. Zegary zastąpił zatem magnetofon z nagraniem: „białe ruch” i po kilku sekundach „czarne ruch” itd. Kłótni było co niemiara. Co chwilę było słychać okrzyki w rodzaju: „zrób pan wreszcie ruch” itd. Mało już kto pamięta te czasy, ale tak było.

Mój klub wystawił dwie drużyny: seniorów oraz juniorów. Byłem jeszcze za słaby i mogłem tylko kibicować. Ten stojący z lewej strony młodzieniec to właśnie ja. Grający od lewej strony to czołowi juniorzy klubu: Kania, Kwieciński, Baranowski i Janicki. Lewi grał w drużynie seniorów na 4 szachownicy.

Dla mnie słusznie nie było miejsca w drużynie, gdyż byłem najsłabszy. Byłem jednak bardzo ambitny i postawiłem sobie zadanie: możliwie szybko przegonić kolegów klubowych. Obserwowałem ich grę i starałem się odkryć ich słabości. Opracowałem sobie charakterystyki gry moich potencjalnych przeciwników. Wszyscy mieli już pewną wiedzę szachową oraz doświadczenie. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że mogę ich jedynie pokonać po dobrze rozegranej fazie debiutowej. W tym kierunku pracowałem intensywnie i na każdego zawodnika opracowałem sobie osobno jakieś warianty.

Kierownictwo klubu zauważyło moje postępy w grze. Pewnego razu  czołowy zawodnik klubu Jan Kośmicki zaproponował mi rozegranie dwóch towarzyskich partii. Pierwszą wygrałem, natomiast drugą przegrałem. Potem okazało się, że postanowiono w ten sposób sprawdzić moje umiejętności szachowe. Kośmicki wydał o mnie pozytywną opinię. Zaproponowano mi grę w najbliższych mistrzostwach okręgu juniorów!

Na przygotowanie się do tego turnieju nie miałem zbyt dużo czasu, około dwa miesiące. Musiałem też wziąć pod uwagę fakt, że we wrześniu rozpoczynałem naukę w szkole średniej. Mimo tego postanowiłem rozszerzyć repertuar debiutowy białymi o partię hiszpańską. Przeczytałem bowiem w jakiś materiałach w języku rosyjskim, że jest ona kamieniem węgielnym zrozumienia pozycyjnej gry i manewrowania. Oczywiście w tak krótkim czasie nie można poznać wszystkich tajników tego skomplikowanego otwarcia. Ale wcześniej podpatrzyłem, co grają czarnymi moi przyszli przeciwnicy. Swoje przygotowanie ograniczyłem najpierw do poznania tylko kilku wariantów. Przygotowałem też jeden wariant czarnymi.

 

 

 

sie
11

Kontynuacja odcinka 155

Jak już wspomniałem w poprzednim odcinku, zainteresowały mnie w książce Władysława Litmanowicza tabelki z wynikami. Nie trzeba było być wielkim znawcą szachów, aby zauważyć rezultaty naszych najlepszych zawodników. Końcowe miejsca! Wyprzedzali nas szachiści ze Związku Radzieckiego, Węgier, Rumunii, Czechosłowacji, NRD i Bułgarii.

A przecież, jak pisałem już w tekście 150, powiedziano mi w klubie, że szachy to królewska gra, a szachiści to intelektualiści. Patrząc na te tabelki doszedłem do wniosku, że my ustępujemy zatem umysłowo tym w/w krajom, ponieważ gramy słabiej w szachy. Taki był tok rozumowania 14-latka, który dopiero poznawał problematykę gry jako sport.

Swoimi uwagami podzieliłem się w klubie. Reakcja była taka: „Jurek, ty nie możesz tak to oceniać. W tamtych krajach szachy mają wsparcie władz i są odpowiednio finansowane. W Związku Radzieckim to sport narodowy. Natomiast w Polsce traktują szachy jako grę świetlicową. Sam widzisz, że nie ma trenerów. Dotacja na działalność klubu jest niewielka”.

Drążyłem dalej temat: „A przecież przed wojną byliśmy potęgą szachową”. Feliks Chybicki ze spokojem wyjaśnił mi problem: ”Przed wojną byliśmy silni dzięki polskich Żydom. To oni byli tym motorem sukcesów naszych szachów. Niestety Polacy nie mają predyspozycji do gry w szachy i dlatego jesteśmy słabeuszami. Wpadnij do mnie w najbliższych dniach. Mam dla ciebie książkę o turnieju w Krynicy 1956. To zobaczysz wyniki naszych mistrzów”.

Byłem tym wszystkim zdruzgotany. Otóż zająłem się sportem, w którym nie mamy żadnych sukcesów międzynarodowych i na dodatek nie traktuje się szachistów poważnie.

W emocjach krzyknąłem: „Trzeba to zmienić”! Towarzystwo wybuchnęło śmiechem: „To zmień”. W tym momencie ktoś nadał mi przydomek: „Koniś marzyciel”!

Kilka dni później odwiedziłem Feliksa Chybickiego (kupowałem u niego literaturę szachową), który miał już przygotowaną dla mnie książkę „Międzynarodowy Turniej Szachowy w Krynicy 1956”. Załączam tabelkę, która mnie dosłownie „dobiła”!

Opisane wydarzenie miało miejsce pod koniec sierpnia 1961 roku. Wtedy postanowiłem sobie, że muszę wyjaśnić sprawę:

„Dlaczego nasi czołowi szachiści nie odnoszą sukcesów na arenie międzynarodowej. Nie mamy zdolności do uprawiania tego intelektualnego sportu, czy są jakieś inne przyczyny”?

A teraz mała dygresja. W 1980 roku mieliśmy zgrupowanie kadry narodowej w Zakopanem. Stanisław Gawlikowski miał kilka wykładów na temat historii szachów. Bardzo dowcipnie (nie wszystko mogę powtórzyć)  przedstawił pozycję polskich szachów w świecie, która właściwie niewiele zmieniła się od 1945 roku. M.in. powiedział, że przed wojną Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które finansowało wyjazd naszej reprezentacji na olimpiady stawiało jeden warunek: „Będą pieniądze, ale musi być w drużynie choć jeden prawdziwy Polak”! Dla przypomnienia: W drużynie w Hamburgu 1930 grał nasz Kazimierz Makarczyk!

  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

    wrz
    20
    sob.
    2025
    całodniowy Bundesliga-kobiety
    Bundesliga-kobiety
    wrz 20 – gru 21 całodniowy
    Bundesliga (1.liga) kobiet (z aktywnym udziałem zawodniczek z Polski) odbywa się w ten weekend systemem każdy z każdym. Gospodarzami są TuRa Harksheide, SC 1957 Bad Königshofen i Schachfreunde Deizisau. Dwanaście drużyn będzie rywalizować w 11[...]
    wrz
    27
    sob.
    2025
    całodniowy I Bundesliga open
    I Bundesliga open
    wrz 27 2025 – kw. 26 2026 całodniowy
    W okresie 27.09.2025-26.04.2026 odbywają się rozgrywki I ligi niemieckiej open z udziałem zawodników z Polski. Dodatkowe informacje na  ChessBase Info: 1 runda 2 runda  2 runda cd Niefortunnie wystartował Mateusz Bartel, który reprezentuje barwy klubu[...]
    gru
    26
    pt.
    2025
    całodniowy World Championship (rapid) 2025
    World Championship (rapid) 2025
    gru 26 – gru 28 całodniowy
    26 – 28 Dec 2025, Doha (Qatar)
    mar
    29
    niedz.
    2026
    całodniowy FIDE Candidates 2026
    FIDE Candidates 2026
    mar 29 – kw. 15 całodniowy
    29 Mar – 15 Apr 2026, (Cyprus) Uczestnicy
  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog

    Wprowadź swój adres email, by prenumerować ten blog i mieć informację o nowych wpisach przez email.