Emocje olimpijskie mamy za sobą. Wielkie brawa dla naszych zawodniczek, które do końca walczyły o medal!
Byłem pod wrażeniem ich dobrego przygotowania teoretycznego. Może cieszyć fakt, że wreszcie zrozumiano istotę początkowej fazy partii oraz optymalnie przygotowanego repertuaru debiutowego.
Należą się także gratulacje trenerowi Marcinowi Dziubie za odwagę powołania do drużyny, aż trzech młodych zawodniczek. Od dawna piszę, że powinno się eksperymentować w wyborze kadr i częściej sięgać po utalentowaną młodzież!
Ten sam problem miałem w 1980 roku, kiedy do drużyny olimpijskiej kobiet, zamiast doświadczonej i utytułowanej 52-letniej Anny Jurczyńskiej, powołałem 18-letnią Agnieszkę Brustman. Niedługo wrócę do tego wydarzenia, gdyż zmuszają mnie do tego pewne okoliczności.
Wyniki Polek
Szkoda, że podobnej odwagi zabrakło trenerowi męskiej drużyny Bartoszowi Soćce. W składzie zabrakło z pewnością utalentowanego Pawła Teclafa (rocznik 2003), z którym Polacy mogliby walczyć o lepszą pozycję.
Wyniki Polaków
Nasze dziewczyny dostarczyły wielkich emocji, grały z najlepszymi i do końca walczyły o medal. Gdyby Alina i Monika dołożyły na pierwszych deskach łącznie z 3, 4 plusy to mógłby być nawet złoty medal. Szansa była niepowtarzalna, bo nie było Rosji i Chin, a pozostałe faworytki, teoretycznie lepsze od naszej drużyny miały swoje problemy. Mam nadzieję , że narodziły się nowe gwiazdy polskich szachów Oliwia i Marysia, które zaskoczyły największych nawet optymistów. Bardzo dobre przygotowanie i pewna gra zadziwiała, przed turniejem było przecież szereg wątpliwości szczególnie wobec Marysii. Trener Dziuba miał dobre wyczucie. Również Michalina zrobiła swoje, mimo że grała tylko w 5 partiach. U dziewczyn robi się fajna konkurencja i rywalizacja.
Co do turnieju mężczyzn potwierdziła się stara maksyma, że rankingi nie grają, a dobrze złożona drużyna potrafi czynić cuda. Wiele faworyzowanych drużyn zawiodło, a królowały młode drużyny z Azji. Nasz zespół kompletnie zawiódł mimo całkiem dobrego 9 miejsca końcowego. Nasz zespół nie grał z żadnym z czołowych zespołów, miał za to wyraźne problemy nawet z wyraźnie niżej klasyfikowanymi rywalami. Nie da się wygrać turnieju gdy dwóch zawodników spala się psychicznie i nie jest w stanie zagrać na swoim normalnym poziomie. Wojtek Moranda od początku irytował nieporadnoscią i remisowymi tendencjami ze słabszymi rywalami, na końcu próbując się odegrać kompletnie się rozkleił. Nadawał się do wymiany od połowy turnieju, ale zaniemógł z niewiadomych przyczyn Janek. Po katastrofalnej przegranej w 7 rundzie Janek już nie wystąpił w żadnym pojedynku. Oficjalne tłumaczenie jest takie, że był niedysponowany, nie potrafił grać na swoim poziomie, a w trakcie turnieju nie chciano podawać informacji, żeby nie ułatwiać przygotowania przeciwnikom. Takie tłumaczenia nie do końca satysfakcjonują kibiców. Bo rozumiem, że był niedysponowany z powodu choroby, coś tam zjadł czy napił się, ale dyplomatycznie w trakcie turnieju nie chciał robić zamieszania, takie wyjaśnienie miałoby sens. Natomiast to wygląda raczej na przemęczenie materiału, słabą dyspozycję i strach przed dalszymi stratami rankingowymi. A że drużyna grała o nic, nie było sensu się dalej spalać. Z punktu widzenia kibica nawet niedysponowany Janek jest wyraźnie lepszy od Morandy. Trener Mitoń przyznał, że natłok startów, obowiązków,emocji w ostatnim czasie sprawił, że Janek z punktu widzenia psychologicznego, mentalnego nie był w stanie grać na poziomie do którego nas przyzwyczaił. Przemęczenie było widać już na turnieju Kandydatów, Janek jednak konsekwetnie zaprzeczał, że jest zmęczony natłokiem obowiązków turniejowych, mówiąc, że lubi dużo grać. Trochę to wszystko niezbyt dobrze wygląda bo pokazuje rywalom słabe punkty w psychice Janka. Radek Wojtaszek dwoił się i troił ,ale tylko jeden plus i strata 15 pkt rankingowych przy nie najsilniejszych rywalach świadczą o nienajlepszej dyspozycji. Drużynę ciągnęli weterani Piorun i Bartel. Kacper na początku też wydawał się słabym punktem, ale w drugiej cześci turnieju przemógł się i wygrał na końcu 3 partie. Niespodziewanym bohaterem został rezerwowy Mateusz Bartel z wynikiem 8,5 z 10. Chyba wszyscy są w szoku, zaczął niemrawo, a drugiej części turnieju wpadł w szał punktowania i dzięki niemu i Kacprowi drużyna wróciła do żywych. Tak więc może jednak wysyłanie Mateusza na emeryturę jest cokolwiek przedwczesne.
Informacje na ChessBase News:
https://de.chessbase.com/post/alle-sieger-der-frauenolympiade
————————————————————-
https://de.chessbase.com/post/alle-sieger-der-offenen-44-schacholympiade
Odmłodzenie kadry kobiet wyszło na dobre i chyba trzeba iść w tym kierunku również w kadrze panów. Problem z kadrą jest taki, że jest ona zabetonowana i wielu mlodych nie widząc szans dostania się do niej zwyczajnie rezygnuje z szachów i zajmuje się czymś innym. W ten sposób tracimy kolejne talenty.
Szkoda że nie pojechała na olimpiadę Jola Zawadzka zamiast Moniki Soćko. Niestety Monika zagrała słabo i sporo poniżej oczekiwań.
„Jednocześnie chciałbym przeprosić kibiców za niedyspozycję JKD. Niestety natłok startów, obowiązków, emocji w ostatnim czasie sprawił, że Janek z punktu widzenia psychologicznego, mentalnego nie był w stanie grać na poziomie do którego nas przyzwyczaił. Myślę, że kto choć trochę miał do czynienia ze sportem profesjonalnym wie o czym mówię. Decyzja o jego absencji w ostatnich rundach z punktu widzenia sportowego wyszła na dobre.” – Kamil Mitoń.
Chyba JKD po turnieju powinien się regenerować i stopniowo przygotowywać do olimpiady.
To że JKD lubi dużo grać nie oznacza, że jego organizm lubi to samo co on. I tutaj właśnie zaczyna się rola trenera by znaleźć taki sposób by odpowiednio przygotować zawodnika do kolejnej dużej imprezy jaką jest olimpiada.
JKD i jego trener z pewnością wyciągną z tej sytuacji odpowiednie wnioski. Jednak rozczarowanie i niedosyt po nie udanym występie JKD na olimpiadzie długo z nami pozostanie.
Mateusz Bartel na swoim facebooku napisał ” W dużym skrócie mówiąc – Janek nie powinien był w ogóle jechać do Indii, bo po Turnieju Kandydatów nie był na taki wyjazd – długi, egzotyczny, a do tego emocjonalnie angażujący – gotowy.” To wygląda tak, że zawodnik doskonale wiedział, że jego dyspozycja jest słaba, ale pojechał bo jest wizytówką polskich szachów i czuł się zobowiązany do reprezentowania naszego kraju. A na Olimpiadzie poczuł się po prostu zajechany. Janek ma swoje 5 minut, wszędzie go chcą i zapraszają, ciężko odmówić. Ale to może prowadzić do przemęczenia i wyczerpania. Mam nadzieję, że Janek i jego otoczenie wyciągną odpowiednie wnioski i już nigdy nie doprowadzą do takiej sytuacji, w której zawodnik słabo się reprezentuje z przyczyn pozasportowych.
Dosyć sensacyjne informacje na temat występu Janka przekazał w wywiadzie olimpijskim z Kacprem Polokiem członek drużyny Mateusz Bartel. Z jego słów wynika, że Janek po turnieju kandydackim nie miał ochoty na występ na Olimpiadzie i zgłosił to naszemu związkowi. Pozostali zawodnicy nie mieli o tym pojęcia, dowiedzieli się o tym dopiero w Indiach. Kto przekonał Janka do wyjazdu nie wiadomo, według Mateusza nie był to PZSzach ( prawdopodobnie sponsorzy, otoczenie). Po przegranej partii w 7 rundzie Janek jednoznacznie oświadczył, że nie wystąpi już w dalszej części turnieju, gdyż jest niedysponowany i nie wniesie nic dobrego do drużyny, czym postawił drużynę w ciężkiej sytuacji. Z tych słów wynika, że poważne błędy zrobiono w otoczeniu zawodnika, niejako przymuszając do wyjazdu wyczerpanego i niechętnego zawodnika. Pewnie obawiano się negatywnego odbioru kibiców i sponsorów. W końcowym obrachunku Janek chyba stracił więcej, niż gdyby nie pojechał na Olimpiadę. Pokazał, że jest zbyt łatwo podatny na naciski, źle reaguje na porażki ze słabszymi zawodnikami. Nadrobienie tych rys będzie wymagało trochę czasu i dobrych wyników, czego naszemu najlepszemu szachiście życzymy.