Kontynuacja odcinka 165
Jak już kilkakrotnie pisałem w różnych publikacjach, także na blogu, że „teorię Capablanki” poznałem jako początkujący sympatyk szachów w 1961 roku.
Mimo braku jej logicznego uzasadnienia, jest ona nadal popularna w Polsce ze szkodą dla prawidłowego rozwoju utalentowanej polskiej młodzieży.
Dlatego – jako trener i publicysta – z obowiązku przypominam ten problem permanentnie od lat w różnych tekstach, np. ostatnio
Szachy w moim życiu.: Przed końcówką jest debiut (193) (konikowski.net)
Szachy w moim życiu.: Polemiki, opinie (165) (konikowski.net)
Ale także w 1961 roku spotkałem się również z rozsądną opinią, że bez znajomości debiutów, nie ma szans na odnoszenie sukcesów sportowych. Jak już pisałem w przeszłości, uświadomił mnie w tej problematyce zawodnik I kategorii Feliks Chybicki. Udostępnił mnie także archiwalne miesięczniki „Szachy”, w których znalazłem wiele ciekawych opisów z turniejów międzynarodowych świadczących o „klasie polskich szachów”.
////////////////////////
Dla przypomnienia pouczający przykład: Kilka lat temu studiując książkę Stanisława Gawlikowskiego „100 zwycięstw polskich szachistów “, Penelopa 1997, natknąłem się na stronie 122 na opis udziału Bogdana Śliwy w turnieju w Budapeszcie w 1952 roku.
Autor napisał: „Przez dwa powojenne dziesięciolecia w polskich szachach królował Bogdan Śliwa. Debiutując w pierwszych powojennych mistrzostwach Polski w Sopocie w 1946r., odniósł wielki sukces – zajął I miejsce i zdobył pierwszy (z sześciu w całej karierze) tytuł mistrza Polski. Po raz drugi zdobył tytuł w 1951 r., rozpoczynając całą serię zakończoną dopiero w 1954 r., a po raz ostatni został mistrzem kraju w 1960 r.
Gdy w 1952 r. Węgrzy organizowali wielki turniej poświęcony rok wcześniej zmarłemu jednemu z najsilniejszych szachistów okresu międzywojennego – Gezie Maróczy`emu, właśnie Śliwa miał bronić imienia polskich szachów. Trudno było liczyć na sukces, skoro startowali między innymi Keres, Geller, Botwinnik, Smysłow, Stahlberg, Szabo, Petrosjan, ale można się było wiele nauczyć, a przy okazji pokrzyżować plany nawet najwybitniejszym arcymistrzom.
Wiadomo było, że najsilniejszą stroną Polaka jest gra środkowa, a najsłabszą debiut. Niestety, z losowania wynikało, że już na starcie nasz mistrz będzie walczył z całą czołówką. Obnażyła ona bezwzględnie braki w przygotowaniu teoretycznym Polaka. Efekt był tragiczny. Po 10 rundach na koncie Śliwy widniało tylko 1.5 punktu.
////////////////////////
Podobnych wyczynów sportowych naszej czołówki było wiele i dlatego już przed 63 laty zadałem sobie pytanie:
„Dlaczego nasi czołowi szachiści nie odnoszą sukcesów na arenie międzynarodowej. Nie mamy zdolności do uprawiania tego intelektualnego sportu, czy są jakieś inne przyczyny”?
Zatem na przekór wszystkim zwolennikom „Teorii Capablanki” w kraju zawsze polecałem polskiej młodzieży wskazówki wielkich autorytetów szachowych:
Np. w mojej książce „Szachy dla przyszłych mistrzów” na stronie 16 m.in. pisałem: