Krzysztof Kledzik - wpisy autora

sty
15

Na stronie PZSzach-u opublikowano nowy Regulamin Kwalifikacyjny, określający sposób postępowania przy nadawaniu kategorii i tytułów szachowych.

Analizując uchwalone wymogi narzuca się nieodparta myśl, iż wkrótce aby osiągnąć tytuł mistrza, trzeba będzie znać jedynie prawidłowe ruchy bierek szachowych. Niestety nie tylko ranking ELO ulega systematycznej inflacji, lecz również i wymagania stawiane kandydatom do tytułów szachowych.

Nie dziwmy się zatem, że coraz bardziej pęcznieje lista niczym nie wyróżniających się mistrzów i arcymistrzów szachowych, których tytuły obecnie już niewiele znaczą.

sty
11

PhotoFunia

sty
02

Ze zdziwieniem stwierdziłem, iż mój niedawny wpis dotyczący zagadnienia współpracy Radosława Wojtaszka z byłym mistrzem świata Anandem, nie został poprawnie zrozumiany przez moich oponentów z sąsiedniego blogu. Dziwne to, gdyż byłem pewien iż swoje poglądy wyraziłem w sposób jasny i klarowny. Trener Waldemar Świć w swoim stylu wyraził niechęć w stosunku do całej sytuacji używając słów typu „postawa roszczeniowa”, „zrzędzenie”, „destrukcja” i „cieć”. Czy to że mam odmienne zdanie niż trener MASz i nie propaguję postawy aplauzu dla pewnych opinii, jest od razu zrzędzeniem i destrukcją? Czy to że analizuję wpływ pracy Wojtaszka dla Ananda, jest postawą roszczeniową?

Natomiast Krzysztof Jopek zarzucił mi mieszanie porządków logicznych, w tym przyczyny i skutku. Początkowo myślałem iż Krzysztof stwierdził to na poważnie, ale być może że jedynie robi sobie ze mnie przysłowiowe „jaja”. Albo udaje że nie wie o co mi chodziło w całej sprawie z Wojtaszkiem i Anandem.

Nie ma sensu abym od początku przedstawiał całe zagadnienie wpływu działalności Radka na jego osobistą karierę szachową. Problemową stronę współpracy Radka dobrze zrozumiał np. komentator podpisujący się pseudonimem Mat. Napisał on na niniejszym blogu iż „Wojtaszek jest natomiast zawodowcem o czym Jopek chyba zapomniał czytając pański [mój] artykuł, a to oznacza aktywną grę i ciągłą pogoń za czołówką światową, która przed nim stale ucieka i będzie w końcu dla niego nie osiągalna. To, że Radek nabija punkty na różnych ligach i pnie się do góry tym sposobem w rankingu, jest piękne, ale nie przekonywuje organizatorów super turniejów szachowych, na które nie zostaje zapraszany.”

Link

Właśnie o to mi chodziło gdy poruszyłem wspomniane zagadnienie. W czasie gdy Radek poświęcał swój czas na pracę dla Ananda, nasz zawodnik właściwie nie uczestniczył aktywnie w silnych turniejach. Zatem nie szlifował swojej formy, ani praktyki turniejowej. Ranking podwyższał dzięki grze w ligach i grze drużynowej albo pojawiając się na słabszych turniejach na których startował z pierwszej pozycji. Ale występy w takich zmaganiach oraz sam ranking to za mało, aby otrzymać lukratywne zaproszenia. Trzeba pokazać coś więcej. Wygrane Radka z Nakamurą mają swój pozytywny wydźwięk, ale pomimo tych zwycięstw Wojtaszek nie był i na razie nie jest zapraszany na superturnieje. Tam zaproszenia otrzymują silni gracze a nie analitycy. Warto zauważyć, że inni młodzi silni gracze nie zajmowali się pracą dla obcych ekip, i zrobili wielkie postępy. Tymi osobami są np. Giri i Caruana, przed którymi otwierają się wszystkie szachowe salony. A co otworzyło się przed Radkiem? Nic.

Natomiast warto abym w tym miejscu zacytował fragment swojej wypowiedzi, ten który chyba powinien być odebrany pozytywnie przez moich oponentów: „Miejmy nadzieję, że efekty zaangażowania w utrzymanie status quo byłego mistrza świata, czyli wykonana praca analityczna przyniesie jakieś pozytywne efekty w dalszym rozwoju Radka. W sensie czysto szachowym nie można jej negować. Pozostaje pytanie na ile charakter tych [wyjątkowo wąskich i specjalistycznych] analiz [przygotowywanych wyłącznie pod konkretne mecze] przyda się naszemu zawodnikowi, ale nawet jeżeli obliczane „słupki” nie zostaną wykorzystane przez Wojtaszka, to pewnie skorzysta on na samym charakterze i systemie pracy nad hinduskim materiałem szachowym”. To jest pozytywny aspekt Wojtaszkowej pracy, który i ja zauważam.

Krzysztof Kledzik

Dalej »
sty
01

Wpisy na blogach (nie tylko szachowych) żyją swoim życiem, między innymi dzięki zamieszczanym pod nimi komentarzach. Dlatego co pewien czas zaglądam do tych artykułów, na których trwa dyskusja internautów. Niedawno uczyniłem tak z wpisem Krzysztofa Jopka pt. „O postawie sportowej i antysportowej”. Zamieszczone tam starsze komentarze dotyczyły nieporozumienia na linii KK-KJ, które zostało ostatecznie wyjaśnione i zażegnane, dlatego nie ma potrzeby odnoszenia się do nich. Natomiast zainteresowało mnie kilka nowych komentarzy, dopisanych jako uzupełnienie toczącej się tam dyskusji. Komentator podpisujący się imieniem Tomasz, zamieścił ciekawe spostrzeżenie: „poruszasz [chodzi o KJ] bardzo ważne problemy, więc ludzi musisz wkurzać”. Myślę że dotyczy to wszystkich blogerów podejmujących kontrowersyjne i niewygodne tematy. Przy czym siła tego wkurzania jest proporcjonalna właśnie do stopnia kontrowersyjności głoszonych poglądów. Szczególnie silne emocje budzą ci blogerzy, którzy występują pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem, a więc stają się osobami w pełni rozpoznawalnymi, i przez to postaciami publicznymi.

Komentator Tomasz deklaruje odwodzenie swoich podopiecznych (zapewnie chodzi o szachistów-juniorów) od poważnego zajmowania się szachami w przyszłości. Według opinii Tomasza, szachy mają stanowić jedynie pomoc w ich rozwoju, a nie być drogą życiową. Skoro w Polsce mamy ogólne nastawienie na zniechęcanie juniorów do kontynuowania kariery szachowej, to chciałbym zapytać się, w jaki sposób mamy propagować w naszym kraju poważne i profesjonalne podejście do szachów, i jak mamy budować zaplecze dla szachów seniorskich? Mam nadzieję, że w tym momencie nie narażę się na kolejne zarzuty komentatora Jacka, iż jestem „zwykłym prostakiem” piszącym takie rzeczy „używając pospolitego języka”. Nie chcę wywołać jakiś utarczek dotyczących niedawnego problemu juniorskiego, ale zachęcam do podania propozycji rozwiązania tej bolączki. Być może że osoby komentujące wpisy na obu blogach mają jakieś swoje pomysły czy spostrzeżenia, którymi warto podzielić się z pozostałymi czytelnikami. Szczególnie liczę na osoby profesjonalnie związane z nauczaniem szachów, gdyż są najlepiej zorientowane w opisywanym problemie i znają go z obu stron.

Komentator Tomasz wyraził pogląd, iż „gadać pusto i krytykować bez sensu potrafi każdy – a tak pisywać i poświęcać swój czas na ważne sprawy (podobnie jak Krzysztof Jopek) już tylko garstka nielicznych. I chociażby z uwagi na to należy się szacunek dla autora, nawet pomimo tego, że każdy ma prawo do odmiennego zdania. Proste?” Nie, nie jest proste. Proste byłoby wtedy, gdyby powyższe zdania dotyczyły wszystkich blogerów. To że ktoś ma odmienne zdanie (szczególnie contra) nie oznacza że gada pusto, i że krytykuje bez sensu. Nie wszyscy muszą mieć te same poglądy. Czasy pseudo-jednomyślności już minęły. Poza tym każdy z nas i każdy z niewymienionych tu z nazwiska szachowych blogerów poświęca swój czas i siły, na ważne dla niego i dla ogółu sprawy. Jest to jednocześnie odpowiedź na standardowy zwrot „ale dla tych mądrych krytyków mam tylko jedno pytanie : co Ty zrobiłeś dla tak zwanych polskich szachów, że upoważnia Cię to do tak zajadłej krytyki?”, pojawiający się w ustach komentatora Jacka. Na przykład to, że dana osoba (bloger, autor wpisów, czy komentator) dostrzega problemy polskich szachów i nie boi się o tym pisać publicznie po to, aby uczulić czytelników na zauważone niekorzystne zjawiska. To że poświęca swój czas i siły na pisanie polemicznych artykułów. To że nie boi się wystawić na publiczne potępienie, bo robi to po to aby zatrząść szachowo-sportowym sumieniem wszystkich miłośników szachów.

Krzysztof Kledzik

Dalej »
gru
31

wojtaszek anandNigdy nie ukrywałem, że sceptycznie podchodziłem do kilkuletniej pracy Radosława Wojtaszka dla byłego mistrza świata, Ananda. Uważam że nasz czołowy zawodnik stracił w ten sposób czas, który mógł poświęcić na wypromowanie własnej osoby jako silnego szachisty, a nie na ratowanie Anandowej korony. Ta została Hindusowi słusznie odebrana, bo były mistrz świata od kilku lat prowadził kiepską politykę sportową, unikając poważniejszych konfrontacji przy szachownicy i nastawiając się na pasywne, remisowe utrzymanie najwyższego szachowego tytułu. Obawiałem się, że ta pasywna postawa i równie pasywny styl gry będą negatywnie rzutować na szachowy charakter Radka, i chyba niewiele pomyliłem się, bo nasz zawodnik od kilku lat gra właśnie takie pasywne szachy i nie przejawia żadnego „pazura” w królewskiej grze.

Uważam że dobrze się stało, że korona szachowa przeszła w inne ręce, gdyż dzięki temu Radek uwolnił się od kontraktu hamującego (co najmniej w sensie czasowym) jego własny rozwój szachowy. Od kilku lat Wojtaszek nie był postrzegany w świecie jako liczący się aktywny zawodnik, jedynie widziano w nim analityka pracującego dla Ananda. Ma to pewien wydźwięk, ale taka wizytówka to jednak za mało aby być zapraszanym na wiodące turnieje, o superturniejach nie wspominając. A warto pamiętać, że Polska ciągle potrzebuje wybitnego szachisty, liczącego się w świecie. Miejmy nadzieję, że efekty zaangażowania w utrzymanie status quo byłego mistrza świata, czyli wykonana praca analityczna przyniesie jakieś pozytywne efekty w dalszym rozwoju Radka. W sensie czysto szachowym nie można jej negować. Pozostaje pytanie na ile charakter tych analiz przyda się naszemu zawodnikowi, ale nawet jeżeli obliczane „słupki” nie zostaną wykorzystane przez Wojtaszka, to pewnie skorzysta on na samym charakterze i systemie pracy nad hinduskim materiałem szachowym. Oby tylko nasz zawodnik uwolnił się mentalnie od balastu pasywnego nastawienia ex-mistrza świata i zdecydował się w końcu na aktywną, dynamiczną grę.

Myślę iż dyskusyjne jest twierdzenie, że widocznym efektem pracy dla Ananda jest obecna wygrana Wojtaszka w turnieju w Zurichu. Radek grał tam z pozycji lidera, z przeciwnikami słabszymi od niego. Nasz zawodnik „musiał” z „przyzwoitości” wygrać ten turniej, i zrobił to. Ale czy to jest powód do wielkiej radości? Wygrana jest, tego nie neguję, ale wygrana lidera ze słabszymi. Kiedyś podobne zdarzenie miało miejsce w przypadku Dariusza Świercza, którego wysłano w charakterze szachowego „Terminatora” na zaniżone jak dla niego, mistrzostwa w Mariborze. Obaj zawodnicy powinni mierzyć się z równymi sobie, podobnie jak wspomniana na tym blogu Justyna Kowalczyk stawająca w szranki z Marit Bjoergen. I powinni to robić w rozgrywkach indywidualnych! Nikt nie neguje sukcesów Radka w zmaganiach drużynowych. Ale szachy to sport indywidualny, i szachistów ocenia się po ich wynikach indywidualnych, a nie zespołowych. Efekty zmagań drużynowych są jedynie dodatkiem do ich szachowego portfolio, natomiast nie mogą stanowić jego zasadniczej części.

Krzysztof Kledzik

Dalej »
gru
27

Zagadnienie literatury szachowej w Polsce jest tuż obok sprawy naszych juniorów, drugim bardzo ważnym problemem dotykającym wszystkich szachistów. Ostatnio na znanych blogach starły się dwa poglądy, dające początek burzliwej dyskusji internetowej. Pierwszy pogląd reprezentowany był przez Krzysztofa Jopka, który wskazywał na niedostatek polskojęzycznej literatury szachowej w Polsce. Drugi pogląd, zdecydowanie odmienny, był mojego autorstwa. Myślę, że dla dobra sprawy warto jeszcze raz powrócić do tego tematu, tak aby sprecyzować nasze (a przynajmniej moje) stanowisko.

Na swoim blogu w artykule pt. „O postawie sportowej i antysportowej” Krzysztof Jopek zadał pytanie o ilość przetłumaczonych na j. polski książek rosyjsko- i angielskojęzycznych. Następnie wymienił kilka ciekawych pozycji książkowych, część z nich już nie pierwszej młodości. Z kolei w jednym ze swoich komentarzy pod wspomnianym wpisem zaproponował przeglądnięcie oferty książkowej sklepu internetowego Caissa (oczywiście chodziło o przykładowy sklep, gdyż sprawa jest natury ogólnej i nie zawęża się jedynie do oferty firmy Caissa) i dokonaniu zliczenia ilości książek polsko- i obcojęzycznych.

Uważam, że nie należy „wprost” zliczać ilości tych książek. Trzeba uwzględnić pewne istotne proporcje. Polskojęzyczni szachiści stanowią bardzo mały ułamek całkowitej ilości szachistów na świecie. Polska jest małym krajem i jej udział w wydawanych (oraz tłumaczonych i potem wydawanych) książkach nie może równać się z analogiczną działalnością wydawniczą w wielkiej Rosji i jeszcze większym angielskojęzycznym świecie. Dlatego myślę, że na ilość dostępnej literatury rodzimej polskiej i przetłumaczonej na j. polski trzeba patrzyć z uwzględnieniem powyżej opisanych różnic. Obawiam się, że nasz kraj nigdy nie będzie potentatem w literaturze szachowej tym bardziej, że ze względów finansowych wydawnictwa prawdopodobnie nie zdecydują się na wydanie starszych tytułów, m.in. tych wymienionych przez KJ w swoim artykule. Pomimo dysproporcji w dostępnej literaturze polskiej oraz przetłumaczonej na j. polski, a obcojęzycznej dostępnej w wersji oryginalnej, myślę że oferty naszych internetowych sklepów szachowych są naprawdę zadowalające, bo obejmują materiały szkoleniowe, prace analityczne, zagadnienia strategii, taktyki, debiutów, gry środkowej, końcówek, a także biografie, ciekawostki, materiały historyczne, itp.

Oczywiście oferta literatury polskiej i przetłumaczonej na j. polski jest przydatna i wręcz niezbędna dla każdego szachisty. Zarówno dla amatora traktującego szachy jedynie jako hobby, jak i dla juniorów szkolących się w tej grze, jak i dla osób bardziej zaawansowanych starających się poszerzyć swoje horyzonty szachowe. Ale warto zauważyć, że szachiści z górnej półki czyli arcymistrzowie nie mogą ograniczyć się wyłącznie do tej oferty wydawniczej. W celu kontynuowania treningu szachowego, podnoszeniu i tak wysokich umiejętności szachowych oraz przygotowywaniu się do ważnych turniejów czy meczów, niezbędne stanie się sięgnięcie po zaawansowaną literaturę obcojęzyczną, rosyjską bądź angielskojęzyczną.

Krzysztof Kledzik

///////////////////////////////////////

Uzupełniające materiały

Link 1

Link 2

Link 3

Link 4

Dalej »
gru
26

lustro

 

Przeglądając zasoby internetu w poszukiwaniu różnych informacji o szachach, natknąłem się na kilka dyskusji o problemie gry w szachy przeciwko sobie. Oczywiście nie chodzi mi o sytuację przedstawioną na załączonym zdjęciu, gdyż jest ona jedynie żartobliwą ilustracją tego artykułu i aluzją do samotności, niezrozumienia i wynikającego stąd wyalienowania niektórych szachistów. Zagadnienie o którym teraz piszę, poddaję pod dyskusję całkiem na poważnie. W niektórych internetowych wypowiedziach pojawiają się głosy, iż gra w szachy przeciwko sobie jest pozbawiona sensu, gdyż gracz będący jednocześnie przeciwnikiem siebie, nie może stworzyć właściwego planu gry, na tyle dobrego aby skutecznie walczyć z oponentem, czyli ze sobą. Czyli to jakby stać na ringu i boksować samego siebie.

Ale druga strona w dyskusji też ma sporo racji, bo taki osobliwy rodzaj pojedynku szachowego można traktować jako formę rozszerzonej i pogłębionej analizy gry oboma kolorami bierek. W trakcie tej specyficznej partii szachowej zawodnik(?) wciela się naprzemiennie w siebie i własnego przeciwnika, starając się znaleźć najlepszy plan gry dla obu stron. Omawianą partię można więc potraktować jako bardzo rozszerzone studium szachowe, będące niezłym wyzwaniem intelektualnym dla entuzjastów naszej gry.

Jestem ciekawy co Czytelnicy tego blogu sądzą o rozgrywaniu partii szachowej tylko z samym sobą, i czy kiedykolwiek tego próbowali? Zapraszam do podzielenia się własnymi spostrzeżeniami.

Krzysztof Kledzik

 

 

Dalej »
gru
23

Mój ostatni wpis pt. „Szachy, juniorzy i brak perspektyw” wywołał sporo emocji, między innymi na blogu Krzysztofa Jopka. Bloger ten zamieścił ripostę na mój wpis, która pomimo że jest bardzo emocjonalna, jest jednak dialogiem z moimi poglądami, z czego się cieszę. Nie oczekuję bezwarunkowego aplauzu dla moich opinii, i zdaję sobie sprawę z tego że napotkam też postawę contra. Nigdy nie twierdziłem że mam absolutną rację we wszystkim. Mylę się tak jak każdy z nas, ale pomimo to pragnę dzielić się z Czytelnikami swoimi przemyśleniami. Tym razem wywołały one żywiołową reakcję Krzysztofa Jopka, który bardzo ostro odpowiedział mi w swoim wpisie. Nigdy nie było moim zamierzeniem personalne atakowanie KJ, a jeżeli tak to odebrał, to przepraszam go. Moim celem była i jest jedynie polemika z poglądami Krzysztofa, szczególnie z tymi, które uważam za błędnie interpretujące polską rzeczywistość szachową.

Czytając wypowiedź Krzysztofa Jopka zamieszczoną w postaci dłuższego wpisu jak i jego komentarzy pod wspomnianym artykułem, dochodzę do wniosku iż moja wcześniejsza wypowiedź została opacznie zinterpretowana. Pisząc o juniorach oraz upadku ich dalszej kariery szachowej w wieku seniorskim, nie miałem na myśli wszystkich juniorów. Byłoby całkowicie błędne namawianie wszystkich juniorów do poświęcenia np. studiów aby zajęli się dalszą, ale ryzykowną karierą w szachach. Duża część juniorów nie ma wystarczających predyspozycji aby kontynuować pracę nad tą dziedziną w stopniu zapewniającym im dostatni byt i wyrobienie marki w świecie. Nie każdy jest tak uzdolniony szachowo aby stać się wybijającym się seniorem. Dlatego pisząc mój poprzedni artykuł miałem na myśli jedynie czołowych juniorów, na przykład tych którzy wchodzili w skład Wojtaszek Comarch Team, ale oczywiście nie tylko. Tylko najzdolniejsi juniorzy mają szansę stać się dojrzałymi szachistami, których nazwiska będą znane i cenione na świecie. Być może zbyt słabo zaakcentowałem ten element mojej wcześniejszej wypowiedzi, stąd wynikło nieporozumienie i błędna interpretacja mojego stanowiska w omawianej sprawie.

Krzysztof Kledzik

gru
21

Ostatnio moją uwagę przykuł wpis znanego blogera, Krzysztofa Jopka. Artykuł ten noszący tytuł „Siedem lat chudych”: Link porusza bardzo ważny problem jakim jest brak perspektyw szachistów-juniorów na dalszy rozwój i karierę w szachach. Wydaje mi się że K.Jopek niepotrzebnie jest na siebie zły za idealistyczne pytania jakie zadał w wywiadzie przeprowadzonym z Waldemarem Świciem. Pan Krzysztof jak sam zauważył, zagadnął o to dlaczego młodzi szachiści nie są gniewni, dlaczego nie potrafią zaryzykować by wybrać karierę szachową, że świat nam ucieka, itd. To są bardzo zasadne pytania, które pokazują obraz nędzy polskich szachów na styku juniorstwa i seniorstwa. Rację miał też i W.Świć który twierdził, że każdy ma wolny wybór swojej drogi życiowej. Ale nastawianie się przy wyborze na ciągłe bezpieczeństwo owocuje tym, że 99% naszych utalentowanych juniorów rzuca szachy. K.Jopek zacytował pytanie Jerzego Konikowskiego o to, co dzieje się z polską młodzieżą która po kilku latach pracy nad szachami ginie z pola widzenia. I odpowiedział (K.J.) iż młodzież ta wybiera sensownie i racjonalnie. Ale przez takie podejście, wszyscy nasi juniorzy w pewnym momencie giną w tłumie przeciętniaków.

To że mamy uzdolnioną młodzież, każdy wie. Nasi młodzi zdobywają medale, i generalnie wyróżniają się w świecie. Ale nastawienie ich rodziców, środowiska i samego PZSzach-u jest takie, że skutecznie zniechęca ich do kontynuowania kariery szachowej. Jeżeli przyjmiemy stanowisko, że juniorzy postępują słusznie rzucając szachy po osiągnięciu wieku dojrzałego, to od razu zapomnijmy o wypromowaniu szachistów-seniorów liczących się w świecie. Aby istniał sport zawodowy (w tym i szachy) na poziomie, i aby w danym kraju byli zawodnicy liczący się w świecie, to muszą mieć jasny cel i coś dla niego poświęcić. Na przykład muszą skupić się na solidnym treningu szachowym, a nie na podejmowaniu studiów, doktoratu, itd. Wielu liczących się w świecie szachistów nie traciło czasu na studia, gdyż zajęli się na poważnie swoją karierą szachową. Na to zagadnienie już dawniej zwrócił uwagę Jerzy Konikowski. Niestety w naszym kraju nie uwzględniono rad trenerskich pana Jerzego, co więcej, publicznie oskarżono go o działanie na szkodę juniorów i ich rodziców, że rzekomo odciąga ich dzieci od nauki, itd.

W Polsce mieliśmy sporo utalentowanych juniorów którzy rzucili szachy, albo jedynie udzielają się w jakiś mało znaczących turniejach bez perspektyw. Ostatnio pojawił się problem Dariusza Świercza. Rozpętana wokół niego propagandowa burza medialna ucichła na dobre, i co więcej, pojawiły się głosy o rozpoczęciu studiów przez Darka. A w niedawnym wywiadzie am Krasenkow stwierdził, że w Polsce uważa się że ważne jest ukończenie szkoły i pójście na uniwersytet, po czym już wiele w szachach nie osiągnie się: Link

Dlatego obawiam się, że z Darkiem wkrótce stanie się to samo, co z 99% wszystkich utalentowanych polskich juniorów.

Szkoda, że w Polsce panuje nastawienie przeciw seniorskiej karierze młodych ludzi. Jeżeli z góry zakładamy (a Krzysztof Jopek kilkakrotnie podkreślał, że rezygnacja juniorów z kariery szachowej jest dobrą i właściwą postawą) że zniechęcamy juniorów do kontynuowania kariery szachowej, to może od razu zlikwidujmy Polski Związek Szachowy, albo przemianujmy go na Polski Związek Szachów Juniorskich. Nie chcę już pisać że odbieram wypowiedź KJ jako antyszachową i antysportową, więc może powiem delikatnie, że przez takie nastawienie naszego środowiska szachowego tracimy z oczu główny cel jakim jest rozwój poważnych i przyszłościowych szachów seniorskich w Polsce.

Krzysztof Kledzik

Dalej »
  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog przez e-mail

    Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.