Nikt nie pochwala niezgodnego z prawem dopingu w sporcie, gdyż ta forma sztucznego zwiększania swoich umiejętności jest zwyczajnym oszustwem. Czasy się zmieniają i afery dopingowe zaczynają gościć na szachowych salach turniejowych. Chyba nie ma szans na zduszenie w zarodku tej patologii, jednak można poważnie ograniczyć skalę zjawiska poprzez rygorystyczne kontrole, podobne do tych, stosowanych w innych dziedzinach sportu. Ostatnio Krzysztof Jopek na swoim blogu poruszył zagadnienie dopingu w szachach: Link, słusznie je piętnując.
Oprócz samego artykułu zainteresowały mnie komentarze zamieszczone pod nim, a w szczególności kontrowersyjna opinia znanego w internetowych kręgach szachowych, Władka z Polańca. Wyraził on przekonanie, iż „Doping w szachach jest potrzebny, by społeczność Świata dowiedziała się o takiej grze jak SZACHY. Chwała temu 12-latkowi że o szachach możemy czytać i to szachistom nie szkodzi. Moim zdaniem mamy zbyt mało afer w szachach i dlatego mało ludzi w Polsce wie co to są Szachy. Gdybym znał mechanizm oszustwa to sam bym spróbował jak to DZIAŁA. Oszukiwanie w szachach jeszcze nikomu nie zaszkodziło a raczej dopinguje ludzi do poznania programów szachowych i do lepszego zrozumienia Szachów. Moim zdaniem tylko ludzie mało obyci w szachach będą robić z tego aferę. Czekam na następne ujawnienie afery… może wtedy Polski Związek Szachowy poważnie będzie traktował taka dyscyplinę sportu i kultury jak SZACHY”. Niewątpliwie powyższa wypowiedź Władka jest bardzo prowokacyjna i obrazoburcza. Oczywiście natychmiast spotkała się z kontrą innych komentatorów, podważających sens postawy pro-dopingowej. Ale czy kontrowersyjny Władek z Polańca nie ma choć odrobiny racji? Może w „tym szaleństwie jest metoda”?
Nie od dziś wiadomo, że szachy nie są medialna grą. Zresztą cóż medialnego może być w widoku dwóch zawodników rozgrywających partię szachów klasycznych? Przerysowując ten obraz, siedzą godzinami nad szachownicą, nieomal w bezruchu. Pozornie nic się nie dzieje. Obserwator, powiedzmy nie-szachista, nie wie dlaczego gracze przestali dawać oznaki życia. Przez głowę przymykają mu przykładowe wyjaśnienia:
- szachiści zasnęli
- mają słaby refleks
- myślą powoli
- nie żyją
Jeżeli ktoś z Czytelników ma swoje propozycje wyjaśnienia bezruchu zawodników, proszę je dopisać w komentarzach. Szachy pozbawione akcji, ruchu, dynamiki, wydają się być grą „bezpłciową”, bez wyrazu – „bez jaj”. Z takim wizerunkiem i potocznym odbiorem szachów i szachistów, trudno przebić się do mediów z tą grą. Zatem może lepiej promować szachy szybkie i błyskawiczne? Niewątpliwie mają w sobie więcej dynamiki i przełamują zakorzeniony i fałszywy stereotyp szachów jako gry nudnej, w której nic się nie dzieje, przeznaczonej dla niechlujnie ubranych dziwaków, których procesy myślowe zachodzą tysiące razy wolniej niż u przeciętnych ludzi (tzw. refleks szachisty).
Tutaj w promocję wizerunku szachów jako gry dla osób „z jajami” wpisuje się komentarz Władka. Nie popieram dopingu, ale zapewne szachiście z Polańca chodziło o to, że zaistnienie problemu farmakologicznego wspomagania w szachach ukazuje iż jest to prawdziwy sport i bezpardonowa rywalizacja, czasami nawet o duże pieniądze. Zaistnienie problemu dopingu w szachach oraz nagłośnienie tego zjawiska może pomóc wprowadzić szachy do mediów. Niestety wprowadzenie nastąpi przez złe drzwi, od strony oszustwa i naginania prawa, ale nie ma co liczyć na to iż media zainteresują się np. szachami klasycznymi, które po czerwonym dywanie wprowadzą do swojej ramówki. Czytelnicy gazet i widzowie telewizyjni przepadają za sensacjami i aferami, które napędzają kołowrót medialny. Być może, że doping w szachach stanie się dla tego kołowrotu przysłowiową „wodą na młyn”.
Na zakończenie chciałbym jeszcze raz podkreślić, że jestem przeciwny wszelkiemu oszukiwaniu i dopingowi w sporcie (w szachach również). Powyższy artykuł nie ma na celu propagowania negatywnych postaw, lecz jest jedynie próbą interpretacji wypowiedzi Władka z Polańca.
Krzysztof Kledzik