Część wakacji letnich w 1961 roku spędziłem w Gdańsku-Wrzeszczu. Tuż przed wyjazdem kupiłem sobie w antykwariacie książkę Władysława Litmanowicza „Międzynarodowy Turniej w Sopocie 1951”. Zacząłem ją studiować z dużym zainteresowaniem. O „zasługach” autora na innym polu dowiedziałem się później. Mam wszystkie książki Litmanowicza i wysoko je cenię. Nie był silnym szachistą, ale publicystą był znakomitym. To jest zaprzeczeniem teorii tych krytyków, którzy twierdzą, że tylko arcymistrzowie mogą napisać wartościowe książki!
Książka Litmanowicza wprowadziła mnie w tajemnice szachów turniejowych. Na stronie 63 jest zdjęcie z opisem: „Ustawione na molo duże tablice demonstrujące przebieg gry ściągają tłumy publiczności, które śledzą przebieg rozgrywek”.
Uwierzyłem, że szachy są sportem widowiskowym. Będąc w Sopocie zacząłem się nawet wypytywać o turniej szachowy. Oczywiście nikt nic o takiej imprezie nie słyszał.
W centrum Gdańska trafiłem na klub studencki o nazwie „Rudy Kot”. Zagrałem tam w dwóch turniejach błyskawicznych. Wypadłem w nich całkiem nieźle. Miejscowy działacz o nazwisku Nakonieczny zaproponował mi nawet grę w jakimś gdańskim klubie. Wyjaśniłem mu, że jest to niemożliwe, gdyż mieszkam w Bydgoszczy i gram w klubie OKO Caissa.
W trakcie pobytu w Gdańsku zdążyłem przeanalizować tylko kilkadziesiąt zamieszczonych w książce partii. Resztą zająłem się już po powrocie do domu. Komentarze są bardzo pouczające i dlatego na ich bazie poznałem otwarcia, warianty, różne motywy ze strategii i taktyki, końcówki itd. Do dnia dzisiejszego zaglądam do niej dość często!
Jest jeszcze jedna kwestia, która mnie zainteresowała w książce. Tabelki turniejowe:
http://rcin.org.pl/Content/61454/WA303_80777_B155-Polska-T-14-2016_Wolsza.pdf