Tytułowe pytanie jest na tyle ważne, że nie od dziś zaprząta głowy zarówno szachistom jak i ich trenerom. Na niniejszym blogu wielokrotnie staraliśmy się zwrócić uwagę Czytelników na problem wypaczenia sposobu szkolenia polskich szachistów, który niestety ciągle owocuje słabymi rezultatami naszych zawodników, a mówiąc dosadnie laniem zbieranym przez nich na dowolnym z silniejszych, zagranicznych turniejów. Nasi szachiści zdobywają punkty w krajowych turniejach, ale w ogóle nie liczą się w świecie. I nie będą się liczyć, dopóki w PZSzach-u nie zapanuje moda na efektywność kształcenia i promocję dobrych wyników. Ku mojemu zaskoczeniu, od pewnego czasu oficjalne czynniki skupione wokół PZSzach-u starają się udowodnić, że receptą na sukces i lekiem na wspomniane bolączki są końcówki szachowe, po czym zręcznie podsuwają książki Dworeckiego i Szereszewskiego. Oficjalne pismo związkowe MAT również zaczęło przekonywać, że drogą rozwoju szachistów powinny być elementy gry końcowej.
W błędnie ponumerowanym, piątym numerze MAT-a z 2013 roku, jako odpowiedź na pytanie o to co ma zrobić szachista aby grać lepiej, trener Michał Krasenkow ponownie rekomenduje podręcznik końcówek Dworeckiego, jako klucz do najlepszych efektów treningowych. Cóż za jednostronność osądu. Takie rekomendacje trenera stoją w jawnej sprzeczności z ogólnoświatowymi trendami w szkoleniu szachowym. Domyślam się, że nasz trener aspiruje do miana awangardy ruchu szkoleniowego, ale chyba wybrał zły sposób realizacji tego zamiaru, bo czy naprawdę tak silnie monotematyczny trening szachowy, nastawiony na końcówki, ma zapewnić polskim szachom złote Eldorado? A co z pozostałymi fazami gry? Przecież partia szachowa, a w ogólności mecze i turnieje szachowe nie są konkursami rozwiązywania końcówek na czas. Skoro trenerowi Krasenkowowi zależy na efektywnym rozwoju szachowym entuzjastów tej gry, w szczególności osób początkujących i juniorów, to dlaczego nie zaproponuje im zrównoważonego treningu obejmującego wszystkie fazy gry? Dlaczego w oficjalnym piśmie związkowym nie promuje całościowej nauki szachów, lecz propaguje system szkolenia dawno zarzucony przez inne kraje? Czy zamiast nawoływania do treningu końcówek rzekomo mającego zapewnić szachowy sukces, nie powinien przypadkiem użyć nieco innych apeli, w stylu:
Połóżcie nacisk na zrównoważony trening szachowy. Poznawajcie i uczcie się partii szachowych jako całości. Nie zaniedbujcie żadnej z faz gry, gdyż przeciwnik od razu wykorzysta Wasze luki w treningu. Pamiętajcie o właściwym przygotowaniu debiutowym, jako metodzie pozwalającej wypracować sobie przewagę nad przeciwnikiem już na starcie partii. Nie musicie od razu prowadzić zaawansowanych studiów debiutowych w stylu Kramnika czy Ananda przygotowującego się do meczu o mistrzostwo świata. Jednak pracujcie nad debiutami na poziomie dostosowanym do waszej wiedzy szachowej. Wraz z jej poszerzaniem, również rozszerzcie zakres prac nad otwarciami szachowymi. Nie uczcie się wariantów na pamięć, lecz starajcie się zrozumieć idee danych otwarć, tak aby na pewnym etapie rozwoju szachowego zacząć dobierać stosowne dla Was typy debiutów. Poproście Waszych trenerów aby zadbali o właściwy dobór repertuaru otwarć szachowych, dostosowanych do Waszego stylu gry. Grajcie aktywne szachy. Pasywnymi debiutami nie wygracie partii szachowej.
Warto zaglądnąć na stronę ChessBase do działu będącego szachowym sklepem internetowych. Znalazłem tam dwie ciekawostki: Michał Krasenkow jest wzmiankowy jako jeden z ekspertów debiutowych: link przy czym aktualna oferta ChessBase dotycząca materiałów naszego trenera obejmuje wyłącznie jego opracowania debiutowe. Faktycznie ciekawostki… Dlaczego zatem Michał Krasenkow uznany przez wydawnictwo ChessBase za eksperta debiutowego, wydającego tam opracowania dotyczące otwarć szachowych, tu w Polsce bardzo niechętnie odnosi się do tego zagadnienia? Przecież niedawno przyznał nawet, że jako trener polskiej kadry narodowej właściwie nie zajmuje się repertuarem debiutowym naszych reprezentantów. A kwestię nauki fazy początkowej partii szachowych zręcznie eliminuje z rad udzielanych juniorom i nowicjuszom szachowym.
Skoro już zaczęliśmy przeglądać stronę Chessbase, to warto odwiedzić dział sklepu internetowego, aby przypatrzeć się ilości dostępnych tam materiałów treningowych poświęconych debiutom, grze środkowej i końcówkom. Jakoś dziwnym trafem najwięcej jest materiałów treningowych obejmującym otwarcia szachowe. Czy jest to dla nas jakiś znak i jednoznaczna wskazówka, czy może raczej prowokacja czołówki światowej listy rankingowej, ich trenerów oraz autorów materiałów szkoleniowych, pragnących zdyskredytować polską myśl treningową opartą na końcówkach Dworeckiego?
Wydawnictwo ChessBase i prezentowana przez niego koncepcja doboru literatury szachowej nie jest aksjomatem. Każdy z trenerów może zebrać odpowiedni zbiór materiałów, którymi posłuży się w swojej pracy szkoleniowej. Ale po ilości dostępnych tam opracowań szachowych wyraźnie widać, że trening końcówek nie jest obecnie sprawą priorytetową dla klasowych zawodników. Oczywiście każdy ma zapewnioną wolność wyboru i dlatego może otoczyć się książkami Dworeckiego i wpatrując się w jego fotografię na okładce zakwilić dyszkantem słowa piosenki Krystyny Prońko:
Jesteś lekiem na całe zło
i nadzieją na przyszły rok.
Jesteś gwiazdą w ciemności,
mistrzem świata w radości,
oto cały Ty.
Jesteś lekiem na całe zło,
i nadzieja na przyszły rok.
Jesteś alfą omegą, hymnem, kolędą…
Tylko że cała światowa czołówka szachowa już dawno pokazała, że dogmatyczne podejście do końcówek nie jest lekiem na całe zło, a Dworecki nie jest ani gwiazdą w ciemności ani mistrzem świata w radości. A nadzieję na przyszły rok, to mamy co roku na „Sylwestra”, podobnie jak PZSzach, trenerzy i kadrowicze, gdy otwierają butelki z szampanem. Ale mieszanką szampanów i nadziei nie wygrywa się partii szachowej. Do tego potrzeba czegoś więcej, np. prawidłowo przygotowanego systemu treningowego dla kadrowiczów, juniorów i osób rozpoczynających przygodę z szachami.
Krzysztof Kledzik