paź
27
  1. Wiceprezes Włodzimierz Schmidt podkreślił, że słabe przygotowanie debiutowe jest problemem zarówno czołówki kobiet, jak i mężczyzn i zadeklarował gotowość nadzorowania pracy konsultanta debiutowego kadry kobiet i mężczyzn (Protokół z zebrania zarządu Warszawa, biuro PZSzach, Al. Jerozolimskie 49, 27 października 2012 r. godz. 10.00-18.00).
  2. Michał Krasenkow – trener kadry Polskiego Związku Szachowego (Pismo MAT 4-2013): Kładzenie nacisku na pracę nad debiutami jest śmiesznym podejściem.
  3. Anatoli Karpow – mistrz świata w latach 1975-1985 oraz 1993-1999: Każda faza partii, otwarcie, gra środkowa i końcówka ma duże znaczenie. Jeżeli na początku gry, któraś ze stron uzyska przewagę materialną lub pozycyjną, to zniwelować ją w grze środkowej będzie bardzo trudno. W tej sytuacji do końcówki może w ogóle nie dojść. Bez poprawnej gry w debiucie, nie można więc myśleć o sukcesach w szachach.  
  4. Władimir Kramnik – mistrz świata w latach 2000-2007: Moja specjalność to debiut i przejście do gry środkowej. Tu nie chodzi o wiedzę, tylko o zrozumienie oraz pojęcie kierunku działania”.
  5. Borys Gelfand – wicemistrz świata w 2012 roku: Byłem wychowany, że debiut to najważniejsza część partii i trzeba go wygrać. Dlatego muszę silnie obciążać mózg.
  6. Czołowy trener MASZ: Ja osobiście, w pracy i w konsultacjach z juniorami, zwracam większą uwagę na idee, myśli, najważniejsze ścieżki, nastawienie do partii, nie zalewając ich wariantami.
  7. Jerzy Konikowski – trener I klasy i publicysta: Studiujcie debiuty, a w grze środkowej i końcówkach dacie sobie na pewno radę!
  8. Monika Soćko – najlepsza polska szachistka: Ranking rzędu 2400 czy 2500 można zdobyć samym talentem, ale dalszy rozwój wymaga dobrych trenerów i wielkiej własnej pracy. Tak, polscy szachiści są leniwi. Naturalnie nie wszyscy, ale większość.
  9. Mistrz świata Magnus Carlsen: „Głównie pracowałem nad otwarciami (przed meczem z Anandem). Myślę, że końcówki i grę środkowo opanowuje się dzięki grze turniejowej. W tym sensie nie trenowałem tych faz gry, które są moją siłą.”

//////////////////////////////////////////////

Kilka lat temu studiując książkę Stanisława Gawlikowskiego „100 zwycięstw polskich szachistów“, Penelopa 1997, natknąłem się na stronie 122 na opis udziału Bogdana Śliwy w turnieju w Budapeszcie w 1952 roku.

Autor napisał: „Przez dwa powojenne dziesięciolecia w polskich szachach królował Bogdan Śliwa. Debiutując w pierwszych powojennych mistrzostwach Polski w Sopocie w 1946r., odniósł wielki sukces – zajął I miejsce i zdobył pierwszy (z sześciu w całej karierze) tytuł mistrza Polski. Po raz drugi zdobył tytuł w 1951 r., rozpoczynając całą serię zakończoną dopiero w 1954 r., a po raz ostatni został mistrzem kraju w 1960 r.

Gdy w 1952 r. Węgrzy organizowali wielki turniej poświęcony rok wcześniej zmarłemu jednemu z najsilniejszych szachistów okresu międzywojennego – Gezie Maróczy`emu, właśnie Śliwa miał bronić imienia polskich szachów. Trudno było liczyć na sukces, skoro startowali między innymi Keres, Geller, Botwinnik, Smysłow, Stahlberg, Szabo, Petrosjan, ale można się było wiele nauczyć, a przy okazji pokrzyżować plany nawet najwybitniejszym arcymistrzom. Wiadomo było, że najsilniejszą stroną Polaka jest gra środkowa, a najsłabszą debiut. Niestety, z losowania wynikało, że już na starcie nasz mistrz będzie walczył z całą czołówką. Obnażyła ona bezwzględnie braki w przygotowaniu teoretycznym Polaka. Efekt był tragiczny. Po 10 rundach na koncie Śliwy widniało tylko 1.5 punktu …

//////////////////////////////////////////////

Stanisław Gawlikowski przypomniał w swej książce problem przygotowania teoretycznego, który jest „odwieczną zmorą” polskich szachów. Już jako początkujący szachista zastanawiałem się, dlaczego nasi mistrzowie Polski z reguły zajmują końcowe lub nawet ostatnie miejsca w turniejach międzynarodowych. Dlaczego nasi czołowi zawodnicy są najsłabsi w tzw. „Krajach Demokracji Ludowej”? Rzadko byliśmy świadkami jakiś sukcesów turniejowych naszych asów.

Później już jako trener analizowałem tę kwestię i doszedłem do wniosku, że w innych krajach mocny nacisk kładziono na fazę debiutową. Tymczasem u nas ten problem traktowano mocno ulgowo i preferowano przede wszystkim grę środkową i końcówki. Modna była taka teza: „Studiuj grę środkową i końcówki, a w debiucie dasz sobie radę”.

Dlatego trenerzy często marginalnie zajmowali się tym zagadnieniem. Preferowano ogólne plany gry w otwarciach, co nie było wystarczające już na wyższym szczeblu. Kiedyś opisałem w „Magazynie Szachista” przypadek czołowego krajowego szkoleniowca, który „opracowywał” w słupku warianty debiutowe bez komentarza i kazał się uczyć ich na pamięć. Na kolejnym treningu sprawdzał, czy uczniowie wykonali zadania domowe.

Sam jako trener polecałem swoim podopiecznym, że praca nad teorią debiutów musi polegać na studiowaniu całych wzorcowych partii, aby w ten sposób prześledzić fazy przejściowe do gry środkowej i nawet końcówki. Można poznać przez to typowe plany gry i ważne struktury pionkowe. Ta wiedza ułatwi nam zrozumienie problemów strategicznych i taktycznych w granych przez nas otwarciach. Będąc trenerem kadry Polskiego Związku Szachowego opracowałem już na początku 1979 roku „Komunikat szkoleniowy” 1/1979. Dla przypomnienia:

szkolenie1301szkolenie1302szkolenie1303

Problemy nauki debiutów poruszałem wielokrotnie w artykułach w fachowej prasie i książkach, także na tym blogu i stronie. Dlaczego wracam znowu do tego zagadnienia? Oglądam grę naszej młodzieży na mistrzostwach Europy w Batumi. Niezbyt budujące wyniki można zwalić na przejściowy brak formy. Jednakże oglądając partie widzę ogólne słabe przygotowanie początkowego stadium gry naszych młodych kadr.

To jest niepokojące zjawisko, ponieważ w wielu krajach już dawno zrozumiano, że bez dobrej znajomości otwarć szachowych oraz optymalnie opracowanego do stylu gry repertuaru debiutowego nie można liczyć na postęp zawodniczki i zawodnika. Bez tych umiejętności nie można oczekiwać na znaczące sukcesy międzynarodowe.

A jak to jest u nas świadczą wyniki naszych kadr. Dalej mamy tylko jednego zawodnika potrafiącego walczyć z czołówką świata!

URL Trackback

Trackback - notka

Komentarzy: 13

  • Krzysztof Kledzik

    Myślę że dopóki będzie się zwiększać ilość wiceprezesów PZSzach-u, robić etaty Managera ds. Projektów Strategicznych oraz oddzielny dla Specjalisty ds. Projektów Strategicznych, tworzyć Rady Przyjaciół Szachów, itp. działania biurokratyczne, a przede wszystkim dostawać pieniądze od sponsorów za zajmowanie przez naszych szachistów przeciętnych miejsc w przeciętnych turniejach, to nie mamy co liczyć na poprawę stanu wyszkolenia naszych zawodników. Jestem ciekawy czy poza deklaracją o dopilnowaniu sprawy przygotowania debiutowego naszej kadry, podjęto jakieś realne (ale nie w sprawozdaniach i innej dokumentacji, pomijam też nagrody Hetmanów) działania w tym zakresie.

  • Radko

    Wiceprezes Schmidt chyba robi coś w tym temacie, bo dostał w tamtym roku honorarium w wysokości 12 tys. zł. Polski Związek Szachowy ma teraz inne zadania do wykonania – szachy szkolne. Tutaj jest kasa z unii europejskiej, a więc dodatkowe etaty.

  • Wilmar90

    Witam. Obserwując Pański blog, zauważyłem, że temat ten pojawia się naprawdę nader często. Miałem to zrobić już dawno, ale teraz w końcu chciałbym wyrazić swoje zdanie. Przede wszystkim chce opisać pokrótce swoją historię związaną z tym problemem. W szachy nauczyłem się grać mając jakieś 10 lat w szkole. Dzisiaj mam 24 lata. Przez ten cały czas szachy towarzyszą mi – w większym bądź mniejszym stopniu – w codziennym życiu. Treningi w klubie, gra ze znajomymi, gra na portalach (na samym kurniku ponad 8 tys. partii), samodzielne pogłębianie wiedzy o szachach, zainteresowanie informacjami szachowymi, mówiąc bardzo, bardzo ogólnie. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ chcę pokazać na swoim przykładzie jaką rolę pełnią poszczególne fazy w partii szachowej. Na początku czytałem książki dla dzieci (np. Pani Litmanowicz), dużo książek z kombinacjami, dużo książek z całymi partiami, np. „Olimpiady szachowe” Gawlikowskiego, multum książek zarówno rosyjskich, niemieckich (takie posiadamy głównie w klubie), różne czasopisma szachowe. Rozgrywałem tysiące partii. Fascynowały mnie – jak pewnie każdego na początku – ostre, forsowne warianty, piękne kombinacje. Z czasem entuzjazm do szachów osłabł, bo mimo ciągłego zajmowania się szachami, oglądania przez te wszystkie lata tysięcy partii, w większości arcymistrzów, nie robiłem prawie żadnych postępów. Od kiedy zatrzymałem się na poziomie II kat., zresztą uzyskanej w złym stylu, nie robiłem znaczących postępów, nie licząc uzyskanego + na IV lidze, dosyć zresztą szczęśliwie. Mając tą II+ kategorię byłem świadom, że nie gram z taką siłą, pytałem siebie dlaczego. Zrazu nie uzyskałem odpowiedzi. I tak stałem w miejscu przez lata (4-5) sądząc, że to prawdopodobnie jest już szczyt tego co mogą osiągnąć w tych warunkach, mając zresztą już nie tyle czasu co kiedyś. Postanowiłem, że ograniczę się do amatorskiego spojrzenia na sztukę szachową, bo – sądziłem – to dalej nie ma sensu, gdyż tak naprawdę z tych 12-13 lat, przez które szachy stale mi towarzyszyły to tak na dobrą sprawę nie wiem o nich praktycznie nic… Nic już prawie nie zostało w głowie z z kilkunastu tysięcy partii, nawet najlepszych arcymistrzów, jakie oglądałem. To wszystko niby wiedziałem, gdzieś to siedziało, ale raczej gnieździło się w jakimś niesłychanym wręcz nieładzie. Nie łączy się ze strategią i zrozumieniem, a bezmyślnym powtarzaniem, bez głębszej chęci zrozumienia i przemyśleń. Od jakiegoś czasu, mając go nieco więcej, postanowiłem znowu na nowo zastanawiać się nad przyczynami, przez które nie mogę osiągnąć wyższego poziomu. Coś niebywałego – myślałem, rozegrać z 15 tys. partii, spędzając w ten sposób, jakby nie było, dużo wolnego czasu nad szachami i tak naprawdę nie mieć o nich żadnego pojęcia. I z taką refleksją pewnie bym pozostał, uznając, że widocznie tak już mam, że potrzeba jakiejś niebywale tytanicznej pracy nad szachami by osiągnąć silny poziom, a to po prostu raczej bez sensu. Jakiś czas jednak , będzie temu 8-9 miesięcy, wpadła mi w ręce książka Gawlikowskiego o końcówkach wieżowych, dokładnie: „Końcowa gra szachowa – zakończenia wieżowe”. A!, to ten co napisał „Olimpiady szachowe”, jedna z moich pierwszych książek, niezła, dużo mi dała, chyba najwięcej jak dotychczas, szachowo, pomyślałem. Przyjrzałem się jej ogólnie, przekartkowałem, za chwilę wróciłem na początek, sprawdziłem rocznik – 1957. Stara książką, o samych wieżach już 60 lat temu można było tyle napisać?, dziwne; przejrzałem jeszcze raz, uważniej, czcionka mała, dużo treści, świetnej treści; to było jasne już na pierwszy rzut oka. Niebywałe, że też nigdy nie widziałem tak świetnej książki, pod każdym względem. Nauki końcówek nigdy nie brałem tak naprawdę na poważnie, uważając ją za zupełną stratę czasu, ale tak wspaniałemu dziełu postanowiłem dać posłuch, choćby ze względu na samą formę i pierwsze wrażenie. Nie chciałem poza tym w dotychczasowy sposób kończyć przygody z szachami. Chciałem się przekonać czy końcówki mogą wpłynąć na moją szachową siłę. Przerobiłem kilka przykładów z tej książki, poczytałem trochę teorii, bardzo miło, naprawdę już po tych kilkunastu przykładach poczułem, że w tym elemencie mogę znacznie zwiększyć swoją siłę gry, byłem wprost oczarowany i zachwycony, jakbym odkrył szachy zupełnie na nowo. Niedługo potem zakupiłem też „Zakończenia figurowo-pionowe” tego samego autora i książkę Z.Szulcego o samych pionach: „Króle i piony”, o których wcześniej nawet nie słyszałem, choć możliwe, że gdzieś w „Wikipedii”, w notce o Gawlikowskim, mogłem zobaczyć te tytuły. Te książki przełamały u mnie ogólną niechęć do końcówek. Teraz czytam te 3 książki właśnie, przywróciły mi radość z szachów. Sprawiły, że w końcu coś wiem o szachach, czuję się mocny w jakimś ich elemencie, choć bardzo uproszczonym. Ale przez to wiem więcej niż przez te wszystkie lata (13) przeżuwania sztuki szachowej, bez żadnego w zasadzie pożytku dla siły gry. Teraz potrafię docenić poszczególne figury, wiedząc o nich bardzo wiele, choć z uproszczonych, często miniaturowych pozycjach. Nie muszę się obawiać końcówek, w końcu wiem, że – jakby to głupio nie zabrzmiało – coś wiem. Nie muszę teraz panicznie czy rozpaczliwie szturmować przeciwnika, gdzie jeden niewielki błąd przekreśli ostrą, skomplikowaną pozycję, a tylko takie chce grać, bo źle się czuje w grze pozycyjnej; boję się, że dalsza gra obnaży moją niewiedzę w końcówce. Nie muszę sobie robić ciągle słabości, grając na siłę „aktywnie”, bo gdzieś była możliwość uzyskania jakiejś przewagi, w każdym razie tak teraz wskazuje komputer, potwierdzając to 5 wariantami rozgałęzionymi na kilkadziesiąt wariantów, w których każdy błąd może się zemścić. To niebywałe poczucie siły w danym elemencie jest wspaniałe. Myślę, że bez wiedzy o tak uproszczonych pozycjach, jakimi są końcówki, nie ma mowy o solidnym, prawdziwym zrozumieniu 2 pozostałych faz, w których pozycji jest – tu to słowo jest naprawdę na miejscu – bez liku. Myślę, że każdy kto chce na poważnie pracować nad szachami musi przede wszystkim znać końcówki. Na ich znajomość potrzeba stosunkowo niewiele czasu w porównaniu do 2 wcześniejszych faz. Myślę, że poważna gra musi opierać się na solidnych fundamentach. Jak możemy rozumieć te niezliczone liczby możliwości niuansów pozycji na szachownicy skoro nie rozumiemy nawet tych najbardziej uproszczonych. Oczywiście w debiucie można grać wiele rzeczy, zwyczajnie naśladować, niby się w ten sposób ucząc, ale nie będziemy tego rozumieć w sposób szczegółowy, będzie to tylko naśladownictwo. Jeśli nie zrozumiemy końcówek, które najdobitniej, w sposób najbardziej uproszczony obrazują siłę gry, możliwości danych figur w konkretnych pozycjach to sytuacja będzie wyglądać podobnie jak w moim przypadku. Teoria debiutów stale się zmienia, ocena pozycji gry środkowej również, dzisiaj szczególnie szybko w dobie programów komputerowych. Najstabilniejszym elementem są końcówki i jeśli ktoś chce coś o szachach wiedzieć to musi znać końcówki, nie debiuty, bo to najpłynniejszy element w szachach. Tak naprawdę to co można najlepiej zrozumieć w partii to końcówka, bo po prostu jest w niej najmniej możliwości. Generalnie – im silniejszy zawodnik, tym większą wiedzę powinien mieć o debiucie i grze środkowej, ponieważ buduje ją na solidnych fundamentach szachowej wiedzy – gry końcowej. Jeśli chodzi o debiut, to zgodziłbym się z twierdzeniem czołowego trenera MASZ: „Ja osobiście, w pracy i w konsultacjach z juniorami, zwracam większą uwagę na idee, myśli, najważniejsze ścieżki, nastawienie do partii, nie zalewając ich wariantami.” Poważniejsze studia nad debiutami powinny postępować stopniowo, sukcesywnie, systematycznie, wolno, w oparciu o solidne zrozumienie pomniejszych elementów gry. Jeśli chodzi o debiuty to do poziomu IM wystarczy z pewnością Keres z lat 50 ubiegłego wieku i ciągłe studia nad partiami jako takimi w całości. Poważną pracę nad debiutami, analizowaniem ich, można zacząć będąc ambitnym IM z solidną wiedzą o końcówkach (już na poziomie arcymistrzowskim) i wielką wiedzą o strategii gry środkowej. W przeciwnym wypadku praca nad debiutami mija się z celem, bo człowiek nie da rady po prostu zrozumieć tej fazy dobrze, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało. Pytanie czy naukę debiutów traktujemy jako naukę idei, strategicznych celów, kierunków, motywów, struktur, aspektu przestrzeni, czyli dosyć ogólnie, do powiedzmy na początku 12-15 posunięcia, potem (IM) 20-25 (to jest właściwe podejście), więc bardzo generalnie. Dalsze rozpracowywanie debiutów, jeszcze jako debiutów a nie gry środkowej (30 posunięcie i dalej) to już domena arcymistrza. Ja przykładowo znam właśnie teorię z Keresa mniej więcej do 15 posunięcia, a poza tym poznaję partie na bieżąco. Nie przedłużając, przedstawiając w skrócie moje zdanie na temat ważności poszczególnych faz gry uważam, że najważniejsze są końcówki, które względnie szybko, mając dobry materiał i chęci, można opanować na poziomie arcymistrzowskim (szczególnie wieżówki i pionkówki), potem strategia gry środkowej, ona nie poddaje się wyuczeniu, jak końcówki, trzeba ją ciągle szlifować; debiut w formie kilku uznanych książek debiutowych, typu starych, choć ciągle aktualnych debiutów Keresa, bądź np. „Partia Hiszpańska”, „Przewodnik po obronie francuskiej” z Penelopy, jeśli kogoś interesuje już bardziej dane otwarcie. Wiadomo – całe partie i taktyka na bieżąco jako odskocznia i ogólny trening.
    Wie Pan zatem, Panie Jerzy, że się z Panem w tej kwestii zupełnie nie zgadzam.

  • Witam!
    Szkoda, że ukrywa Pan swoje poglądy jako anonim. Nie ma Pan odwagi podać swego nazwiska, pochwalić się swoimi sukcesami turniejowymi i innymi osiągnięciami na polu szachowym itd. Trudno jest więc polemizować z kimś, kogo się nie zna.
    Z treści Pana tekstu mogę wywnioskować, że jest Pan sympatykiem królewskiej gry. Lubi Pan szachy, literaturę o treści szachowej i to wszystko. A czy Pan się kiedykolwiek zastanawiał nad takim problemem, że aby dobrze grać w szachy trzeba posiadać nie tylko wiedzę szachową, ale pewien dar naturalny do osiągania znacznych sukcesów? Gdyby Pan znał dobrze historię naszej gry, to by wiedział, że na przestrzeni wieków byli szachiści superutalentowani, którzy mało pracowali nad szachami i mimo tego byli znakomitymi zawodnikami i vice versa byli tacy, co poświęcili na trening wiele czasu i takich sukcesów nigdy nie osiągnęli.
    Używa Pan sformuowania „czytam książki szachowe”. Zwracam Panu uwagę na jeden bardzo istotny aspekt, że literaurę szachową się nie czyta, lecz studiuje! Może tutaj popełnił Pan błędy w samoszkoleniu, że Pan dużo czytał i nie studiował. Tymczasem aby zrozumieć grę w szachy trzeba się w nią głęboko wdrążyć. Trzeba analizować różne pozycje, aby zrozumieć strategię i taktykę szachów. Samym czytaniem nie pozna się na wystarczającym poziomie tajemnic szachów, nie pojmie Pan teorii debiutów, gry środkowej i końcówki. Być może to jest właśnie przyczyną o Pana powolnym postępie sportowym.
    Jest Pan teraz zachwycony końcówkami Gawlikowskiego i Szulcego. Bardzo fajnie. Ma Pan jakiś cel w treningu szachowym. Polecam Panu tylko gruntowną analizę podanych tam przykładów. To będzie Pana kosztowało – według mojej oceny – około 5 lat intensywnej pracy. Jestem bardzo ciekawy, czy po tym czasie wykorzysta Pan zdobytą wiedzę w zakresie gry końcowej w swojej praktyce turniejowej. Nie znając dobrze zasad początkowej fazy partii, nie mając opracowanego własnego repertuaru debiutowego, może Pan nie mieć możliwości osiągnięcia końcowego stadium gry, gdyż „polegnie” Pan wcześniej.
    Ale życzę powodzenia, aby Pan osiągnął swój cel: podniesienia poziomu gry, co zaowocuje uzyskaniem wyższej kategorii szachowej oraz świetnymi sukcesami turniejowymi!

  • Wilmar90

    Rzeczywiście wpis napisany został pod pseudonimem; chciałbym żeby tak pozostało, bo nie dane osobowe są tutaj ważne, raczej krótkie świadectwo. Przede wszystkim za moją opinią nie idą absolutnie żadne wyniki, osiągnięcia. Prawdopodobnie popełniłem wiele błędów w trakcie szkolenia szachowego: brak systematyczności, brak głębszej refleksji nad przerabianym materiałem, brak prawdziwego zaangażowania w szkolenie, źle obrany kierunek, niewłaściwe materiały szkoleniowe. Chce przy tej okazji napisać, że naprawdę bardzo cenie Pana zaangażowanie i wkład w rozwój szachów w Polsce jak i ogólnie jako takich. Wiem, że działa Pan w dobrej wierze, życzy jak najlepiej polskim szachom. Nie przypadkiem to właśnie ten blog obserwuje już bardzo długo. Po prostu podoba mi się. Pozwoli Pan, że nadal będę to robił. Pan jest już zapewne zmęczony ciągłymi przepychankami w tej kwestii. Wiem, że Pan chce dobrze, ale naprawdę sądzę, że łatwiej jest budować swoje szachowe fundamenty i prawdziwą wiedzę szachową na końcówkach. Być może w dzisiejszych szachach, szczególnie na coraz wyższych szczeblach, największe sukcesy może przynieść przygotowanie debiutowe, praca nad debiutami. Często się okazuje, że zawodnicy z wysokimi rankingami i zaszczytnymi tytułami, mają blade pojęcie o końcówkach. Pytanie więc czy naprawdę rozumieją debiuty – dzięki którym tak, było nie było, wiele osiągają – skoro wykazują często zupełną nieznajomość techniki gry końcowej? Nie chodzi o pomyłki, które popełnia każdy, ale ogólnie słabą siłę prowadzenia gry końcowej, wynikającą po prostu z braku wiedzy dostępnej już od przeszło pół wieku. Sukcesy można odnosić grając siłowo, ta siłowa gra stanowi o pięknie taktycznym szachów, ale czy każdy silny szachista ma niesamowity zmysł kombinacyjny, czy każdy potrafi grać ostre, skomplikowane pozycje, wykonywać często jedyne posunięcia, ustrzegając się jednocześnie nie tyle niedokładności, ale błędów? Można się szkolić w tym elemencie, ale po 35 posunięciu nie poddaje się wyuczeniu, nawet przez przeciętnych arcymistrzów. Jedynie TOP 100 szachistów świata i może TOP 20 szachistek powinno rozpatrywać szachy po 35 względnie dalszych posunięciach jeszcze jako debiut, a nie grę środkową. Wiem, że najlepsi szachiści świata mają rozpracowane warianty debiutowe, z zupełnym pominięciem gry środkowej, niemal do końcówki. Ale takich na ŚWIECIE to można na palcach liczyć. Ilu mamy szachistów w czołowym gronie? W przypadku naszego najlepszego zawodnika takie podejście będzie słuszne i on tak robi. Czy można np. rozpracować partię hiszpańską, w której rozegrano miliardy partii, do końcówki, w taki sposób by człowiek był to w stanie ogarnąć? Być może, że zbliża się taki czas, że programy szachowe będą w stanie to zrobić, ale nadal człowiek chyba nigdy nie zdoła. Normalny człowiek, arcymistrz, zawodowy szachista jest w stanie rozpracować szczegółowo debiuty, pewnie do 35 max. posunięcia, dalej powinien zdać się na technikę gry środkowej, strategię, widzieć taktykę. Jeśli chodzi o naszych reprezentantów, to tylko Ci, którzy są w TOP 100 szachistów świata – mając ambicję, czas, chęci , samozaparcie – mogą myśleć o karierze szachowej na miarę 2700ELO. Ale chcąc dostać się na ten pułap i go przekroczyć trzeba zrezygnować ze wszystkiego. Wtedy można podporządkować już wszystko najdokładniejszemu zrozumieniu szachów już od fazy debiutu; każdy – sądzę – będzie miał tego świadomość. Potem trzeba szlifu, szlifu, nieustannego szlifu… Pytanie czy nie potrzeba rozgraniczyć dla kogo najważniejsze są dane fazy partii? Generalnie rzecz biorąc, uważam że – pomijając wszystkie dodatkowe czynniki – w szachach jako takich najważniejsze są końcówki, bo stanowią fundamentalną wiedzę szachową, którą każdy może naprawdę – mając chęci i materiał – dobrze zrozumieć; ta wiedza poddaje się wyuczeniu. Od szczebla arcymistrzowskiego i głównie na nim trzeba zająć się najtrudniejszym, czyli debiutami, naprawdę bardzo poważnie, posuwając coraz dalej barierę różniącą debiut od gry środkowej na korzyść tego pierwszego. Można szybko dojść w kilkunastu/kilkudziesięciu/kilkuset nawet wariantach do końcówek, ale jaki to wyczerpie ułamek procenta możliwości tkwiących w obszarze gra środkowa-końcówka na przestrzeni gry? Każdy zawodnik, nawet względnie słaby, zna dane debiuty względnie dobrze, bardziej lubi je niż inne. Ale prawdziwą wiedzę może stanowić tylko gra końcowa. Jeśli ktoś uważa, że rozumie dobrze dany debiut i tkwiące z każdym następnym posunięciem możliwości pozycji, a nie rozumie końcówek to się raczej myli. Ogrom możliwości w samych końcówkach wieżowych może przyprawić o ból głowy. Zakładając, że arcymistrzowie mają dużą wiedzę o końcówkach, a to wcale nie jest takie pewne, doświadczenie i szlif strategii gry środkowej powinni skupić się na debiutach. Ale skoro nawet arcymistrzowie wykazują często zupełną nieznajomość końcówek, to jak mogą tak naprawdę grać dobrze debiuty? To raczej naśladownictwo i improwizacja. Każdy sam powinien odpowiedzieć sobie czy dorósł do pracy nad debiutami. W moim odczuciu poważna praca nad debiutami powinna być poprzedzona nauką wpierw końcówek i nauką strategi gry środkowej. Dobrze jest znać różne ciekawostki i taktykę w debiucie i grać go przede wszystkim poprawnie, solidnie, wykorzystać ewentualny błąd. Pomogą klasyczne, może staroświeckie wręcz podręczniki, ale wystarczające do bardzo wysokiego nawet poziomu. Ewentualnie przeciw choćby „sycylowi” wystarczy chociażby „Eksperci przeciwko sycylijskiej”. To wiele i niewiele, najważniejsza jest determinacja. Osobiście, idąc tym tokiem rozumowania, powróciwszy do szachów po długiej przerwie, mam zamiar w – dalekiej zapewne – przyszłości zostać mistrzem. Zobaczymy jak to się jeszcze potoczy. Nie twierdzę, że inne podejście nie zapewni sukcesów w szachach. Dawni mistrzowie nie mieli pojęcia o debiutach a grali z wielką, PRAWDZIWĄ siłą gry. Siłą strategii gry środkowej i końcówek. Nie budowali jej na debiutach, bo były słabo rozpracowane, często była to improwizacja już od pierwszych posunięć. Ale czasy się zmieniają i być może, że dzisiaj, chcąc odnosić sukcesy, trzeba większą uwagę poświęcić debiutom. Myślę, że to dość osobista kwestia i każdy po pewnym czasie sam jest w stanie określić co tak naprawdę jest dla niego ważniejsze. Co podniesie jego poziom, co sprawi, że będzie lepszym w szachowej sztuce. Pozdrawiam.

  • W tym wpisie się Pan zdemaskował. Nie jest Pan amatorem, za którego się Pan uważa. Jest Pan znawcą tematu i propagatorem pewnej teorii, którą w Polsce głosi kilku moich kolegów. Ich „nauki” są takie same i znane mi od lat.

    Na tym blogu omawialiśmy te problemy już wielokrotnie. Używałem odpowiednich argumentów i wsparło mnie wielu Internautów, którzy mają takie same poglądy jak ja.

    Ale żyjemy w wolnej Polsce i każdy ma oczywiście prawo do głoszenia swych myśli.

    Na tym kończę dalszą polemikę, gdyż obaj przedstawiliśmy swój punkt widzenia.

    Zwracam uwagę tylko na jeden aspekt: na pozycję szachów polskich w świecie. Pisałem o tym wielokrotnie, także w tym wpisie. Nigdy nie mieliśmy zawodników ścisłej czołówki światowej. Żaden z naszych asów nie kandydował do tytułu mistrza świata. Podobnie jest w szachach kobiecych.
    Mamy za to wiele niezywykle utalentowanej młodzieży, która zdobywa medale na imprezach do 20 lat i potem ginie w tłumie.

    Wniosek jest taki: mamy w Polsce niedoskonały system szkolenia!!

  • Wilmar90

    Rozumiem, że ma Pan swój punkt widzenia, absolutnie go szanuję. Jeśli uważa Pan, że propaguje pewną teorie to być może tak jest, chociaż może nie robię tego do końca świadomie. Należy się zgodzić, że mamy wielu obiecujących, utalentowanych zawodników, którzy w po pewnym czasie nie mogą się przebić. Ale zawodnicy z rankingami powyżej 2600 muszą szkolić się, trenować już na własną rękę, nikt za nich tego nie zrobi, ani nie nauczy, gdyż dochodzimy do sytuacji kiedy uczeń przerasta mistrza i ten nie jest w stanie go już niczego nowego nauczyć. Zostać arcymistrzem to jak zostać profesorem i trzeba samemu – chcąc się doskonalić – wykazywać się inwencją. Kto ma szkolić zawodników, co prawda młodych, ale już z rankingiem w granicach 2600Elo? Tego nie da się robić masowo. Ja widziałbym bardziej problemy indywidualne tych szachistów; każdy dochodzi do rozdroża i od niego zależy jak się potoczy dalej jego kariera. Jeśli chodzi o system szkolenia, to nie wiem jak on wygląda w Polsce, ale nie dotyczy on – pod względem szkoleniowym – już bardzo silnych zawodników, którzy mają już wiedzę przekazywaną choćby w rosyjskich czy węgierskich systemach szkoleniowych. Myślę, że w obrębie pewnej granicy (powiedzmy ok. 2600Elo) każdy z przypadków należy rozpatrywać indywidualnie, nie przez pryzmat systemu szkoleniowego. Systemy szkoleniowe – lepsze i gorsze – potrafią jednak wychować zawodników silnych, ale tylko do pewnego poziomu; nie zrobią z nich elity szachowej. To pole do popisu dla samych zawodników, którzy chcieliby do takowej aspirować. Teraz mam wrażenie, że zbyt mało jednak wiem i – trochę mimo woli – wplątałem się w temat „rzekę”. Naprawdę życzę powodzenia.

  • Hetman

    Polscy szachiści tak popierają kiepski system szachowy, że mam tu skojarzenie z Titanic-iem. Co oni by powiedzieli na jego pokładzie idąc na dno po zderzeniu z górą lodową? Że oni wcale nie toną, oni jedynie propagują zdrowe pływanie podwodne dla „morsów”.

  • Tomasz71

    hm co polscy szachiści mogą popierać lub nie popierać w temacie szkolenia czy bardziej samoszkolenia zawodników z tytułem arcymistrza ??
    To tak jakby mieli popierać tą czy inną konkurencyjną teorie specjalistów od fizyki kwantowej.

  • Krzysztof Kledzik

    Nie mieszajmy dziedzin. Teorię specjalistów od fizyki kwantowej mogą popierać bądź nie, fizycy. Te czy inne zagadnienia szkolenia szachowego mogą popierać bądź nie, szachiści. Dlaczego my jako szachiści mamy mieć obowiązek milczenia w momencie gdy prowadzi się dyskusję o szkoleniu szachowym?

  • amator

    Warto przeczytać ten komunikat szkoleniowy. Zadaje on kłam twierdzeniom, jakoby na tym blogu zalecano wyłącznie naukę debiutów i niczego poza tym. Zwracam uwagę na taką umiejętność, jak dyscyplina myśli. Bez odpowiedniego treningu, zawodnik myśli chaotycznie i swoich obliczeniach przeskakuje z jednego wariantu na drugi (i z powrotem), tracąc czas i siły. Na ten temat wiele napisali Kotow i Dworecki. Każdy ambitny zawodnik powinien zapoznać się z ich pracami. Natomiast praca nad debiutem jest najważniejsza i powinna zajmować znaczną część treningu (wg mnie ok. 50% w przypadku początkujących i 80-90% na poziomie arcymistrzowskim).

  • Krzysztof Kledzik

    Na tym blogu NIGDY nie zalecano wyłącznie nauki debiutów. Podobnie jak nigdy nie negowano tu ani gry środkowej ani końcówek. Wskazywano na braki m.in. naszych juniorów i kadrowiczów w grze początkowej, i w efekcie oddalenie się ich poziomu gry od zawodników klasy światowej, którzy pracują również i nad fazą debiutową. Zauważył to też am Schmidt. No i wykazywano, że odpowiedzią na pytanie „co robić aby grać lepiej” (vide wywiad z am Krasenkowem w czasopiśmie MAT 4(36) 2013) nie jest wyłącznie zalecana przez niego nauka końcówek.

  • Marcin

    Problemem wiekszosci ludzi z PZSZACH i okolicy PZSZACH jest to, ze nie rozumieja, ze JK nigdy nie zalecal jedynie nauki debiutu, podkreslal jedynie, ze szachy sie zmienily i dzisiaj wiekszosc partii na wysokim poziomie rozstrzygana jest w debiucie i dlatego trzeba debiutom poswiecac coraz wiecej uwagi. Trudno sie z tym nie zgodzic bo juz na poziomie 2300 mozna miec powazne problemy z dostaniem bialymi nawet dobrej pozycji bez dobrego przygotowania debiutowego. Na poziomie 2500+ w wiekszosci partii decyduje juz kto dostanie w debiucie lepsza pozycje. Na poziomie ponizej 2200 zawodnicy wygrywaja i przegrywaja przez przeoczenia taktyczne i strategiczne bledy, ale wyzej to juz przede wszystkim debiut 🙁

Dodaj komentarz

Musisz sięzalogować aby móc komentować.

  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

    kw.
    5
    pt.
    2024
    całodniowy Turniej kandydatów
    Turniej kandydatów
    kw. 5 – kw. 23 całodniowy
    Impreza w kategorii kobiet i mężczyzn odbędzie się w Toronto w dniach 5-24 kwietnia 2024. Uczestniczki: Lei Tingjie, Lagno, Goryachkina, Salimova, Muzuchuk A., Vaishali, Tan Zhongyi, Koneru Uczestnicy: Nepomniachtchi, Praggnanandhaa, Caruana, Abasov, Vidit, Nakamura, Firouzja, Gukesh Więcej[...]
    kw.
    18
    czw.
    2024
    całodniowy IMEK Rodos
    IMEK Rodos
    kw. 18 – kw. 30 całodniowy
    W dniach 18-30.04.2024 roku na Rodos (Grecja) odbędą się Indywidualne Mistrzostwa Europy Kobiet z licznym udziałem Polek. Strona Lista startowa
  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog przez e-mail

    Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.

%d bloggers like this: