Bardzo często oglądam w telewizji niemieckiej transmisje ze spotkań piłkarskich wyższego szczebla: liga niemiecka, mecze międzypaństwowe itd.
Odbywa się to według pewnego schematu. W studio spotykają się znawcy przedmiotu, którzy oceniają szanse obu drużyn przed spotkaniem. Potem w trakcie meczu komentowane są wydarzenia na boisku, ocenia się grę poszczególnych zawodników itd. Po zakończeniu przeprowadza się krótkie wywiady z trenerami, zawodnikami i nawet kibicami. Często zawodnicy, nawet ci z najwyższej półki, tłumaczą swój spadek formy i nawet przepraszają swych fanów za słabą grę i obiecują poprawę w następnym meczu.
Zawsze w takich momentach zadaję sobie pytanie: dlaczego podobnych sytuacji nie spotykamy w polskich szachach? Mam wrażenie, że u nas członkowie kadr są otoczeni pewną „otoczką ochronną”. Najczęściej słaba gra jest tłumaczona niespodziewanym spadkiem formy. Nie analizuje się obiektywnych przyczyn tego stanu. Nie widzi się braków w wyszkoleniu, a wszelkie krytyczne uwagi „odważnych” przyjmowane są przez Polski Związek Szachowy i jego popleczników jako wrogi akt przeciwko polskim szachom!
Sam staram się obiektywnie oceniać wyniki naszej czołówki w ważnych imprezach. U mnie nie ma nieuzasadnionego komplemenciarstwa, co udowodniłem w wielu moich polemicznych tekstach. Drogą „podlizywania się” odpowiednim czynnikom nie poprawimy pozycji naszej dyscypliny na arenie międzynarodowej.
Niedawno oskarżono mnie o manipulacje. Dokładnie chodzi o to, że specjalnie wybieram i komentuję w pismach „Magazyn Szachista” i „Panorama Szachowa” przegrane partie naszych asów. Prawda jest taka, że wybieram pouczające pojedynki, które mają duży aspekt szkoleniowy. Moją dewizą jest znana argumentacja „Na błędach się uczymy”. W moich komentarzach wskazuję więc na słabe strony w grze zawodników, aby zasygnalizować pewne niedostatki, które powinno się szybko usunąć.
Uważam, że to jest jedyna prawidłowa droga. Jaki jest sens chwalenia zawodnika, który wygrał partię lub nawet turniej wskutek jakiegoś szczęśliwego przypadku? Jestem nie tylko publicystą, ale i trenerem z wieloletnim doświadczeniem. Dlatego wybieram takie partie, aby ich ocena pozytywnie służyła wszystkim, co mają pewne ambitne cele sportowe.
Drogą lizustwa i dezinformacji wyższych celów nie osiągniemy!
Zresztą publikuję także zwycięstwa naszych szachistek i szachistów. To zależy od wartości szkoleniowej partii.
Wszystkim krytykom i sceptykom polecam moje ostatnie książki, w których roi się od polskich zwycięstw:
To wydaje się oczywiste, że należy omawiać i analizować partie przegrane. Miło jest oglądać wygraną naszego zawodnika/zawodniczki, ale partie przegrane mają większy aspekt dydaktyczny. Bardzo często spotykałem się (ale chyba wyłącznie na stronach angielskojęzycznych, a nie polskich) z zachętą do omawiania i analizowania przegranych partii, bo z nich można najwięcej się nauczyć.
W Polsce muszą przepraszać nie zawodnicy, lecz kibice którzy ośmielili się dyskutować o wynikach naszych nietykalnych szachistów.
Wygląda na to, że muszę zacytować Capablankę:
„You may learn much more from a game you lose than from a game you win. You will have to lose hundreds of games before becoming a good player”
http://www.chessquotes.com/player-capablanca
Polecam też ten artykuł:
http://szachy.chess.com/article/view/5-reasons-losing-a-chess-game-is-good
np. ze wskazaniem na:
„If you can begin seeing lost games as opportunities instead of tragedies, you will be on the right path to losing fewer games in the future.”
Ale uśmiałem się komentarzem Hetmana: W Polsce muszą przepraszać nie zawodnicy, lecz kibice którzy ośmielili się dyskutować o wynikach naszych nietykalnych szachistów.