
Witam wszystkich serdecznie! 🙂
Z tej strony Aleksander Radomski i jestem doświadczonym trenerem szachowym, aktywnym zawodnikiem turniejowym oraz autorem najpopularniejszego polskiego serwisu na Facebooku pt. „Szachowy Mentor„. Od ponad dwóch lat publikuję na nim różnorodne treści, pomagające w rozwoju szachowych umiejętności. Piszę do Was właśnie teraz, ponieważ niedawno stworzyłem produkt, który jest doskonałym rozwiązaniem Waszych problemów na drodze do szachowego mistrzostwa! Będę wdzięczny za poświęcenie kilku minut na wysłuchanie więcej szczegółów. ♟
Walory gry w szachy są niezaprzeczalne. Najlepsi gracze, nawet jeśli nie związali z szachami swej kariery, odnoszą sukcesy jako znakomici prawnicy, informatycy czy lekarze. W jaki sposób „zwyczajna” gra może w tak znaczącym stopniu pomagać w życiu zawodowym? Wszystko dlatego, że szachy są kulturalną grą towarzyską, a także swego rodzaju sportem umysłowym. Posiadają również znamiona sztuki, gdyż pięknie rozegrana partia lub dobrze skomponowane zadanie budzą podziw, podobnie jak rzeźba czy symfonia zachwycają koneserów. Nie brak im także cech badań naukowych. Po kilku lub kilkunastu wstępnych ruchach opracowanych przez teorię, gracze zmuszeni są do tworzenia planów własną pomysłowością oraz intuicją, przeciwdziałania zamiarom przeciwnika, rozwiązywania coraz to nowych problemów w atmosferze szlachetnej rywalizacji. Szachy rozwijają te cechy charakteru, które są potrzebne do zwycięstwa we wszelkich grach sportowych oraz w życiu. Uczą obiektywnego myślenia, poczucia odpowiedzialności, odwagi, woli zwycięstwa, wytrwałości, cierpliwości, panowania nad sobą, podejmowania decyzji i nielekceważenia żadnego przeciwnika. Wywierają dodatni wpływ na zwiększenie aktywności umysłu, rozwój inteligencji i rozbudzenie zdolności twórczych. Szachy są także jednym z najlepszych środków przeciwdziałającym nałogom. Im więcej rąk naszej młodzieży będzie przestawiało figury po szachownicy, tym mniej tych rąk wyciągnie się w stronę hazardu czy kieliszka. Czy istnieje inna gra, która w takim stopniu przyczyniałaby się do rozwoju charakteru? ✅
Moja książka pomoże w nauce gry w szachy osobom stykającym się z nimi po raz pierwszy. Stopniowo będzie podnosić się poziom Waszej gry, a wiedza wyniesiona z partii arcymistrzów pozwoli Wam czerpać radość z Waszych pierwszych zwycięstw i osiągnięć turniejowych. Nie powinniście zapominać także o ćwiczeniach fizycznych. Bieganie, pływanie lub inna aktywność sportowa pozwoli Wam utrzymać kondycję, co jest niezwykle potrzebne w turniejach szachowych, które toczą się na długich dystansach. Nie wolno załamywać się porażkami, są one normalnym etapem na drodze do mistrzostwa. Ważne, żeby nie stracić motywacji, z entuzjazmem podchodzić do kolejnych wyzwań. Systematyczny trening oraz wiara w siebie pomogą Wam stać się prawdziwym szachistą. ?
Pamiętaj jednak, że nigdy nie było i nie będzie takiego podręcznika, którego opanowanie pozwoli Wam zgłębić wszystkie tajniki gry w szachy. Dalsze postępy na drodze ku doskonałości wymagają od Was ciągłej nauki oraz samodzielnej pracy nad swoimi słabościami, której nie wykona za ciebie nawet najlepszy trener. Wiedzę wyniesioną z książek lub innych źródeł zawsze sprawdzaj w grze praktycznej. Wyśmienitym treningiem może być zarówno partia towarzyska, turniejowa, jak i rozegrana przez Internet. Do pojedynku powinieneś dobierać graczy o zbliżonej sile gry. Zawodnik słabszy nie nauczy Was niczego wartościowego, a jedynie lekceważenia innych oraz złych nawyków, które mogą negatywnie wpłynąć na dalszą edukację. Przeciwnik znacząco silniejszy zakończy rozgrywkę zanim zdążysz otrząsnąć się i zrozumieć, w jaki sposób tego dokonał lub, co gorsza, może wzbudzić w Was poczucie braku wiary w siebie oraz bezradności. Nigdy nie uważajcie partii z góry za przegraną. Powinniście również zadbać o częstą zmianę partnerów, aby stale powiększać swój repertuar debiutowy, uczyć się nowych zagrań i pułapek, a także setek kombinacji. ♟
Większość szachistów posiada podobne problemy, których nie potrafią samodzielnie rozwiązać. Najlepszą receptą na poprawienie poziomu gry są prywatne lekcje udzielane przez instruktorów oraz trenerów szachowych. Współpraca z trenerem pozwala sprawnie osiągać postępy szachowe poprzez zbudowanie planu treningowego dostosowanego pod potrzeby konkretnego ucznia, niemniej jednak wymaga ona dużego zaangażowania, dyscypliny i sporych funduszy. Podstawowym źródłem wiedzy szachistów są książki szachowe, omawiające wybrane przez nich zagadnienie. W przeciwieństwie do trenera, książka będzie zawsze przy Tobie, pozwalając w każdej chwili na odświeżenie zdobytej wcześniej wiedzy. Dodatkowo trener musiałby poświęcić kilkanaście, a nawet i kilkadziesiąt godzin, aby przekazać Ci całą wiedzę zawartą w książce. Byłby to spory wydatek, a przecież nikt nie chce wydawać niepotrzebnie ciężko zarobionych pieniędzy. Zgodzicie się ze mną, prawda? ?
Przedstawiam Wam wyżej okładkę mojej książki stworzoną przez profesjonalnego grafika. Z pewnością będzie wyróżniać się w Waszej domowej biblioteczce. Możecie z niej odczytać więcej szczegółów, dotyczących mojej książki. ?
Przypomnijcie sobie momenty frustracji, gdy nie zauważyliście prostej groźby przeciwnika, przegrywając natychmiast partię, bądź mimo pełnej koncentracji, nie byliście w stanie pokonać swojego największego rywala. Jako aktywny gracz doskonale rozumiem, co czujecie, dlatego dzięki wiedzy zawartej w mojej książce pragnę znacząco poprawić Wasze rozumienie gry, co pozwoli osiągać o wiele więcej zwycięstw.
Podręcznik mojego autorstwa kosztuje jedynie 50 zł + 10 zł za kuriera, a jeśli zakupicie go już teraz z przyjemnością umieszczę w niej dedykację Waszego autorstwa. ✍️
Zapraszam też do zapoznania się z opisem książki oraz jej recenzją:
Wszelkie potrzebne informacje do złożenia zamówienia, znajdziecie na moim profilu. W razie jakichkolwiek pytań, dotyczących podręcznika, zapraszam do konwersacji prywatnie na Messengerze lub zadawaniu ich w komentarzu, a z przyjemnością rozwieje wszelkie Wasze wątpliwości. Bardzo dziękuję za poświęconą uwagę i liczę na to, że przekonałem Was do zostania moimi czytelnikami oraz rozwijaniem Waszych umiejętności z moją pomocą. ?
Pozdrawiam serdecznie
Aleksander Radomski
///////////////////////////////
Graj w domu na www.goldchess.com
Wymagany komputer i internet.
Jest czas turniejów online. Goldchess specjalizuje się w nich.
W każdym naszym turnieju może grać nieograniczona liczba uczestników.
Co tydzień bezpłatny turniej z pulą nagród $150. Zagraj i wygraj!
25 kwietnia, Poland Challenge!
Oczywiście wcześniej musisz się zarejestrować i pobrać nasz program szachowy plus kody.
Najlepiej tu: https://www.goldchess.com/en/site/goldchess-education.html
Kody według instrukcji wpisujesz w ramkę dla uzyskania pełnej wersji programu.
pozdrowienia
Goldchess Assistant

Autorem felietonu na aktualny temat jest Marek Baterowicz – szachista, publicysta i poeta.
///////////////////////////////////
CORONAVIRUS – IMPERATOR ŚWIATA?!
Znane słowa Cycerona ( 106-43 ) – „historia jest nauczycielką życia” – powinny przyświecać zwłaszcza przywódcom państw, którzy nie zawsze doceniają historię jako skarbnicę rad w dziedzinie rządzenia. A jednak warto grzebać w starych księgach, swoich jak i obcych. Dla przykładu przypatrzmy się kilku myślom ze starożytnego traktatu autorstwa Sun Zi ( znanego też jako Sun Tzu) pod znamiennym tytułem „Sztuka wojny”, ogłoszonego w wieku V-tym przed Chrystusem. Czytamy tam: „Ci, którzy celują w pokonywaniu swych wrogów, zwycieżają, zanim pojawi się zagrożenie”. A zatem pochwała przewidywania i zasada prewencji znane były Chińczykom już 26 wieków temu, ale szczególnie frapująca refleksja Sun Zi mieści się w tych słowach: „…najwyższą sztuką jest zwyciężyć armię wroga bez wydania bitwy. Zająć miasta wroga bez oblegania i zająć tereny jego państwa bez inwazji” ( w tłumaczeniu K.A.M., Wyd. Przedświt, W-wa 1994, str.37).
Gdy zastanowić się chwilę, to można zauważyć, że jesteśmy właśnie w tym momencie dziejów, albowiem bez wydania bitwy fundamenty – zwłaszcza finansowe i ekonomiczne – wielu państw chwieją w posadach. Maleńki wirus sieje spustoszenie bez bitwy, niepotrzebna jest armia czy balistyczne rakiety. Wirus działa jak broń biologiczna. To prawda, że owa katastrofa rozpoczęła się w chińskiej prowincji Wuhan, ale geneza owej zarazy ( a chciano też ją ukryć przed światem) jest wielce tajemnicza, a w rezultacie najbardziej poszkodowane są jednak państwa Zachodu. Zbyt mało wiemy o szlakach tej zarazy, czy przenikała do Europy i do Ameryki wyłącznie z chińskimi turystami ? W uprzemysłowionej Lombardii od pół wieku istnieją liczne skupiska Chińczyków, zatrudnianych we Włoszech jako tania siła robocza. A zatem rodzinne wizyty też mogły namnożyć tam wirusa! Wydaje się, że niewiele wiemy o coronawirusie, tym niewidzialnym wrogu, który nagle dziesiątkuje narody, choć rzekomo w Wuhan już został poskromiony. Nie sądzę, abyśmy mogli spać spokojnie, bo najnowsze prognozy z Pekinu nie wykluczają drugiej fali wirusa w Chinach, który podobno pojawił się też w okolicy Hong Kongu. Stan pogotowia ogłoszono i w Japonii. Pokażą to najbliższe tygodnie. Tymczasem wirus szaleje w USA ( grozi tam śmiertelność do 200 tysięcy!) i w Anglii, nadal w Italii, Hiszpanii i Francji – bo niewielki spadek zachorowań i zgonów w tych krajach nie jest pociechą. Najlepiej trzymają się Niemcy, ale ten kraj dysponuje potencjałem leczniczym pięciokrotnie większym niż Włochy. Narazie trzyma się i Polska, jeszcze lepiej Australia, lecz kwiecień/ maj może okazać się krytyczny. Więcej strat ma Rumunia – 270 zgonów. Mało zachorowań ma Wietnam czy Rosja, może dysponują czarodziejską różdżką ? Do równowagi wracają Duńczycy, Czesi, Austriacy – na jak długo ? Tymczasem lawina śmierci przyśpiesza w USA ( przekroczyła 20 tysięcy zgonów), także w Meksyku czy Ekwadorze, możemy już mówić o nowej, uniwersalnej Zagładzie.
Wracając do starych ksiąg i do refleksji Sun Zi możemy obawiać się, że jego prorocza wizja zajęcia obcych państw bez inwazji może się spełnić po finansowym i ekonomicznym krachu tych krajów, spowodowanym wirusem. Chińczycy po prostu wykupią upadłe przedsiębiorstwa, a technologie zachodnie już mają, bo państwa Zachodu przeniosły je lekkomyślnie w granice Chin. Z pomocą maleńskiego wirusa Chińczycy ugrają szlema bez atu! I bez skrupułów wstaną od stolika, koniec gry. Wykupią też stolik wraz z krzesłami. Dopiero teraz spełni się wizja Spenglera z jego „Zmierzchu Zachodu”. Niezależnie od tego czy zaraza wybuchła samoistnie czy była „eksportowana” z premedytacją to Chiny i tak wykorzystają jej skutki z pożytkiem dla siebie. Już teraz wszystko stoi czy też leży – przemysł, turystyka, sport, gastronomia, szkoły i uczelnie, nawet szpitale, bo zajmują się tylko ofiarami pandemii. Pozamykano biblioteki, plaże, muzea, świątynie i kościoły, a sparaliżowaną planetą rządzi coronowirus – tymczasowy imperator świata! Jego panowanie skończy się dopiero, kiedy będziemy posiadać powszechnie dostępny lek na zarazę, a także szczepionkę. A to nie nastąpi tak szybko, niestety.
W dziejach Chin zdarzali się i cesarze bez skrupułow jak zwłaszcza okrutny Quin Shi ( 221-210), który polecił spalić całą literaturę klasyczną, a za sam fakt napomknięcia o tym karał śmiercią. Z jego rozkazu zakopano też żywcem 460 właścicieli ziemskich i zarządców, wytracił też tysiące istnień przy budowie Wielkiego Muru. Jak sądzi prof.Jean-Louis Margolin okrutny cesarz Quin Shi był wzorem dla Mao i jego następców, którzy kierowali setkami gułagów w komunistycznych Chinach.
Wydaje się, że przywódcy Zachodu – zapatrzeni tylko w słupki na giełdach – zapomnieli przyjrzeć się bliżej historii Chin, tej dawnej i tej najnowszej. Za to niedopatrzenie słono dziś płacimy.
///////////////////////////////////
Przedstawiona partia była rozegrana 14 stycznia tego roku i charakteryzuje styl Marka Baterowicza: atak na króla!
(zdjęcie z Internetu)
Mistrz krajowy Stefan Brzózka w latach 50 i 60-tych ubiegłego stulecia zaliczał się do ścisłej czołówki krajowej i w barwach warszawskiego klubu „Maraton” zdobywał wielokrotnie drużynowe mistrzostwa Polski.
Na olimpiadzie szachowej w Monachium w 1958 roku bronił barwy naszego kraju. Jest silnym graczem korespondencyjnym i na tym polu osiągnął wiele znaczących sukcesów.
Przedstawiona partia była rozegrana w rozgrywkach I ligi w Wiśle. Była potem opublikowana w 12 tomie „Sahovskiego Informatora”, w angielskim piśmie „Chess” oraz miesięczniku „Szachy”.

Dzisiaj mija 110-ta rocznica urodzin znakomitego litewskiego mistrza międzynarodowego, trenera i publicysty Vladasa Mikenasa.
Duet trener Mark Dworecki oraz arcymistrz Artur Jusupow opublikował wiele pouczających książek – poradników dla młodzieży.
Przedstawiona pozycja „Rozwój twórczego myślenia” zawiera 230 stron i omawia wiele ciekawych zagadnień. Jest przeznaczona dla zawodniczek i zawodników z ambicjami sportowymi oraz trenerów. Polecam!
Można ją zamówić bezpośrednio w wydawnictwie RM.

Marka Dworeckiego poznałem w 1978 roku na mistrzostwach świata juniorów w Grazu. Byłem wtedy trenerem najlepszego juniora Polski Romana Tomaszewskiego.
Dworecki wraz z arcymistrzem Tukmakowem opiekował się dwójką najlepszych juniorów świata Jusupowem i Dołmatowem. Po każdej rundzie chodziliśmy na wspólne spacery. Były one dla mnie bardzo pożyteczne, gdyż obaj trenerzy chętnie podzielili się ze mną swoimi doświadczeniami z ich pracy szkoleniowej.
Kilka lat później spotkałem się z Markiem na szkoleniu niemieckich trenerów w Berlinie w 1995 roku. Dworecki miał wykłady na temat powiązania studiów szachowych z grą praktyczną. Dla mnie te wykłady były bardzo interesujące, gdyż sam w swoich zajęciach zwracałem uwagę na te problemy i później napisałem na ten temat książkę „Kompozycja w treningu szachisty”.
Miałem też możliwość obejrzenia na miejscu treningów Dworeckiego z kadrą Niemiec. Wybitny trener przygotował m.in. komplet różnych i skomplikowanych studiów szachowych i rozgrywał je dalej z zawodnikami obydwoma kolorami. Wynik był około 90% na jego korzyść. Mój były podopieczny z punktu szkoleniowego w Essen arcymistrz Christopher Lutz z humorem stwierdził: Dworecki nas właściwie ośmieszył. Ja to skwitowałem krótko: był po prostu dobrze przygotowany do zajęć!
Z arcymistrzem Arturem Jusupowem spotykałem się kilka razy w trakcie turniejów w Dortmundzie. W 1997 roku był konsultantem w trakcie moich treningów z Arkadijem Naiditschem.
Dzisiaj mija 110-ta rocznica urodzin Miguela (Mieczysława) Najdorfa, który przeszedł do historii szachów światowych jako znakomity arcymistrz, zwycięzca wielu turniejów międzynarodowych i odkrywca ostrego wariantu po ruchach 1.e4 c5 2.Sf3 d6 3.d4 cxd4 4.Sxd4 Sf6 5.Sc3 a6, który do dnia dzisiejszego jest bardzo popularny w praktyce turniejowej szachistów wszystkich klas.
Miałem okazję poznać osobiście Najdorfa na olimpiadzie na Malcie w 1980 roku. Pewnego razu zobaczyłem starszego pana, który z zainteresowaniem oglądał partie naszych zawodniczek. Podszedłem bliżej i rozpoznałem sławnego arcymistrza. Przedstawiłem się i wyjaśniłem, że jestem kapitanem polskiej drużyny. Przywitał się ze mną bardzo serdecznie, jak by byliśmy starymi znajomymi. „Kobiety grają znakomicie” – wykrzyknął – „Mają szanse na jakiś medal. Złoto jest raczej niemożliwe, ale srebro lub brąz jest realne”. W tym momencie podeszła do nas sędzina i kazała się nam uciszyć. Odeszliśmy na bok i kontynuowaliśmy rozmowę. Okazało się, że nasz rodak wpadł na kilka dni na Maltę w celu obejrzenia olimpiady. Ostatecznie okazało się, że Najdorf trafnie ocenił grę naszych szachistek. Panie zdobyły trzecie miejsce i wywalczyły pierwszy po 1945 roku medal olimpijski!
O Najdorfie w encyklopedii „SZACHY od A do Z”, 2 tom, autorzy: Władysław Litmanowicz i Jerzy Giżycki (Sport i Turystyka, Warszawa 1987)
Partie błyskawiczne zawsze cieszą się dużą popularnością, ponieważ można w szybkim tempie rozegrać wszelkiej rangi turnieje. Jako początkujący szachista nie odnosiłem w tej kategorii większych sukcesów. Pewnego razy postanowiłem to zmienić.
Opracowalem sobie specjalny repertuar debiutowy, tylko na turnieje błyskawiczne. W ich programie były gambity i rzadkie otwarcia. Pewnego razu zagrałem posunięcie 1.b2-b4. Osiągnąłem nim stuprocentowy rezultat, ponieważ przeciwnicy zaskoczeni tak rzadkim ruchem, nie potrafili przy ograniczonym czasie rozwiązać problemów debiutowych.
Później wypróbowałem „Orangutana” w kilku normalnych partiach i w turniejach korespondencyjnych. Wyniki miałem znakomite. Radziłem sobie nawet dobrze czarnymi przeciwko temu debiutowi. Ale raz spotkał mnie zimny prysznic. W finale Mistrzostw Europy w grze korespondencyjnej przegrałem czarnymi ważną partię. Kosztowało to mnie wysokie miejsce w turnieju i tytuł mistrza międzynarodowego.
Po wielu latach postanowiłem swoje doświadczenia w tym otwarciu opisać w książce. Zrobiłem to wraz z Anglikiem polskiego pochodzenia Markiem Soszynskim dla amerykańskiego wydawnictwa Russell Enterprises Inc. Nasza obszerna praca na 320 stronach składa się z 11 rozdziałów teoretycznych i 95 przykładowych partii. Staraliśmy się obiektywnie przedstawić ten temat. Chyba się nam to udało, ponieważ książka otrzymała pozytywne recenzje, co odbiło się na dobrej sprzedaży.
W jakimś czasie po jej ukazaniu się, zadzwonił do mnie pewien szachista z Hamburga: „Panie Konikowski. Kupiłem sobie pana książkę o otwarciu po 1.b4, ale nie mogę zdecydować się, co grać czarnymi przeciwko temu ruchowi. Jest tam tyle materiału. Może mi pan coś poradzi”.
Podobnych telefonów lub listów otrzymuję sporo od czytelników. Są różne pytania i nawet prośby o dodatkowe analizy oraz materiały dotyczące różnych moich książek. Oczywiście nie mogę być na to obojętny i czytelnik otrzymuje ode mnie to, co sobie życzy!
Szachiście z Hamburga odpowiedziałem, że sam grywam schemat rozwojowy w stylu obrony królewsko-indyjskiej i informację na ten temat znajdzie w rozdziale 5.
Przytaczam jedną z moich partii rozegranych w tym wariancie. Z obszernym komentarzem została ona opublikowana w mojej książce „Atak na króla” na stronie 45.

Niedawno, dzięki firmie Caissa, stałem się posiadaczem ciekawej publikacji w języku rosyjskim o szachistkach i szachistach żydowskiego pochodzenia. Encyklopedia (format 205×265) zawiera 317 stron i omawia przeszło 1350 sylwetek. W kolejnych odcinkach będę przedstawiać ciekawsze biogramy.
Poniższy tekst znalazłem w Internecie.
Żydzi – nieuleczalny przypadek szachofilii
DANIEL GRINBERG
Tajemnicze związki Żydów z szachami, widoczne gołym okiem w rankingach najwybitniejszych szachistów wszystkich czasów, są od lat przedmiotem niezliczonych spekulacji i pseudonaukowych teorii. Czynników sprawczych, przesądzających o wyjątkowych predyspozycjach do gry na 64-polowej planszy, podzielonej na przemian na białe i czarne kwadraty, doszukiwano się już we wszystkim: specyfice Talmudu, skłonności do spekulatywnego myślenia, zdolnościach matematycznych i językowych, cechach religii żydowskiej, ale także w historii, ogólnych warunkach życia czy w strukturze zawodowej. Równie często powoływano się na wykształcone historycznie odrębności psychologiczne, sprzyjające zdolnościom do tego typu rywalizacji, jakiej wymaga gra w szachy – połączenia doskonałej pamięci z inwencją intelektualną, koncentracją, cierpliwością i silną wolą. Nie trzeba dodawać, że zdecydowana większość tak konstruowanych wyjaśnień nie spełnia podstawowych wymagań logiki i naukoznawstwa. Do dziś na przykład nikt nie wyjaśnił, dlaczego spekulatywne albo psychiczne uzdolnienia przedstawicieli „narodu wybranego” nie objawiają się z podobną mocą, powiedzmy, przy grze w brydża sportowego.
Dla równowagi należałoby też przypomnieć nieliczne głosy złośliwców, usiłujących podważyć tezę o szczególnych predyspozycjach „plemienia Dawidowego” bądź szczególnym wkładzie w szachy. Odpowiednikiem słynnego pamfletu Ryszarda Wagnera z 1850 roku, demaskującego rzekomą podrzędność i wtórność „żydowskiej muzyki”, jest zbiór artykułów Aryjskie i żydowskie szachy (1943), napisany przez prohitlerowsko nastawionego pogromcę Capablanki, wieloletniego mistrza świata Rosjanina Aleksandra Alechina. Można się odeń dowiedzieć, iż Emanuel Lasker i jemu podobni usiłowali sprowadzić piękną grę w szachy na manowce, forsując grę obronną, podczas gdy jej prawdziwe piękno ujawnia się jedynie w ofensywie, cechującej graczy aryjskich. „Żydowskie szachy” charakteryzuje, jego zdaniem, oportunizm, chytrość oraz dążenie do zwycięstwa za wszelką cenę. Alechin nie mógł oczywiście przewidzieć, że niezrównanym mistrzem dynamicznej, ofensywnej rozgrywki stanie się w dwadzieścia lat później Bobby (Robert James) Fischer z Brooklynu, powinien był jednak pamiętać, że twórcą Hypermodern School, szukającej skutecznego antidotum na przewagę defensywy w Modern School Wilhelma Steinitza, był Żyd węgierski Richard Reti (1889-1929). Mit rzekomej jednorodności szachistów żydowskich skutecznie rozwiał niedawno Julio Ganzo w „Chessology”, wskazując, iż trzy z czterech nurtów teoretycznych składających się na szachy współczesne zapoczątkowane zostały przez osoby pochodzenia żydowskiego: tendencja psychologiczna – przez Laskera, naukowa – Tarrascha i „energetyczna” [sic!] – Breyera. Poza podejrzeniami ostał się jedynie nurt pozycyjny genialnego Kubańczyka – Capablanki, mistrza gry kombinacyjnej.
Miast wdawać się w wątpliwe uogólnienia, porzućmy w tym miejscu, z ostrożności, pasjonującą kwestię przyczyn żydowskiej szachofilii i zajmijmy się samymi objawami, tj. prezentacją sylwetek wybitnych adeptów Caissy (bogini szachów) o jednoznacznie żydowskich korzeniach. Główny kłopot polega tu przede wszystkim na selekcji, ponieważ pomiędzy rokiem 1850 a 1980 większość mistrzów świata (i pokaźny procent arcymistrzów) spełniało to kryterium.
Przedwojenna reprezentacja Polski, odnosząca ogromne sukcesy na Olimpiadach Szachowych, składała się prawie w 100 procentach z żydowskich szachistów, podobnie jak i inne zespoły z Europy Środkowej. Nieliczni, którzy ocaleli, z Michałem Najdorfem na czele, nie wrócili już do kraju. W powojennych reprezentacjach państw dotkniętych Szoa nazwiska żydowskie pojawiają się często jedynie w ekipie węgierskiej. Ale jeszcze w końcu lat sześćdziesiątych mistrzem Polski został młodziutki Jerzy Lewi (1949-1972). Utalentowany szachista zdołał pokonać samego Michaiła Tala, nim popełnił samobójstwo jako emigrant w Sztokholmie. Doprawdy cudów zręczności musiał dokonywać mistrz międzynarodowy Władysław Litmanowicz w swojej okrytej smutną sławą publikacji Polscy szachiści 1945-1975 (1976), aby nie pomieścić w niej żadnego „nieczystego rasowo” zawodnika. Choć współcześnie związki Żydów z szachami wydają się nieco słabnąć, to jednak w dalszym ciągu stanowią fenomen godny zainteresowania. Dość powiedzieć, iż według danych Akademii Szachowej założonej w 1994 roku w Tel Awiwie, pod względem liczby mistrzów międzynarodowych Izrael zajmuje 5. miejsce na świecie, zaś w przeliczeniu na jednego mieszkańca ustępuje jedynie Islandii. Obliczenia te nie uwzględniają obywateli innych krajów.
Szachy wywodzą się prawdopodobnie z Indii, ale już w X wieku poświęcali im uczone traktaty Arabowie. Wśród znanych nam średniowiecznych mistrzów i teoretyków tej gry pojawiają się sporadycznie zarabizowane nazwiska żydowskie. Komentarze do Talmudu świadczą niezbicie, że była ona znana i lubiana wśród Sefardyjczyków zamieszkujących XII-wieczną Hiszpanię. Pierwotnie była to zapewne rozrywka kobieca. Twórcy Midraszy nie mieli wszakże wątpliwości, że już król Salomon rozgrywał zwycięskie partie ze swoim doradcą Benajahem ben Jehudą. Pochlebne wzmianki o szachach znajdujemy nawet w pismach Majmonidesa i Judy Halewiego. Wiadomo również, iż w roku 1575 pewien rabin z Cremony potępił „wszystkie gry, z wyjątkiem szachów”. Aby w pełni docenić sens tych informacji, należy uprzytomnić sobie, że w wielu krajach chrześcijańskich gry tej okazjonalnie zakazywano, a także, iż zwalczana była przez duchownych (na szczęście nieskutecznie) z uwagi na związany z nią hazard. W późniejszych czasach wspólna namiętność do spędzania wolnych chwil przy szachownicy umocniła przyjaźń Mosesa Mendelssohna z Gottholdem Lessingiem, fundamentalną dla przebiegu Haskali. Matematyk Jakub Einchenbaum, jeden z czołowych przedstawicieli drugiego pokolenia berlińskiej Haskali, poświęcił zmaganiom białych z czarnymi długi poemat zatytułowany Ha keraw (Bitwa).
Na ziemiach polskich tłumaczenia traktatów szachowych na hebrajski ukazywały się sporadycznie od XVI wieku. W roku 1809 Zewi Ulri Rubinstein przetłumaczył na hebrajski inny XVII-wieczny podręcznik szachowy Kalabryjczyka Gioacchimo Greco. Podobno do tego właśnie wydania sięgnął w chederze 14-letni Akiba Rubinstein, próbując zgłębić tajniki Caissy. Nie znamy z nazwiska „żydka” (tak u Trembeckiego), warszawskiego mistrza, który udzielił surowej lekcji jakiemuś pyszniącemu się Anglikowi (kto ciekawy szczegółów, niech zajrzy do Gier i zabaw różnych stanów Łukasza Gołębiowskiego z roku 1831). Pierwszy portret w długiej galerii wybitnych szachistów polsko-żydowskich przedstawiać zatem może, z konieczności, dopiero Szymona Winawera (1838-1919), syna Abrahama, zamożnego kupca warszawskiego (spirytus i towary kolonialne) i właściciela kamienic na Nalewkach. Ten bywalec warszawskich kawiarni, grający dotąd wyłącznie towarzysko, objawił się niespodziewanie w roku 1867 jako postać wybitna, zajmując drugie miejsce w wielkim turnieju paryskim (ex aequo ze Steinitzem). Powtórzył ten wyczyn w roku następnym, by odtąd utrzymywać się w gronie najwyżej cenionych mistrzów aż do turnieju londyńskiego w 1883 roku. Życiowy sukces odniósł w 1875 roku w Petersburgu, gromiąc koalicję rosyjskich mistrzów z Czigorinem na czele. „Tygodnik Ilustrowany” zamieszczał szerokie relacje Winawera z turniejów, w których uczestniczył. W teorii szachów pozostawił po sobie atak, kontrgambit i wariację nazwaną od jego imienia, którą rozwinęli później twórczo, z wielkim dla siebie pożytkiem, Botwinnik i Fischer. Warto też pamiętać, iż wziął czynny udział w powstaniu styczniowym, podczas turniejów silnie akcentował swój polski patriotyzm i konsekwentnie odmawiał udziału w turniejach wszechrosyjskich. Jego krewnym był znany przedwojenny literat Bruno Winawer.
Na tle europejskim Szymon Winawer nie był bynajmniej prekursorem. Już w pierwszych dekadach wieku wielką sławą okrył się Rabi Aaron Alexandre (1765-1850), wywodzący się z Niemiec, niestrudzony propagator rywalizacji na szachownicach we Francji i Anglii. Przez prawie 40 lat prowadził w Paryżu kawiarnię szachową konkurująca ze słynną Cafe? de la Re?gence, a następnie, w Londynie, pierwszy klub szachowy. Był też autorem pierwszej obszernej encyklopedii debiutów (1837) i najwybitniejszym problemistą epoki. To właśnie powstanie kawiarni i klubów szachowych umożliwiło utalentowanym Żydom, w znacznej części imigrantom z Europy Wschodniej, wejście w świat profesjonalnych szachistów. W połowie XIX wieku do elity należeli m.in. Janos Jakab Loewenthal – uchodźca z Węgier do Stanów Zjednoczonych po wydarzeniach Wiosny Ludów, a potem wieloletni sekretarz i menedżer British Chess Association oraz wydawca specjalistycznych czasopism, Dawid Harrwitz z Niemiec osiadły w Paryżu, oraz protegowany Rotszyldów Ignaz Kolisch (po 1880 baron von Kolisch) z Preszburga, bankier i spekulant giełdowy. Po 1863 roku do uczestników turniejów w Cafe? de la Re?gence dołączył przybyły z Polski Samuel Rosenthal, późniejszy zwycięzca z Paryża w 1880 roku i pogromca w Baden-Baden byłego mistrza świata dra Anderssena. Największą popularność zjednały mu jednak seanse symultanicznej gry na ślepo na wielu szachownicach. W tej ostatniej specjalności przyćmili go dopiero w XX wieku inni wybitni szachiści żydowscy: Gyula Breyer, Miguel Najdorf i George Koltanovsky.
Pierwszym mistrzem świata wyznania mojżeszowego był Wilhelm Steinitz (1836-1900), dzierżący to miano w latach 1886-1894, a nieoficjalnie (po pokonaniu Anderssena) już od roku 1866. Ten matematyk z wykształcenia, urodzony w Pradze, reprezentował kolejno barwy Austrii, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Już jako dojrzały szachista, odrzucił grę kombinacyjną na rzecz stworzonego przez siebie od podstaw systemu gry pozycyjnej. Zakładał on, iż sukces końcowy jest efektem kumulacji drobnych korzyści cząstkowych. Potwierdzeniem słuszności tej koncepcji było zwycięstwo nad Janem Zukertortem (urodzonym w Lublinie!), głównym rywalem do tronu mistrzowskiego. Opracowania teoretyczne Steinitza stały się odtąd Biblią dla przynajmniej dwóch kolejnych pokoleń szachistów. Za jego uczniów uważali się m.in. Siegbert Tarrasch, Savielly (Ksawery) Tartakower, Aron Nimzowitsch wywodzący się z Rygi i wreszcie najsłynniejszy z nich wszystkich – Emanuel Lasker (1868-1941) – matematyk i filozof. To właśnie Lasker pozbawił Steinitza tytułu mistrzowskiego w 1894 roku i bronił go przez kolejnych 27 lat. Noga powinęła mu się dopiero w niefortunnym pojedynku z Jose Raulem Capablanką, rozegranym w Hawanie. Urodzony w Barlinku (wówczas Berlinchen), gdzie jego ojciec pełnił podrzędną funkcję w synagodze, Emanuel zapoznał się z szachami przypadkowo w 11 roku życia, podczas wizyty u rodziny w Berlinie. 10 lat później, w okresie studiów w Berlinie, był już mistrzem Niemiec, a po dalszych 5 latach niekwestionowanym liderem światowych rankingów. 78 procent punktów zdobytych przezeń w turniejach, w których uczestniczył w ciągu niezwykle długiej kariery, daje mu także jedną z czołowych pozycji w całej dotychczasowej historii tej gry. Do osiągnięć turniejowych dorzucić także wypada zasługi teoretyczne Laskera, propagującego czysto psychologiczną wizję szachów jako walki umysłów. Odrzucał przy tym wszelkie dogmaty, a zdrowy rozsądek stawiał wyżej niż ścisłą teorię odwołującą się do nauki (w czym celował Tarrasch). Swoim zwolennikom zalecał schodzenie ze ścieżek wydeptanych przez schematyczne teorie debiutów. W przeciwieństwie do wielu swoich poprzedników i następców nie bał się popełniania błędów, bowiem uważał je za organiczną część samej gry, a nie coś, co psuje jej piękno i da się z niej, wysiłkiem woli bądź intelektu, wyrugować. Emanuel Lasker był też niezłym brydżystą, a jako matematyk miał duży wkład w teorię gier oraz teorię rachunku geometrycznego, wykorzystywaną m.in. w dzisiejszych komputerach. Jako filozof polemizował z Albertem Einsteinem, który nota bene napisał wstęp do jednej z jego biografii. Poświęconą mu książkę Borys Wajnsztajn zatytułował zwięźle – Myśliciel i trudno doprawdy odmówić mu racji.
Spośród wybitnych polsko-żydowskich szachistów doby Laskera na szczególną uwagę zasługują niewątpliwie Dawid Janowski (1868-1927) i Akiba Rubinstein (1882-1961), dwaj pechowi pretendenci do zaszczytnego tytułu mistrza świata. Ten pierwszy, urodzony w Wołkowysku, ale przez większą część życia związany z Francją (w Cafe? de la Re?gence pojawił się już w końcu roku 1891), objawił swój talent zwycięstwami w Paryżu, Wiedniu i Monte Carlo (gdzie pamiętany jest do dziś, bo całą wygraną sumę przepuścił natychmiast w kasynie). Mimo pojedynczych zwycięstw nad całą światową elitą (m.in. Steinitzem, Laskerem, Capablanką i Alechinem) natura hazardzisty uniemożliwiła mu sukcesy na miarę oczekiwań. Jego niecierpliwa, kapryśna gra odznaczała się finezją i dramatycznym napięciem, toteż często toczone przezeń partie otrzymywały nagrody „za piękno”. W dwumeczu z Laskerem, stoczonym dopiero po upływie 10 lat od chwili, gdy rzucił mistrzowi wyzwanie, i nie był już w najwyższej formie, poniósł druzgocącą porażkę. Zmarł na gruźlicę podczas małego turnieju na Francuskiej Riwierze, choć niekoniecznie w nędzy i opuszczeniu, jak utrzymują niektórzy biografowie.
Jeszcze gorzej obszedł się los z Rubinsteinem, być może najbardziej utalentowanym ze wszystkich szachistów pochodzących z ziem polskich. Akiba urodzony w Stawiskach (gubernia łomżyńska) 12 października 1882 roku jako dwunaste, najmłodsze dziecko w ubogiej rodzinie rzemieślniczej, przygotowywany był przez dziadków do studiów talmudycznych, ale kawiarnia szachowa Steinsa odciągnęła go skutecznie od jesziwy w Białymstoku. W tętniącej życiem Łodzi, dokąd przeprowadził się w 1901 roku, znalazł wkrótce odpowiednie dla siebie środowisko. Pod opieką Henryka Salwego już po 4 latach wygrał duży europejski turniej w Barmen, przebijając się do czołówki. W ciągu całej kariery zwyciężył aż w 21 turniejach spośród 61, w których brał udział; w 14 zajmował drugie lokaty. „Rokiem Rubinsteina” nazwano serię jego sukcesów z roku 1912, gdy w 5 wygranych kolejno turniejach, od San Sebastian po Warszawę, pozostawił za sobą najlepszych szachistów świata. Pretendentem do fotela mistrzowskiego stał się łódzki szachista już od roku 1909, po efektownym pokonaniu Laskera w turnieju petersburskim, ale dopiero teraz pod presją międzynarodowej opinii, mistrz zgodził się łaskawie na taki pojedynek. Na przeszkodzie realizacji marzeń stanęła jednak wojna. Rubinstein utracił w niej majątek, zdrowie, a przede wszystkim odporność psychiczną. Po wojnie osiadł w Berlinie, a od roku 1926 w Belgii, pozostając jednak reprezentantem Polski i występując sporadycznie w krajowych mistrzostwach. Siła jego gry nie była już jednak tak wielka jak dawniej. Po olimpiadach szachowych w 1930 i 1931 roku, podczas których bardzo przyczynił się do zdobycia tytułu mistrzowskiego i wicemistrzowskiego przez reprezentantów Polski (wraz z Ksawerym Tartakowerem, Dawidem Przepiórką, Kazimierzem Makarczykim i Paulinem Frydmanem), ujawniła się choroba psychiczna, która zmusiła go do zakończenia kariery. Wojnę przeżył, ukrywając się w brukselskim szpitalu. Zmarł osamotniony w domu starców w 79. roku życia. Rubinstein, nazywany „szachowym Spinozą”, miał ogromne zasługi dla rozwoju teorii debiutów i gry końcowej. Swoich rywali przewyższał ogromnym repertuarem posunięć, który zawdzięczał fenomenalnej pamięci. Do szachów miał podejście estetyczne, przeciwstawne laskerowskiej koncepcji gry jako walki. Uroda partii była dlań ważniejsza od zwycięstw. Na jednym z łódzkich turniejów w roku 1917 swoje umiejętności w pojedynku z Rubinsteinem miał okazję sprawdzić sześcioletni Szmulek Rzeszewski, „cudowne dziecko” z Ozorkowa. Po latach jako Samuel Reshevsky zapoczątkował odrodzenie szachów amerykańskich. Nim jednak przy szachownicy pojawił się młodziutki Bobby Fischer, przez turnieje i mecze rangi mistrzowskiej przewinęła się plejada wybitnych szachistów pochodzenia żydowskiego.
Wymienienie ich wszystkich, choćby tylko tych, którzy związali swe kariery z ZSRS, zabrałoby niestety zbyt wiele miejsca. Dlatego wypada ograniczyć się tutaj do mistrzów świata i bezpośrednich pretendentów do tego tytułu. Spośród pretendentów wspomnijmy więc o Salo Flohrze z Czechosłowacji (a potem ZSRS), któremu walkę o tytuł z Alechinem uniemożliwił rozpad ojczyzny, o Izaaku Bolesławskim, Dawidzie Bronsteinie oraz, trochę później, Jefimie Gellerze czy Wiktorze Korcznoju, którego zmagania z Karpowem i KGB starsi z czytelników być może jeszcze pamiętają.
Opuszczony przez Alechina fotel mistrzowski zajął w roku 1948 urodzony w 1911 r. koło Kuokkala, ale związany głównie z Leningradem, dr inż. Michaił Botwinnik, syn Mojżesza Botwinnika, technika dentystycznego. Ten wychowanek Pałacu Pionierów, gdzie dopiero w 12. roku życia miał okazję zapoznać się z szachami, czynił błyskawiczne postępy. Już w roku 1927 jako szesnastolatek zajął doskonałe 5. miejsce, debiutując w Mistrzostwach ZSRS.W odróżnieniu od swoich zagranicznych rywali karierę zawodniczą potrafił łączyć z nauką i pracą zawodową (choć nie dorównywał pod tym względem profesorowi matematyki i, mimo tytułu mistrza świata 1935-1937, posiadającemu status amatora Holendrowi Machglisowi Euwe). Uważany za następcę Alechina od błyskotliwego sukcesu w wielkim turnieju moskiewskim z 1935 roku, wskutek wojny i zawirowań politycznych otrzymał i wykorzystał swą szansę dopiero po 13 latach. W okresie swej dominacji Botwinnik, wspierany przez sowiecką federację szachową i władze państwowe, miał ułatwione zadanie w pojedynkach o obronę tytułu z młodymi i „niepewnymi politycznie” krajowymi rywalami, silniej niż on akcentującymi swoje żydowskie korzenie. Dopiero w późno wydanej autobiografii mistrz zdecydował się ujawnić fakty, świadczące o presji politycznej, jakiej sam był poddawany i kłopotach stwarzanych mu ze względu na „złe pochodzenie”. W roku 1960 oddał na krótko prymat brawurowo grającemu Michaiłowi Talowi z Rygi (ur. 1936), który okazał się później najskuteczniejszym z sowieckich szachistów w rywalizacji z Fischerem. Botwinnik był graczem niezwykle wszechstronnym, znakomicie przygotowanym teoretycznie, ale wystrzegającym się przecierania nowych szlaków. Pod tym względem przewyższał go nie tylko Tal, ale i Borys Spasski (ur. 1937), kolejny mistrz świata o żydowskich korzeniach.
Spasski, pochodzący z rozwiedzionej rodziny leningradzkiej (matka Żydówka), był, tak jak Botwinnik, wychowankiem Pałacu Pionierów. Tytuł mistrzowski wywalczył w drugim podejściu, pokonując w roku 1969 Tigrana Petrosjana, Ormianina w barwach ZSRS, ale wyłoniony z turnieju pretendentów rywal w postaci Bobby’ego Fischera odebrał mu go bez trudności po 3 latach. Wkrótce Spasski, rozżalony na rodzimą federację za jawne faworyzowanie młodego Toli Karpowa i represje, jakie spotkały go za utratę tytułu na rzecz Amerykanina, zamieszkał we Francji, stając się jednym z pierwszych dysydentów sportowych. Na początku lat 90. przypomniał o sobie staczając 15-rundowy przegrany mecz z powracającym do aktywności Fischerem.
Ostatnim kontynuatorem wielkiej tradycji, zapoczątkowanej przez Botwinnika, był w ZSRS startujący z powodzeniem do dziś Garry Kasparow (ur. w 1963 r. jako Harry Weinstein – po ojcu), pogromca Karpowa, osiągający w rankingach najwyższe w historii wskaźniki punktowe. Poza wspaniałą serią zwycięstw Kasparow pochwalić się może także wieloma nowinkami teoretycznymi wprowadzonymi „do obiegu”. Na sam koniec pozostawiliśmy sylwetkę bodaj najsławniejszą – wielokrotnie już wspominanego Roberta Fischera (ur. w 1943 r. w Chicago). Otrzymany w prezencie na szóste urodziny komplet szachów przesądził o całej jego drodze życiowej. Już jako czternastoletni chłopiec wywalczył pierwszy tytuł mistrza Stanów Zjednoczonych (seniorów!), pokonując Reshevsky’ego. Rok później potrafił się przebić do wąskiego grona pretendentów do uczestnictwa w walce o szachową koronę. Od roku 1959 był już profesjonalnym graczem światowej czołówki, dyktującym organizatorom turniejów coraz wyższe żądania finansowe. W zamian zapewniał pełną widownię reagującą histerycznie na jego błyskotliwe i nowatorskie zagrania. Dziennikarzy fascynował swoimi dziwactwami (m.in. przynależnością do fundamentalistycznej World Church of God, zakazującej gry w szabat) oraz obsesjami, którym dawał swobodny wyraz w wywiadach. Początkowe niepowodzenia w rywalizacji z szachistami radzieckimi tłumaczył zmową obejmującą również działaczy FIDE. Dopiero seria miażdżących zwycięstw w trzecim kolejnym cyklu wyłaniającym pretendenta utorowała mu w roku 1972 drogę do bezpośredniego meczu ze Spasskim i upragnionego tytułu mistrza świata. Cieszył się nim tylko 3 lata, bowiem FIDE odrzuciła wygórowane warunki, jakie postawił kolejnym pretendentom. W konsekwencji najlepszy we wszystkich klasyfikacjach szachista świata znikł na wiele lat z oczu opinii publicznej. Na początku lat 90. zamieszkał w Budapeszcie, przeplatając skromną aktywność szachową z wystąpieniami politycznymi o silnie antyamerykańskiej i antyizraelskiej wymowie. Choć daleko mu dziś do dawnego poziomu, 744 partie, jakie rozegrał do roku 1973, zapewniły mu już dawno miejsce w szachowym Panteonie – obok Morphy’ego, Laskera i Capablanki. Nie można także zapominać o zasługach genialnego Amerykanina w zapewnieniu szachom wyższej rangi i, tym samym, wyższych nagród dla najlepszych graczy. Pod tym względem, jak i pod wieloma innymi, historia szachów dzieli się na dwa zasadnicze okresy: przed Fischerem i po nim.
Choć zabrakło miejsca na prezentację żydowskich szachistek oraz mistrzów dzisiejszych, a temat niezwykłej popularności szachów wśród mas żydowskich nie został w ogóle poruszony, przytoczone fakty dają podstawę do ostrożnej sugestii, iż nie tyle szczególne uzdolnienia do szachów, co cechy samej gry przesądzały o szerokim i trwałym zainteresowaniu nią wielu grup społeczności żydowskiej. Mogłoby to oznaczać, że ta szachowa pasja ujawniać się będzie również w kolejnych pokoleniach, niezależnie od zmiennych historycznie okoliczności, w jakich wypadnie im żyć. Poszukiwanie najlepszej z wielu możliwych kontynuacji przy wyraźnie sprecyzowanych regułach gry nie jest przecież dla ludzi podchodzących do życia z powagą li tylko intelektualną rozrywką.













