Archiwum kategorii ‘Publicystyka’

paź
27

Kontynuacja odcinka 78

Po wpisie: http://www.blog.konikowski.net/2020/10/25/z-zycia-pzszach-130/ otrzymałem kilka opinii od Internautów.

Gość 1: Moim zdaniem, to władze PZSzach same wbiły sobie gola w związku z aferą o rzekomym korzystaniu z pomocy elektroniki przez znaną juniorkę. Po niedawnej euforii szachami dzięki sukcesom arcymistrza Dudy, mamy w mediach negatywne spojrzenie na szachy jako źródło niesportowego zachowania.

Skandal w polskich szachach. Dyskwalifikacja za oszustwa dla młodej Polki

17-letnia Patrycja Waszczuk to było objawienie polskich szachów. Tak się jeszcze wydawało do niedawna, bo wyniki, jakie osiągała za tym przemawiały. Kilka miesięcy temu urodzona w Lublinie zawodniczka została przyłapana na oszukiwaniu. Teraz Polski Związek Szachowy nałożył na nią dwuletnią dyskwalifikację. To pierwszy taki przypadek w naszym kraju.

https://www.onet.pl/sport/onetsport/szachy-patrycja-waszczuk-zdyskwalifikowana-za-oszustwa/pedwevm,d87b6cc4

Gość 2: Z publikacji wynika, że Patrycja od dłuższego czasu była podejrzewana o korzystanie z komórki. Czy ktoś z nią rozmawiał w tej sprawie i ostrzegał przed negatywnymi konsekwencjami? Podobno nie. Jaka była rola trenera w tym incydencie. Niemożliwe, że nic nie wiedział o tym. Lub nie podejrzewał swej podopiecznej? Chyba analizował jej partie? Czy korzystał jako trener tylko z jej sukcesów?

Gość 3: Sędzia turnieju, który ją przyłapał na tym nie postąpił elegancko. Powinien najpierw porozmawiać z zawodniczką i ostrzec ją przed skutkami. Postąpił po amatorsku. Naraził szachy na ośmieszenie w mediach!

Podobnych uwag otrzymałem jeszcze kilka i w porozumieniu z ich autorami zrobiłem tylko małe podsumowanie.

Mój komentarz do tej sprawy jest taki: Gram w szachy turniejowe od 1961 roku i z tymi problemami spotkałem się praktycznie od początku. Podpowiadanie i różne metody przekazywania ruchów było często spotykane w turniejach. To odbywało się szczególnie w konkurencji kobiet i juniorów. Jednakże próbowano to załatwić w naszym gronie. Tak aby te „kombinacje” nie wychodziły na zewnątrz. Pamiętam, że osoby złapane na gorącym  uczynku i ostrzeżeniu więcej takich  niesportowych czynów się nie dopuszczały. Wystarczyła rozmowa i groźba wykluczenia z turnieju.

Czy zatem w przypadku Patrycji postąpiono właściwie? Czy ktoś ostrzegał młodą i niedoświadczoną zawodniczkę przed konsekwencjami wykrycia z korzystania z jakiegoś pomocniczego programu? Jaka jest rola trenera w tym incydencie, który najpierw w zbierał pochwały w przypadku sukcesów zawodniczki, a teraz nagle się zmył?    

Patrycja ze swoim trenerem

mar
31

Kontynuacja odcinka 64

Niezależnie od niechlubnej przeszłości Władysława Litmanowicza, muszę pochwalić go za działalność publicystyczną.

Na tym polu zostawił nam znakomity dorobek pisarski i to nie ulega żadnych wątpliwości.

Jak już pisałem w poprzednim odcinku, jego publikacja o turnieju w Sopocie 1951 wprowadziła w enigmatyczny wtedy dla mnie świat szachów turniejowych. Poznałem jednocześnie, na bazie partii, umiejętności fachowe naszej ścisłej czołówki i tym samym pozycję polskich szachów w Europie.

Na życzenie Internautów zamieszczę najpierw kilka stron z tej książki z ciekawymi komentarzami autora, które dla mnie były wtedy niezwykle pouczające.

Podkreślenie na stronie 7 zdania: „Gra Gerebena odznacza się niezwykłą różnorodnością debiutów i dlatego przygotować się do partii z nim jest rzeczą bardzo trudną” pochodzi ode mnie z roku 1961, które uczyniłem w trakcie studiowania książki.

To wziąłem sobie zbyt mocno do serca. Opracowałem wtedy bardzo szeroki repertuar debiutowy, który miał jednak wiele luk, co często kończyło się porażkami. Ten problem zrozumiałem później. Dlatego w swojej pracy trenerskiej zwracałem na to uwagę. Opisałem to m.in. w książce „Szachy dla przyszłych mistrzów” w rozdziale II: Zasady pracy nad repertuarem debiutowym.

Spodobała mi się również uwaga dotycząca stylu gry Gerebena: Atak na króla. Dlatego starałem się grać ostre warianty z możliwościami bezpośrednich akcji na nieprzyjacielskiego monarchy. Oczywiście zaniedbałem grę pozycyjną, ale nadrobiłem to później.

Brak trenera powodowało, że potrzebowałem więcej czasu na poznawanie strategii i taktyki szachów. Uczyłem się tego na bazie dostępnej mi literatury po rosyjsku i niemiecku.

 

lis
26

Kontynuacja odcinka 86

Od 1961 roku, kiedy rozpoczęła się moja przygoda z szachachi turniejowymi, poznałem na przestrzeni wielu lat sporo działaczy różnego szczebla. W tym gronie byli ludzie wiernie oddani naszej dyscyplinie, ale byli też tacy, którzy kierowali się więcej swoimi interesami. Zatem mam różne wspomnienia, którymi podzielę się w tej serii tematycznej.

Na zakończeniu mistrzostw okręgu seniorów i juniorów w Bydgoszczy (1961) moją uwagę zwróciła pewna osoba. Wyróżniała się niskim wzrostem (około 155 cm) oraz gładko ogoloną głową. „Kto to jest?” – zapytałem się kogoś. „To jest nasz prezes okręgu Franciszek Konarkowski” – padła odpowiedź. „Głównie zainteresowany jest karierą swojej córki. Ma na imię Henryka. Dlatego mało interesuje się innymi problemami na terenie naszego okręgu. Ogólnie mówi się o nim, że jeśli ci nie zaszkodzi, to ci nie pomoże. Na pierwszym miejscu jest Henia” – ktoś dodał.

Wtedy sobie pomyślałem: co może mi zaszkodzić jakiś działacz, jeśli będę dobrze grać w szachy. Przyszłość pokazała, że jednak się pomyliłem! 

W 1962 roku oczekiwaliśmy na kolejne mistrzostwa okręgu juniorów, które miały wyłonić reprezentanta na mistrzostwa Polski. Nie odbyły się, gdyż prezes miał inne plany. Otóż na początku 1962 roku zorganizował w swoim mieście Grudziądzu „Międzynarodowe mistrzostwa Polski kobiet”.

W miesięczniku „Szachy” (6-1962) swoimi wrażeniami z turnieju podzielił się naoczny świadek Stanisław Gawlikowski. Jego końcowa ocena:

lis
21

Kontynuacja odcinka 45

Po wpisie Editora Lider polskich szachów 28 otrzymałem sporo uwag w tej kwestii. Tym zajmę się w następnych odcinkach. Na razie zamierzam skończyć temat „Akiba Rubinstein”.

Sam z twórczością naszego znakomitego arcymistrza zainteresowałem się szerzej dopiero po ukazaniu się książki w języku rosyjskim „Akiba Rubinstein” autorstwa Razuwajewa i Murachweriego (Moskwa 1980).

Wcześniej poznałem osobiście Jurija Razuwajewa w czasie turnieju w Polanicy Zdroju w 1979 roku. Byłem w tym czasie trenerem kadry Polskiego Związku Szachowego i dlatego miałem możliwość bez większych problemów dyskusji z nim na różne tematy o szachach.

Znałem jego wcześniejszy kontrowersyjny tekst o Akibie Rubinsteinie, w którym nazwał naszego rodaka m.in. „rosyjskim  szachistą, prekursorem  – obok Czigorina – radzieckiej szkoły szachowej”. To spotkało się oczywiście z decydowaną reakcją polskiego środowiska szachowego (Ten przypadek został obszernie przedstawiony w naszej książce z Jackiem Gajewskim „Akiba Rubinstein, RM 2017”). Dlatego w rozmowie z Jurijem nie podnosiłem tego tematu, aby nie „rozdrażnić” arcymistrza.

Zadałem mu w pewnym momencie pytanie: „Jak oceniasz karierę Rubinsteina?”. Odpowiedział, że był znakomitym szachistą i wniósł wiele dla rozwoju teorii debiutów. „Ale był też wielkim technikiem końcówek, szczególnie wieżówek” drążyłem temat.

„Zgadza się, ale to wynika z praktyki. Debiutów trzeba się nauczyć i zrozumieć, natomiast technikę w grze końcowej można wytrenować w toku gry lub nawet z pomocą odpowiednich ćwiczeń” – odpowiedział. Nie powiedział właściwie nic nowego, gdyż znałem to z lektury różnych publikacji.

Na tym polegała właśnie niezwykła siła radzieckich szachów: Doskonała znajomość fazy debiutowej umożliwiała w toku gry uzyskanie przewagi w grze środkowej i następnie przejście do korzystniejszej (wygranej) końcówki!

Tymczasem u nas w Polsce rozpowszechiano absurdalną „Teorię Capablanki”, o której była wielokrotnie mowa na tym blogu!

Sam już na początku mojej przygody z szachami zadawałem sobie i innym pytanie: „Dlaczego nasi czołowi szachiści nie odnoszą znaczących sukcesów na arenie międzynarodowej. Nie mamy zdolności do uprawiania tego intelektualnego sportu, czy są jakieś inne przyczyny”?

Ten dylemat próbowałem wyjaśnić w latach 1978-1981, kiedy byłem pracownikiem Polskiego Związku Szachowego i miałem możliwość dysputy z różnymi osobami, które miały coś do powiedzenia w tym temacie.

Najbardziej „uświadomił” mnie w tej kwestii Stanisław Gawlikowski – znany publicysta i badacz historii szachów.

Pisałem już kiedyś na blogu, że w 1980 roku w Zakopanem na zgrupowaniu kadry narodowej  miał on kilka wykładów na temat historii naszej dyscypliny. Bardzo dowcipnie (nie wszystko mogę powtórzyć)  przedstawił pozycję polskich szachów w świecie, która właściwie niewiele zmieniła się od 1945 roku.

M.in. powiedział, że przed wojną Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które finansowało wyjazd naszej reprezentacji na olimpiady stawiało jeden warunek: „Będą pieniądze, ale musi być w drużynie choć jeden prawdziwy Polak”! Dla przypomnienia: W drużynie w Hamburgu 1930 grał nasz Kazimierz Makarczyk!

Natomiast w rozmowie prywatnej Stanisław Gawlikowski wyjaśnił mi, dlaczego – według niego – rozpowszechnia się w polskim środowisku szachowym „Teorię Capablanki”, a nie osiągnięcia Polaka Akiby Rubinsteina.

Nie wnikając jednak w szczegóły tej dyskusji, w książce o Akibie Rubinsteinie wspólnie z Jackiem Gajewskim przedstawiliśmy kolosalne osiągnięcia naszego genialnego arcymistrza w rozwoju królewskiej gry i to, że  jego twórczość powinna być wzorcem dla tych polskich szachistek oraz szachistów z ambicjami osiągania wyników sportowych na skalę światową! Powinna być też kierunkiem działania naszych trenerów, aby w tym duchu szkolili naszą utalentowaną młodzież!

Źródło

 

lis
20

Kontynuacja odcinka 85

Kwestia „Debiuty” była wielokrotnie dyskutowana na tym blogu. Ostatnio dylemat ten  został znowu poruszony w wpisie: Lider polskich szachów 28.

Przypomnę ten problem na bazie własnych doświadczeń.

Na przełomie września i października 1961 r. odbyły się w lokalu klubu OKO Caissa przy ulicy Dwernickiego w Bydgoszczy mistrzostwa okręgu juniorów. Nie miałem żadnej kategorii, ale miejsce w turnieju dostałem z puli organizatora. To były moje pierwsze zawody w życiu. Mimo braku doświadczenia 4 partie wygrałem, 4 przegrałem i jedną zremisowałem.

Grałem bardzo bojowo. Nie miałem większego pojęcia o grze pozycyjnej i końcówkach. W każdej partii grałem na mata, co nie zawsze mi się jednak udawało. Np. zwycięzcy mistrzostw Fabianowskiemu nie dałem go w trzech ruchach! Natomiast z Kwiecińskim mając dwa pionki więcej sam przeoczyłem mata w jednym ruchu. Ostatecznie zająłem piąte miejsce, za co otrzymałem IV kategorię. Zostałem  nieoficjalnie mistrzem Bydgoszczy i najsilniejszym juniorem klubu.

Był to mój duży sukces biorąc pod uwagę to, że zasady gry poznałem dopiero pod koniec lutego 1961 roku, a w maju zapisałem się do klubu. Pozytywny rezultat zawdzięczałem odpowiedniemu samoszkoleniu. Jak już pisałem wcześniej w różnych publikacjach, trenowałem wbrew rad starszych kolegów klubowych i propagowanej przez nich „Teorii Capablanki”.

Już wtedy – w wieku 14 lat jako początkujący szachista – doszedłem do wniosku, że podstawą szachów musi być silny debiut!

Końcowe wyniki:

 Wyprzedziłem wszystkich doświadczonych juniorów klubu tylko dlatego, że ja trenowałem otwarcia, tymczasem oni końcówki!

W tym gronie znalazł się także Jerzy Lewi, jeden z największych talentów w historii naszej dyscypliny. Był on rzeczywiście znakomity w grze końcowej, natomiast słaby w początkowej fazie partii. Podzielił w turnieju 8-9 miejsce.

Repertuar debiutowy Jurka był bardzo skromny i ograniczał się praktycznie do 3-4 debiutów: białymi grał podobne schematy po 1.g3 lub 1.Sf3, czasami 1.c4. Czarnymi po 1.e4 odpowiadał symetrycznie 1…e5, natomiast po 1.d4 grał układy „Benoni”, rzadko obronę Grünfelda.

To ułatwiło mi przygotowanie się do pojedynku.

lis
19

Kontynuacja odcinka 84

W ostatnim wpisie opublikowałem polemiczny artykuł Jerzego Kota „Nie chcę być frajerem”, w którym Wojciech Zawadzki bardzo pochlebnie wyraził się o Jacku Żemantowskim.

Sam mam bardzo pozytywne wspomnienia o wieloletnim prezesie Polskiego Związku Szachowym. Dlatego przypomnę jego sylwetkę.

Był jednym z najbardziej znanych dziennikarzy sportowych w Polsce. Jako młody człowiek chętnie oglądałem jego ciekawe wystąpienia telewizyjne. Jacek Żemantowski był fanatykiem szachów, co często podkreślał w różnych wywiadach. W latach 1988-2000 pełnił funkcję prezesa Polskiego Związku Szachowego.

Osobiście poznaliśmy się na Memoriale Akiby Rubinsteina w Polanicy Zdroju w 1991 roku. Prezes podzielił się wtedy ze mną z problematyką szkolenia młodzieży. Był mocno zaangażowany w tej kwestii i już wtedy wspomniał o planach stworzenia centralnego szkolenia w ramach Akademii Młodzieżowej.

Potem spotkaliśmy się kilka razy w biurze Polskiego Związku Szachowego na Czerniakowskiej w trakcie mojego urlopu w Polsce.

Na początku 1999 roku byłem z wizytą w Warszawie. Wraz z wydawcą „Penelopy” Jerzym Morasiem odwiedziliśmy siedzibę związku.

Zostaliśmy przyjęci przez Jacka Żemantowskiego oraz Zbigniewa Czajkę. Prezes z dumą pokazał nam pomieszczenia biura po remoncie. Wyglądało to całkiem imponująco. Następnie prezes  pochwalił się, że sam odnawiał meble, które rzeczywiście pachniały jeszcze świeżością.

Za moich czasów, gdy byłem trenerem kadry PZSzach (1978-1981), lokal dzieliliśmy z łucznikami. Teraz szachiści mieli wszystkie pomieszczenia do swojej dyspozycji.

W pewnym momencie prezes poruszył problemy MASZ. „Nie ukrywam, że liczymy na duże postępy naszych kadr młodzieżowych, które w niedalekiej przyszłości powinny zastąpić naszych seniorów” – powiedział.

Z kolei ja podzieliłem się moimi spostrzeżeniami z pobytu na mistrzostwach świata juniorów w Duisburgu i Halle: Link.

Podkreśliłem, że we współczesnych szachach bez silnej początkowej fazy gry i optymalnie dopasowanego do stylu gry zawodnika repertuaru debiutowego nie ma większych szans na osiąganie liczących się sukcesów na arenie międzynarodowej. Dlatego ten aspekt szkolenia należy mocno uwypuklić w procesie treningowym naszej młodzieży.

Zbigniew Czajka oznajmił, że z akademią nie ma nic wspólnego. Jest ona w fachowej kompetencji Marka Matlaka oraz Ryszarda Bernarda. Niespodziewanie padła z jego strony propozycja, abym wziął udział w najbliższej sesji. „Może Jurek wniesie jakieś nowe impulsy”. Jacek Żemantowski przytaknął i tak niespodziewanie wszedłem do grona elity trenerskiej PZSzach!

O moich doświadczeniach z udziału w trzech sesjach pisałem kilkakrotnie w wielu publikacjach, m.in. na stronie i blogu.

Mimo tak wielkiego zangażowania dla polskich szachów Jacek Żemantowski miał w kraju swoich oponentów i o tym mówił w wywiadzie Wojciech Zawadzki. Sam jednego doskonale znałem, ale nie zdradzę jego nazwiska.  To jest już przeszłość!

Jacek Żemantowski był fanem gambitu królewskiego. To właśnie z jego inicjatywy organizowano Królewski Gambit Radomia. Turniej jest dalej kontynuowany i obecnie nosi jego imię. Kiedyś w biurze PZSzach prezes pokazał mi swoją efektowną partię w ulubionym gambicie. Zwierzyłem się mu, że kiedyś też to grałem i nawet zamierzam napisać o tym książkę. „Mam nadzieję, że otrzymam ją i to z autografem”. Niestety praca nad książką trwała kilka lat i nie zdążyłem spełnić swej obietnicy. Dla przypomnienia: link.

Jacek Żemantowski zmarł nagle w 2002 roku w wieku 63 lat.

Zdjęcie zostało wykonane w lokalu PZSzach w 1999 roku. Od lewej strony stoją: Zbigniew Czajka, Jerzy Moraś, Jacek Żemantowski i Jerzy Konikowski.

lis
10

Kontynuacja odcinka 44

Jak już pisałem na blogu, Garri Kasparow (mistrz świata w latach 1985-2000) tak ocenił szachowy dorobek naszego rodaka: „Rubinstein był znakomity we wszystkich stadiach szachowej partii – w debiucie, grze środkowej i w końcówce. Jednak w przeciwieństwie do Tarrascha czy Nimzowitscha nie lubił się rozpisywać o swoich osiągnięciach i z tej przyczyny jego wyjątkowa rola w rozwoju sztuki szachowej długo pozostawała niedoceniona. A jednak uważna analiza wykazuje, że współczesne szachy, których początkiem była epoka Botwinnika, uformowały się pod silnym wpływem partii Rubinsteina, który w istocie zasługuje na miano jednego z nowatorów” (Garri Kasparow: Moi wielcy poprzednicy, tom 1, RM, Warszawa 2006).  

Dlatego nasza książka „Akiba Rubinstein” (Wydawnictwo RM 2017) nie jest pracą naukową z jakimiś nowymi rewelacjami z życia sławnego arcymistrza, lecz przede wszystkim podręcznikiem szkoleniowym!

Studiując partie Akiby Rubinsteina można wysunąć konkluzję, że przyczynił się on w znacznym stopniu do ewolucji otwarć szachowych. Wiele wariantów nosi jego imię i grywa się do dziś. Polak wniósł wiele nowych idei dla rozwoju teorii debiutów i prawdopodobnie nie miał  sobie równych pod tym względem w historii szachów XX wieku.

Był szachistą, który wcześnie pojął istotę ówczesnych szachów turniejowych i że faza debiutowa jest kamieniem węgielnym każdej partii oraz jest ściśle związana z grą środkową i końcówką. Debiut jest więc pomostem przed dalszymi fazami gry!

Nie ulega żadnych wątpliwości, że zakres zainteresowań  badawczych w początkowym stadium partii Akiby Rubinsteina był ogromny, o czym świadczy jego szeroki repertuar debiutowy. Praktycznie do każdego turnieju nasz arcymistrz przygotowywał nowe idee w celu zaskoczenia swych rywali.

Jeśli zatem ktoś nie zrozumiał koncepcji naszej książki oraz wkładu Akiby Rubinsteina w rozwój współczesnych szachów, to jego problem!

Końcowy wniosek: Twórczość naszego najwybitniejszego w historii arcymistrza powinna być wzorem dla tych polskich szachistek oraz szachistów z ambicjami osiągania wyników sportowych na skalę światową! Powinna być też kierunkiem działania naszych trenerów, aby w tym duchu szkolili naszą młodzież!

 

paź
24

Kontynuacja odcinka 82

Od pewnego czasu jestem zaangażowany pracą nad pewnym tematem i dlatego często zaglądam do archiwalnych miesięczników „Szachy”.

W numerze styczniowym (1973) z dużym zainteresowaniem przeczytałem sprawozdanie Władysława Schinzla z turnieju w Solinie (1-10.1972). Informację o tej imprezie dałem już wcześniej w odcinku 38.

 

paź
22

Kontynuacja odcinka 81

Gość zainteresował się fotografią w ostatnim odcinku. Dwie osoby są ogólnie znane:

Zbigniew Cylwik oraz Bogdan Bieluczyk.

Z lewej strony stojący Czesław Ziółkowski (I kategoria) już dawno nie żyje, ale nie znam bliższych danych.

Adama Śledziewskiego widziałem po raz ostatnio około 50 lat temu. Mówił mi, że studiuje medycynę i chce zostać ginekologiem.

Kapitan Józef Ulfig pełnił przez kilka lat stanowisko prezesa klubu szachowego OKO Caissa Bydgoszcz. Był energicznym działaczem,  którego bardzo mile wspominam. W pewnym momencie awansował na majora i został oddelegowany służbowo do innego ośrodka. Przypuszczam, że gdyby żył, to miałby teraz około 85 lat.

Z tej imprezy zachowały się w moim archiwum dwa zdjęcia.

1 runda (2 grudnia 1962). Od lewej strony: Aleksandra Kwidzyńska, junior Jerzy Konikowski i Olszewski. W tym meczu wygrałem z Kossmanem I kategoria. Ja miałem czwartą.

4 runda (5 grudnia). Remis z Jerzym Sochorem (II kategoria). Po latach dowiedziałem się, że Sochor był Żydem i wyemigrował do USA, gdzie poświęcił się pracy naukowej. Został profesorem.

Za wynik na szachownicy juniora (3 punkty z 5 partii) przyznano mi III kategorię.

 

paź
17

Kontynuacja odcinka 80

W najnowszym piśmie Mat (4-2019) na stronie 36 jest opublikowana następująca fotografia

Byłem świadkiem jej powstania i dlatego mój komentarz jest wiarygodny. W dniach 1-7 grudnia 1962 roku odbyły się w Białymstoku eliminacje o awans do I ligi. Zdjęcie zostało wykonane w trakcie meczu Jagiellonia Białystok – OKO Caissa Bydgoszcz.

Przy szachownicach siedzą Zbigniew Cylwik i Bogdan Bieluczyk. Od lewej strony stoją: Czesław Ziółkowski (rezerwowy zawodnik mojej drużyny), Adam Śledziewski (junior Jagiellonii Białystok) oraz kapitan Wojska Polskiego Józef Ulfig (prezes klubu szachowego OKO Caissa Bydgoszcz), o którym wspomniałem już w ostatnim odcinku.

Grałem na szachownicy juniora i uzyskałem 3 punkty z 5 partii. To był mój pierwszy występ w ogólnopolskim turnieju. Przyszły mistrz Polski juniorów i seniorów Jerzy Lewi był na rezerwie i nie grał żadnej partii.

Artykuł Józefa Ulfiga podsumujący nasz występ.

  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog przez e-mail

    Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.