Archiwum kategorii ‘Wspomnienia’

sie
12

Kontynuacja odcinka 115

Jak już wspomniałem w poprzednim odcinku, dzięki mojej inicjatywie w Dortmundzie grała na przestrzeni kilku lat liczna grupa zawodników z Polski.

Nie zapomniałem też o „brązowych medalistkach z Malty”. W 1985 r. turniej kobiet wygrały wspólnie Hanna Ereńska-Radzewska i Małgorzata Wiese po 7 p. z 9 partii. Natomiast w 1989 roku Agnieszka Brustman była bezapelacyjnie pierwsza z 9 z 11. Drugie miejsce zajęła Hanna Ereńska-Radzewska 8 p.

Mimo dotychczasowych słabych wyników naszych kadrowiczów, udało mi się zmobilizować dyrektora turnieju Jürgena Grastata do zaproszenia kilku polskich szachistów także w 1992 roku .

Włodzimierz Schmidt grał w Dortmundzie pięciokrotnie bez większych sukcesów.

Natomiast w turnieju błyskawicznym było lepiej:

17 kwietnia 1992

Czołówka turnieju. Startowało 27 zawodników

1.W.Perschke (Niemcy) 22.5 punktów z 26 partii.
2-4.  M.Kamiński, B.Modr (CSRS) oraz Kaeser (Niemcy) po 22 p.
5-7. A.Filipowicz, J.Konikowski i J.Przewoźnik po 21.5 p.
8. W.Schmidt 20.5 p. itd.

Niestety Polacy w szachach klasycznych także tym razem wypadli słabo w swoich grupach i dlatego od 1993 roku nie udało mi się załatwić kolejnych zaproszeń.

Ale po rezygnacji Lothara Schmida z sędziowania głównego turnieju, zaproponowałem Jürgenowi Grastatowi, aby go zastąpił Andrzej Filipowicz. Moja sugestia spotkała się z pozytywnym przyjęciem i Andrzej przez wiele lat pełnił tę funkcję.

Jürgen Grastat i Jerzy Konikowski na Otwartych Mistrzostwach Anglii w Leeds

lip
26

Kontynuacja odcinka 113

W miesięczniku „Magazyn Szachista” opublikowałem serię artykułów „Zapiski trenera”. Jeden z tematów brzmiał: O repertuarze debiutowym.

W numerze sierpień 2004 m.in. pisałem: Obrona królewsko-indyjska była w moim repertuarze stałym elementem, którą stosowałem czarnym kolorem z niezłym skutkiem.

W rozgrywkach I ligi w 1979 roku grałem w zespole Hutnika Warszawa na zmianę na 1 i 2 szachownicy. Zmuszało mnie to do pojedynków z zawodowcami. Zdawałem sobie sprawę, że moje ulubione otwarcie może być niewystarczające w grze przeciwko Włodzimierzowi Schmidtowi czy Janowi Adamskiemju, którzy akurat świetnie grali białym kolorem przeciwko schematom z rozwinięciem gońca na g7.

Postanowiłem przygotować coś specjalnego, tak aby zaskoczyć moich partnerów. Wybor padł na rzadko stosowany wariant Alechina w obronie holenderskiej. Decyzja okazała się trafna, gdyż wytrzymalem na pierwszej desce natarcie Schmidta, J.Adamskiego, Schinzla oraz Ignacego Nowaka. Uzyskałem 6.5 p. z 11 partii, co dla zawodnika-amatora było wynikiem pozytywnym.

Byłem w tym czasie trenerem kadry Polskiego Związku Szachowego.

Grałem też inne warianty obrony holenderskiej. Owocem moich doświadczeń była tematyczna książka wraz z byłym podopiecznym IM Olafem Heinzelem.

Została ona wydana w niemieckim wydawnictwie Joachim Beyer Verlag i doczekała się dwóch wydań.

W partii z Włodkiem uzyskałem pozycję z dobrymi szansami walki o przewagę. W niedoczasie przyjąłem jednak remisową propozycję arcymistrza. Obaj byliśmy zadowoleni z wyniku!

 

lip
20

Kontynuacja odcinka 111

schmidt_wl-augustow_1963

Włodzimierz Schmidt w Sajenkach 1963. Obok stoi Tadeusz Lipski z Lublina (fotografia ze zbiorów Andrzeja Filipowicza).

Włodzimierza Schmidta zobaczyłem po raz pierwszy na festiwalu w Sajenkach koło Augustowa, który odbył się w dniach 22.07.-05.08.1963. Dla mnie – jako początkującego juniora – impreza była wielkim przeżyciem. Po raz pierwszy mogłem podziwiać w akcji prawie całą czołówkę kraju. Miałem nawet możliwość gry ze znanymi mistrzami w licznych turniejach błyskawicznych.

Schmidt przyjechał do Augustowa zaraz po akademickich mistrzostwach świata (Budva 5-21.07.1963). W pewnym momencie pokazał swoją świetną partię ze znanym amerykańskim arcymistrzem Williamem Lombardym.

Zanotowałem sobie jej przebieg i w domu poświęciłem wiele godzin na jej analizę. Był to dla mnie znakomity trening. Parę tygodni później partia była opublikowana w miesięczniku „Szachy” z komentarzem zwycięzcy. Porównałem je z moimi analizami. Nie wypadłem źle!

 

lut
22

Kontynuacja odcinka 98

14 lutego zmarł znany publicysta Daniel Passent.

Był sympatykiem szachów, o czym dowiedziałem się bezpośrednio od  niego w trakcie pewnego spotkania w studio krakowskiej telewizji.

Na początku marca 1976 roku Jerzy Kostro został zaproszony do wzięcia udziału w programie z cyklu „Umówmy się”. Głównym tematem było hasło „Gra” w różnych aspektach. Kostro opowiadał o tym z punktu widzenia szachów wyczynowych. Inni ze swoich zawodowych doświadczeń.

Tłem programu był pojedynek pomiędzy mną i Stanisławem Porębskim (mieliśmy godzinę na partię). Technicznie wyglądało to tak, że widzowie wchodząc do studia widzieli nas przy szachownicy i mogli stawiać określoną kwotę na zwycięzcę. W ocenie kibiców faworytem był Porębski. Innego zdania była Stanisława Kostro – żona mistrza. Postawiła na mnie i wygrała sporą sumę!

Partia miała dynamiczna charakter. Obaj wpadliśmy w niedoczas i w końcowej fazie partii – według późniejszej relacji Kostry – narobiliśmy takiego hałasu, że moderator musiał przerwać na moment wywiad z pewnym wiceministrem budownictwa do zakończenia gry.

Po programie podszedł do mnie Daniel Passent z gratulacjami (widział dobrze przebieg partii, gdyż siedział blisko nas). Na moje pytanie „Gra pan w szachy?” odpowiedział, że po amatorsku i według jego oceny miałem szczęście. Miał rację, gdyż w lepszej pozycji mój przeciwnik przekroczył czas!

Audycja była wyemitowana w programie II telewizji (wtedy w Polsce były tylko dwa programy) i widziało ją wielu znajomych. Przez dłuższy czas składano mi gratulacje…!

Daniel Passent przy szachownicy

 

 

 

 

lut
11

Kontynuacja odcinka 95

W trakcie mistrzostw świata w piłce nożnej 1982 udzieliłem wywiadu gazecie Westdeutsche Allgemeine Zeitung.

Niestety moje prognozy się nie sprawdziły, gdyż w finale Włochy pokonały Niemcy.

lis
26

Kontynuacja odcinka 86

Od 1961 roku, kiedy rozpoczęła się moja przygoda z szachachi turniejowymi, poznałem na przestrzeni wielu lat sporo działaczy różnego szczebla. W tym gronie byli ludzie wiernie oddani naszej dyscyplinie, ale byli też tacy, którzy kierowali się więcej swoimi interesami. Zatem mam różne wspomnienia, którymi podzielę się w tej serii tematycznej.

Na zakończeniu mistrzostw okręgu seniorów i juniorów w Bydgoszczy (1961) moją uwagę zwróciła pewna osoba. Wyróżniała się niskim wzrostem (około 155 cm) oraz gładko ogoloną głową. „Kto to jest?” – zapytałem się kogoś. „To jest nasz prezes okręgu Franciszek Konarkowski” – padła odpowiedź. „Głównie zainteresowany jest karierą swojej córki. Ma na imię Henryka. Dlatego mało interesuje się innymi problemami na terenie naszego okręgu. Ogólnie mówi się o nim, że jeśli ci nie zaszkodzi, to ci nie pomoże. Na pierwszym miejscu jest Henia” – ktoś dodał.

Wtedy sobie pomyślałem: co może mi zaszkodzić jakiś działacz, jeśli będę dobrze grać w szachy. Przyszłość pokazała, że jednak się pomyliłem! 

W 1962 roku oczekiwaliśmy na kolejne mistrzostwa okręgu juniorów, które miały wyłonić reprezentanta na mistrzostwa Polski. Nie odbyły się, gdyż prezes miał inne plany. Otóż na początku 1962 roku zorganizował w swoim mieście Grudziądzu „Międzynarodowe mistrzostwa Polski kobiet”.

W miesięczniku „Szachy” (6-1962) swoimi wrażeniami z turnieju podzielił się naoczny świadek Stanisław Gawlikowski. Jego końcowa ocena:

lis
20

Kontynuacja odcinka 85

Kwestia „Debiuty” była wielokrotnie dyskutowana na tym blogu. Ostatnio dylemat ten  został znowu poruszony w wpisie: Lider polskich szachów 28.

Przypomnę ten problem na bazie własnych doświadczeń.

Na przełomie września i października 1961 r. odbyły się w lokalu klubu OKO Caissa przy ulicy Dwernickiego w Bydgoszczy mistrzostwa okręgu juniorów. Nie miałem żadnej kategorii, ale miejsce w turnieju dostałem z puli organizatora. To były moje pierwsze zawody w życiu. Mimo braku doświadczenia 4 partie wygrałem, 4 przegrałem i jedną zremisowałem.

Grałem bardzo bojowo. Nie miałem większego pojęcia o grze pozycyjnej i końcówkach. W każdej partii grałem na mata, co nie zawsze mi się jednak udawało. Np. zwycięzcy mistrzostw Fabianowskiemu nie dałem go w trzech ruchach! Natomiast z Kwiecińskim mając dwa pionki więcej sam przeoczyłem mata w jednym ruchu. Ostatecznie zająłem piąte miejsce, za co otrzymałem IV kategorię. Zostałem  nieoficjalnie mistrzem Bydgoszczy i najsilniejszym juniorem klubu.

Był to mój duży sukces biorąc pod uwagę to, że zasady gry poznałem dopiero pod koniec lutego 1961 roku, a w maju zapisałem się do klubu. Pozytywny rezultat zawdzięczałem odpowiedniemu samoszkoleniu. Jak już pisałem wcześniej w różnych publikacjach, trenowałem wbrew rad starszych kolegów klubowych i propagowanej przez nich „Teorii Capablanki”.

Już wtedy – w wieku 14 lat jako początkujący szachista – doszedłem do wniosku, że podstawą szachów musi być silny debiut!

Końcowe wyniki:

 Wyprzedziłem wszystkich doświadczonych juniorów klubu tylko dlatego, że ja trenowałem otwarcia, tymczasem oni końcówki!

W tym gronie znalazł się także Jerzy Lewi, jeden z największych talentów w historii naszej dyscypliny. Był on rzeczywiście znakomity w grze końcowej, natomiast słaby w początkowej fazie partii. Podzielił w turnieju 8-9 miejsce.

Repertuar debiutowy Jurka był bardzo skromny i ograniczał się praktycznie do 3-4 debiutów: białymi grał podobne schematy po 1.g3 lub 1.Sf3, czasami 1.c4. Czarnymi po 1.e4 odpowiadał symetrycznie 1…e5, natomiast po 1.d4 grał układy „Benoni”, rzadko obronę Grünfelda.

To ułatwiło mi przygotowanie się do pojedynku.

lis
19

Kontynuacja odcinka 84

W ostatnim wpisie opublikowałem polemiczny artykuł Jerzego Kota „Nie chcę być frajerem”, w którym Wojciech Zawadzki bardzo pochlebnie wyraził się o Jacku Żemantowskim.

Sam mam bardzo pozytywne wspomnienia o wieloletnim prezesie Polskiego Związku Szachowym. Dlatego przypomnę jego sylwetkę.

Był jednym z najbardziej znanych dziennikarzy sportowych w Polsce. Jako młody człowiek chętnie oglądałem jego ciekawe wystąpienia telewizyjne. Jacek Żemantowski był fanatykiem szachów, co często podkreślał w różnych wywiadach. W latach 1988-2000 pełnił funkcję prezesa Polskiego Związku Szachowego.

Osobiście poznaliśmy się na Memoriale Akiby Rubinsteina w Polanicy Zdroju w 1991 roku. Prezes podzielił się wtedy ze mną z problematyką szkolenia młodzieży. Był mocno zaangażowany w tej kwestii i już wtedy wspomniał o planach stworzenia centralnego szkolenia w ramach Akademii Młodzieżowej.

Potem spotkaliśmy się kilka razy w biurze Polskiego Związku Szachowego na Czerniakowskiej w trakcie mojego urlopu w Polsce.

Na początku 1999 roku byłem z wizytą w Warszawie. Wraz z wydawcą „Penelopy” Jerzym Morasiem odwiedziliśmy siedzibę związku.

Zostaliśmy przyjęci przez Jacka Żemantowskiego oraz Zbigniewa Czajkę. Prezes z dumą pokazał nam pomieszczenia biura po remoncie. Wyglądało to całkiem imponująco. Następnie prezes  pochwalił się, że sam odnawiał meble, które rzeczywiście pachniały jeszcze świeżością.

Za moich czasów, gdy byłem trenerem kadry PZSzach (1978-1981), lokal dzieliliśmy z łucznikami. Teraz szachiści mieli wszystkie pomieszczenia do swojej dyspozycji.

W pewnym momencie prezes poruszył problemy MASZ. „Nie ukrywam, że liczymy na duże postępy naszych kadr młodzieżowych, które w niedalekiej przyszłości powinny zastąpić naszych seniorów” – powiedział.

Z kolei ja podzieliłem się moimi spostrzeżeniami z pobytu na mistrzostwach świata juniorów w Duisburgu i Halle: Link.

Podkreśliłem, że we współczesnych szachach bez silnej początkowej fazy gry i optymalnie dopasowanego do stylu gry zawodnika repertuaru debiutowego nie ma większych szans na osiąganie liczących się sukcesów na arenie międzynarodowej. Dlatego ten aspekt szkolenia należy mocno uwypuklić w procesie treningowym naszej młodzieży.

Zbigniew Czajka oznajmił, że z akademią nie ma nic wspólnego. Jest ona w fachowej kompetencji Marka Matlaka oraz Ryszarda Bernarda. Niespodziewanie padła z jego strony propozycja, abym wziął udział w najbliższej sesji. „Może Jurek wniesie jakieś nowe impulsy”. Jacek Żemantowski przytaknął i tak niespodziewanie wszedłem do grona elity trenerskiej PZSzach!

O moich doświadczeniach z udziału w trzech sesjach pisałem kilkakrotnie w wielu publikacjach, m.in. na stronie i blogu.

Mimo tak wielkiego zangażowania dla polskich szachów Jacek Żemantowski miał w kraju swoich oponentów i o tym mówił w wywiadzie Wojciech Zawadzki. Sam jednego doskonale znałem, ale nie zdradzę jego nazwiska.  To jest już przeszłość!

Jacek Żemantowski był fanem gambitu królewskiego. To właśnie z jego inicjatywy organizowano Królewski Gambit Radomia. Turniej jest dalej kontynuowany i obecnie nosi jego imię. Kiedyś w biurze PZSzach prezes pokazał mi swoją efektowną partię w ulubionym gambicie. Zwierzyłem się mu, że kiedyś też to grałem i nawet zamierzam napisać o tym książkę. „Mam nadzieję, że otrzymam ją i to z autografem”. Niestety praca nad książką trwała kilka lat i nie zdążyłem spełnić swej obietnicy. Dla przypomnienia: link.

Jacek Żemantowski zmarł nagle w 2002 roku w wieku 63 lat.

Zdjęcie zostało wykonane w lokalu PZSzach w 1999 roku. Od lewej strony stoją: Zbigniew Czajka, Jerzy Moraś, Jacek Żemantowski i Jerzy Konikowski.

paź
24

Kontynuacja odcinka 82

Od pewnego czasu jestem zaangażowany pracą nad pewnym tematem i dlatego często zaglądam do archiwalnych miesięczników „Szachy”.

W numerze styczniowym (1973) z dużym zainteresowaniem przeczytałem sprawozdanie Władysława Schinzla z turnieju w Solinie (1-10.1972). Informację o tej imprezie dałem już wcześniej w odcinku 38.

 

paź
22

Kontynuacja odcinka 81

Gość zainteresował się fotografią w ostatnim odcinku. Dwie osoby są ogólnie znane:

Zbigniew Cylwik oraz Bogdan Bieluczyk.

Z lewej strony stojący Czesław Ziółkowski (I kategoria) już dawno nie żyje, ale nie znam bliższych danych.

Adama Śledziewskiego widziałem po raz ostatnio około 50 lat temu. Mówił mi, że studiuje medycynę i chce zostać ginekologiem.

Kapitan Józef Ulfig pełnił przez kilka lat stanowisko prezesa klubu szachowego OKO Caissa Bydgoszcz. Był energicznym działaczem,  którego bardzo mile wspominam. W pewnym momencie awansował na majora i został oddelegowany służbowo do innego ośrodka. Przypuszczam, że gdyby żył, to miałby teraz około 85 lat.

Z tej imprezy zachowały się w moim archiwum dwa zdjęcia.

1 runda (2 grudnia 1962). Od lewej strony: Aleksandra Kwidzyńska, junior Jerzy Konikowski i Olszewski. W tym meczu wygrałem z Kossmanem I kategoria. Ja miałem czwartą.

4 runda (5 grudnia). Remis z Jerzym Sochorem (II kategoria). Po latach dowiedziałem się, że Sochor był Żydem i wyemigrował do USA, gdzie poświęcił się pracy naukowej. Został profesorem.

Za wynik na szachownicy juniora (3 punkty z 5 partii) przyznano mi III kategorię.

 

  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

    mar
    28
    czw.
    2024
    całodniowy The GRENKE chess (rapid)
    The GRENKE chess (rapid)
    mar 28 – kw. 1 całodniowy
    Uczestnicy: Carlsen, Ding Liren, Vachier-Lagrave, Rapport, Keymer, Fridman Strona
    kw.
    5
    pt.
    2024
    całodniowy Turniej kandydatów
    Turniej kandydatów
    kw. 5 – kw. 23 całodniowy
    Impreza w kategorii kobiet i mężczyzn odbędzie się w Toronto w dniach 5-24 kwietnia 2024. Uczestniczki: Lei Tingjie, Lagno, Goryachkina, Salimova, Muzuchuk A., Vaishali, Tan Zhongyi, Koneru Uczestnicy: Nepomniachtchi, Praggnanandhaa, Caruana, Abasov, Vidit, Nakamura, Firouzja, Gukesh Więcej[...]
    kw.
    18
    czw.
    2024
    całodniowy IMEK Rodos
    IMEK Rodos
    kw. 18 – kw. 30 całodniowy
    W dniach 18-30.04.2024 roku na Rodos (Grecja) odbędą się Indywidualne Mistrzostwa Europy Kobiet z licznym udziałem Polek. Strona Lista startowa
  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog przez e-mail

    Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.