paź
12

Wiceprezes Włodzimierz Schmidt podkreślił, że słabe przygotowanie debiutowe jest problemem zarówno czołówki kobiet, jak i mężczyzn i zadeklarował gotowość nadzorowania pracy konsultanta debiutowego kadry kobiet i mężczyzn (Protokół z zebrania zarządu Warszawa, biuro PZSzach, Al. Jerozolimskie 49, 27 października 2012 r. godz. 10.00-18.00).

Michał Krasenkow – trener kadry Polskiego Związku Szachowego (Pismo MAT 4-2013): Kładzenie nacisku na pracę nad debiutami jest śmiesznym podejściem.

Anatoli Karpow – mistrz świata w latach 1975-1985 oraz 1993-1999: Każda faza partii, otwarcie, gra środkowa i końcówka ma duże znaczenie. Jeżeli na początku gry, któraś ze stron uzyska przewagę materialną lub pozycyjną, to zniwelować ją w grze środkowej będzie bardzo trudno. W tej sytuacji do końcówki może w ogóle nie dojść. Bez poprawnej gry w debiucie, nie można więc myśleć o sukcesach w szachach.  

Władimir Kramnik – mistrz świata w latach 2000-2007: Moja specjalność to debiut i przejście do gry środkowej. Tu nie chodzi o wiedzę, tylko o zrozumienie oraz pojęcie kierunku działania”.

Borys Gelfand – wicemistrz świata w 2012 roku: Byłem wychowany, że debiut to najważniejsza część partii i trzeba go wygrać. Dlatego muszę silnie obciążać mózg.

Czołowy trener MASZ: Ja osobiście, w pracy i w konsultacjach z juniorami, zwracam większą uwagę na idee, myśli, najważniejsze ścieżki, nastawienie do partii, nie zalewając ich wariantami.

Jerzy Konikowski – trener I klasy i publicysta: Studiujcie debiuty, a w grze środkowej i końcówkach dacie sobie na pewno radę!

////////////////////////////////////////

Dwa lata temu doszło pomiędzy mną i ówczesnym prezesem Polskiego Związku Szachowego Tomaszem Sielickim do polemiki odnoście repertuaru debiutowego Dariusza Świercza na turnieju w Wijk aan Zee 2011. Moja ocena dotyczyła błędnego repertuaru debiutowego Darka, który moim zdaniem gra fałszywe otwarcia.

Według mnie Darek powinien grać 1.e4, ponieważ gra świetnie dynamiczne pozycje i taka gra odpowiada jego stylowi gry. Odradzam granie pozycyjnych gier, gdyż tutaj nasz młody arcymistrz nie czuje się najlepiej. Jestem doświadczonym trenerem i potrafię obiektywnie ocenić możliwości Dariusza.  Tymczasem nasz talent dalej próbuje „oburęczność”, co mu na dobre nie wychodzi. Kto mu to poradził?

W 1 rundzie dzisiejszej ligi niemieckiej Dariusz miał silnego przeciwnika, ale wybór debiutu był nieodpowiedni. Nasz arcymistrz nie uzyskał w początkowej fazie parti żadnej przewagi i został dość łatwo ograny przez silnego Niemca. Ta partia jest dobitnym przykładem na to, w jaki sposób niszczy się u nas talenty. Prawidłowe otwarcie jest istotne, gdyż daje duże szanse – nawet młodemu zawodnikowi – nawiązanie walki z silniejszym przeciwnikiem.

Ta partia ilustruje to, na co już od lat zwracam uwagę. Moja rada: Grajcie aktywne szachy! Pasywną grą trudno będzie rozwinąć wasz talent. W tej partii Darek – po słabo rozegranym debiucie – przeszedł do gorszej końcówki, której nie udało mu się uratować.

Kto odpowiada za rozwój szachowy arcymistrza Dariusza Świercza? Ja wystawiam jego trenerowi ocenę: „2”!

 

 

URL Trackback

Trackback - notka

Komentarzy: 8

  • Krzysztof Kledzik

    Faktycznie, problem niewłaściwego doboru debiutów dla Darka ciągnie się już od pewnego czasu. Efektem jest to, że pomimo medialnych deklaracji, Darek nie robi takich postępów, jakie mógłby. Obawiam się że jedyne co zaproponują trenerzy Darka to to, aby nauczył się jeszcze kilku końcówek. A tak przy okazji, zgodnie z moimi przypuszczeniami, trener Krasenkow kontynuuje w czasopiśmie Mat (nr 4/2013) swoje rekomendacje końcówek Dworeckiego jako panaceum na lepszą grę szachistów.

  • Radko

    Panie Krzysztofie! Ostatni numer MATA ma nr 5. Redaktorzy pisma pomylili się. Aha…aha! Groteska!

  • Krzysztof Kledzik

    Słuszna uwaga, Radko! Na okładce numeru czwartego była fotografia prezesa Delegi, a na błędnie ponumerowanym (jest 4 a powinno być 5) obecnym wydaniu jest zdjęcie Hoang Thanh Tran. W moim powyższym komentarzu chodziło mi o obecny numer, ten z Hoang Tran na okładce.

  • Hetman

    Świercz jest na „dobrej” drodze żeby podzielić los Wojtaszka. Zabłyśnie i szybko zwiędnie. Chyba nikt z PZszachu nie ma pomysłu jak stworzyć zawodnika klasy światowej. Ale komu z nich to jest potrzebne? Związek jakoś się kręci, wpływy do kasy są, sponsorzy są, prezes walczy o pensję dla siebie. Czyli wszystko niby jest ok. A to że Darek nie może wyjść z debiutu, i że nie progresuje tak jak powinien, tego nikogo nie obchodzi.
    Schmidt miał dopilnować debiutów, i ciekawe czy coś z tym robi? A może to dopilnowanie polega na uzgodnieniu z Matlakiem, że ten nauczy juniorów Obrony Francuskiej?

  • Krystian

    I tak niestety funkcjonuje PZSzach. Schmidt to następny wypalony dziadek, który powinien już przejść na emeryturę szachową, a szef wyszkolenia interesuje się solvingiem i kolędowaniem na zagranicznych ligach szachowych.

  • Tedi

    Dziś Darek przegrał drugą partię w Bundeslidze. I teraz też coś ten debiut był podejrzany. Może Pan Jurek skomentuje

  • Byłem dzisiaj bardzo zajęty i tylko fragmentami widziałem partię Darka. Trudno jest mi teraz cokolwiek o niej powiedzieć.

  • Krystian

    A propo czasopisma Mat finansowanego przez PZSzach, to dlaczego teraz Bartek nie opluwa Sielickiego za tą decyzję. Nikt nie słyszał o przetargu na Mata. Proszę zobaczyć jak w 2007 roku atakował Filipowicza za Szachistę.

    _______________________________________________________

    Odpowiedz z cytatem Odpowiedz z cytatem .

    ——————————————————————————–

    13-11-2007 06:55 #127

    Awatar GMBartek

    GMBartek

    GMBartek jest nieaktywny Admin

    Dołączył:Aug 2011Mieszka w:WarszawaPosty:260

    Cytat Zamieszczone przez Natalia

    Panie Zbyszku,
    w końcu powiedział Pan cokolwiek na temat sprawy, i to cokolwiek jest dość zbieżne z tym, co mi mówił Ojciec. On też uważał od początku, że ten protest był podyktowany urażoną dumą Pana Maciei, który ogłupił innych, by osiągnąć własne cele, bo przy obecnych zasadach nie mógł czasem jeździć na niektóre mistrzostwa, na które mógłby jeździć, gdyby system kwalifikacji był inny. Czy jednak to, co mówi Pan Macieja, mija się z prawdą? Czy Pan Jakubiec, wymieniony przez Niego, został sprawiedliwie potraktowany? A Pan Mitoń? Tego nie wiem, może Pan mi to wytłumaczy. Jeśli Ojciec nie łamał ustalonych zasad, to w takim razie był w porządku, ale dlaczego mam z góry przyjmować tą jedną wersję wydarzeń, skoro niezadowolonych jest tak wielu?
    Wielu szachistów (zresztą nie tylko szachistów!), po przegranej partii (ogólnie – porażce), próbuje zwalić winę na złą pogodę, zbyt słoną zupę na obiad i tysiące innych rzeczy, w tym obwiniać przeciwnika o … (tu wstawić dowolne), dość rzadko potrafiąc się przyznać, że wina leżała po ich stronie, że to oni popełnili błąd. Tak jest prościej i … lepiej dla zachowania dobrego samopoczucia. A i audiencję można znaleźć, bo wyznawców przeróżnych teorii spiskowych też nie brakuje.

    Przed dalszą dyskusją, warto rozróżnić dwie funkcje, które pełnił Pani ojciec, wiceprezesa do spraw sportowych oraz trenera kadry narodowej mężczyzn, bo wiążą się z nimi różne uprawnienia i obowiązki. Na wiceprezesa do spraw sportowych (a wcześniej na członka zarządu) Pani ojciec został wybrany pod koniec 2004 roku. Jest to funkcja społeczna, nienastawiona na zarobek, lecz na społeczne wypełnianie misji. Pani ojciec również nie pobiera(ł) żadnego wynagrodzenia w związku z pełnieniem tej funkcji. Oczywiście, niektórzy działacze potrafią przełożyć tę lub inne pozycje w Zarządzie PZSzach na korzyści finansowe, np. poprzez system delegacji, co bardziej wprawieni wiceprezesi potrafią rozliczyć w tym systemie prywatny bilet samolotowy lub przy okazji jednego wyjazdu dostać rozliczenie za kilka. Obecny pierwszy wiceprezes, Pan Andrzej Filipowicz, potrafił doprowadzić do tego, że Zarząd PZSzach podjął decyzję na skutek której, od początku 2003 roku, czasopismo, którego był redaktorem naczelnym, było comiesięcznie zasilane kwotą 8.000 PLN z budżetu PZSzach. Na szczęście przez tylko 5 miesięcy, bo zmienił się Zarząd, a nowy natychmiast rozwiązał umowę. Za czasów tej samej kadencji, prezes PZSzach został zatrudniony przez wiceprezesa PZSzach (obecnego przewodniczącego komisji rewizyjnej PZSzach), na stanowisku, nazwijmy to, sekretarki w PZSzach. A pobieranie sporych sum pieniędzy na organizację symultany szachowej przypomina mi kawał:

    Polski minister udał się w oficjalną podróż do Francji. Jednym z punktów wizyty była kolacja u francuskiego odpowiednika. Widząc jego wspaniałą willę, z obrazami wielkich mistrzów na ścianach, pyta się, jak on zapewnia sobie taki poziom życia ze skromnej pensji urzędnika republiki.
    Francuz zaprasza go do okna:
    – Widzi pan tę autostradę?
    – Tak.
    – Ona kosztowała 20 miliardów franków, firma wypisała fakturę na 25, a różnicę przekazała mi.
    Dwa lata później minister francuski udaje się do Polski i odwiedza swojego polskiego odpowiednika. Kiedy podjeżdża pod domostwo ministra, jego oczom ukazuje się najpiękniejszy pałac jaki widział w życiu. Pyta od razu:
    – Nie rozumiem, dwa lata temu stwierdził pan, że prowadzę książęce życie, ale w porównaniu do pana… Polski minister podchodzi do okna:
    – Widzi pan tam autostradę?
    – Nie.
    – No właśnie. Podsumowując, polski działacz społeczny potrafi!

    Wiele kontrowersji wzbudza także system przetargów, gdy członkowie Zarządu sami składają ofertę, a następnie decydują o tym, która z nadesłanych ofert jest najlepsza, w szczególności wybierając swoją, tudzież będąc zaproszonym na wybraną imprezę w charakterze gościa, któremu organizator zapewnia wynagrodzenie za rozegranie symultany lub analizę partii. Takie dewiacje istnieją, nie są dla nikogo tajemnicą, no ale przynajmniej teoretycznie funkcje w Zarządzie są bezpłatne.

    Do obowiązków wiceprezesa do spraw sportowych należy opieka, głównie poprzez przygotowanie odpowiednich regulaminów, nad współzawodnictwem sportowym, czyli cyklami rozgrywek o mistrzostwo Polski, zarówno indywidualnymi jak i drużynowymi. Wiceprezes do spraw sportowych jest odpowiedzialny także za opracowanie Regulaminu Kadry, w szczególności zasad powoływania zawodników do kadry narodowej oraz do reprezentacji. Naturalnie, kontroluje on także pracę trenerów kadry narodowej (kobiet oraz mężczyzn). Problem pojawia się, gdy wiceprezes do spraw sportowych sam zaczyna pełnić funkcję trenera kadry.

    A pokusa jest, gdyż w przeciwieństwie do wiceprezesa do spraw sportowych, funkcja trenera kadry narodowej jest płatna i to nieźle. Obowiązkiem trenera kadry, oprócz różnych spraw papierkowych, jest szkolenie zawodników podczas zgrupowań kadry, okresowe opracowywanie nowych idei debiutowych i przesyłanie ich, wraz z innymi materiałami szkoleniowymi zawodnikom, merytoryczna analiza partii granych przez zawodników, przedstawianie zawodnikom praktycznych wniosków wynikających z tej analizy, opracowywanie na zlecenie zawodników konkretnych problemów debiutowych, stałe konsultacje z zawodnikami, realizowane także poprzez internet. Najlepiej, gdy trener kadry jest jednocześnie kapitanem reprezentacji na zawodach drużynowych, ale nie jest to automatyczne przełożenie.

    Protest, o którym mowa w tym temacie, związany jest tylko i wyłącznie z pełnioną przez Pani ojca funkcją trenera kadry mężczyzn, został napisany dlatego, że Pani ojciec nie wywiązywał się z obowiązków, których się podjął, (a za których wykonywanie otrzymywał wynagrodzenie), a wszelkie próby zmiany takiego stanu rzeczy nie przynosiły żadnego efektu, gdyż koledzy Pani ojca z Zarządu PZSzach udawali, że problemu nie dostrzegają, co więcej wychwalali w oficjalnych pismach kompetencje Pani ojca, mimo iż dla nikogo nie było tajemnicą, że są one o 3 klasy zbyt niskie, aby szkolić zawodników kadry narodowej. Aby lepiej uzmysłowić różnicę poziomów dodam, że każdy z członków kadry narodowej wygrałby mecz z Pani ojcem, grając na ślepo, czyli nawet nie patrząc na szachownicę.

    Czasami, gdy ludziom brakuje kompetencji, starają się to nadrobić czymś innym, ciężką pracą, zaangażowaniem, innymi talentami. Niestety, w przypadku Pani ojca, nic takiego nie miało miejsca. Co więcej, Pani ojciec, przez cały czas pełnienia funkcji trenera kadry narodowej, nie robił zupełnie nic (i nawet nie próbował robić!), co w jakikolwiek sposób mogłoby być przydatne zawodnikom. Frustracja wśród zawodników narastała, bo odbywało się to naszym kosztem (byliśmy pozbawieni fachowej opieki trenerskiej, na którą były przewidziane środki finansowe, które pobierał Pani ojciec). Jako, że ta fikcja trwała i trwała, a ani Pani ojciec, ani jego koledzy z Zarządu nie zamierzali tego zmienić, zdecydowaliśmy się na ostateczny krok, czyli publiczne opisanie sytuacji, poparte następnie (z uwagi na dalszy brak reakcji) bojkotem zgrupowania kadry narodowej.

    Taka sytuacja kryzysowa trwała od 14 maja do 15 września. Także w tym okresie, gdy już i cała opinia publiczna wiedziała, że nikt z członków kadry nie chce, aby Pani ojciec pełnił funkcję trenera kadry, czyli przez 4 miesiące, Pani ojciec niewiele sobie z tego robił i nie zamierzał ustępować, zapewne nie chcąc pozbawić siebie tak znakomitego źródła dochodów. Ludzie, którym zależy na reputacji, tak by nigdy nie postąpili (linków na internecie, o których Pani wspominała, w tamtym czasie lawinowo przybywało), no ale gdyby rozważać sytuację w kategoriach etycznych, to Pani ojciec nigdy nie zgodziłby się zostać trenerem kadry. Zwracam także uwagę na to, o czym napisali inni użytkownicy Forum, że zarówno wcześniej, jak i w czasie tych 4 miesięcy, koledzy Pani ojca z Zarządu PZSzach nie odwołali go ze stanowiska trenera kadry mężczyzn. Co więcej, grożono nam różnymi sankcjami.

    Odwołanie nastąpiło dopiero tuż przed upływem terminu zgłoszeń na Drużynowe Mistrzostwa Europy, a członkowie Zarządu mieli świadomość tego, że jeśli tego nie uczynią, nikt z członków kadry narodowej seniorów, a także dyskryminowani przez Zarząd i Pani ojca najlepsi w kraju w ostatnich 2 latach Kamil Mitoń i Michał Krasenkow, nie pojedzie na zawody, co groziłoby z kolei natychmiastową interwencją Ministerstwa Sportu, z dużym prawdopodobieństwem wprowadzenia nadzoru komisarycznego. Warto dodać, że odwołanie Pani ojca z funkcji trenera kadry mężczyzn nastąpiło pod jego nieobecność, słyszałem, że „na wszelki wypadek” w głosowaniu tajnym. Cała ta historia ukazuje w złym świetle nie tylko Pani ojca, ale także większość członków Zarządu, o czym napisali już inni użytkownicy Forum. To, że w złym świetle, to już moja prywatna ocena, bo (jak widać) niektórzy traktują kolesiostwo i wyciąganie publicznych pieniędzy jako cnotę.

    Na zakończenie wątku o trenerze kadry, dodam, że nie byłem inicjatorem powstania żadnego z czterech „Listów otwartych członków Kadry Narodowej Mężczyzn do Zarządu Polskiego Związku Szachowego”, nie ja pisałem ich szkice, aczkolwiek przyznaję, że nie trzeba mnie było długo (ani krótko) namawiać do ich podpisania, co więcej, wysłałem swoje uwagi co do treści i formy trzech z nich, a część moich uwag została uwzględniona. Podkreślam także, że listy zostały podpisane przez wszystkich członków kadry narodowej seniorów, co również daje sporo do myślenia, bo po pierwsze zawodnicy nie lubią takich inicjatyw, a po drugie rzadko się zdarza, żeby dwóch zawodników nie miało na dany temat trzech zdań.

    Ale, oczywiście, zwalanie winy na mnie, nie jest zabronione w konstytucji.

    Wspomniała Pani o zmianie zasad powoływania zawodników do reprezentacji. Ten temat związany jest nie z funkcją trenera kadry (której dotyczył nasz protest) lecz z (wciąż) pełnioną przez Pani ojca funkcją wiceprezesa do spraw sportowych (której nasz protest nie dotyczył). W roku 2001, po trzyletnich staraniach ówczesnej czołówki krajowej, przyjęte zostały nowe zasady powoływania zawodników do reprezentacji. Zawodnicy proponowali ustalenie sztywnych kryteriów sportowych, których spełnienie powodowałoby automatyczny awans do reprezentacji, tak, aby żadne arbitralne decyzje nie były konieczne, a o wszystkim decydowała rywalizacja na szachownicy. Ówczesny Zarząd zdecydował, że w rywalizacji sportowej wyłanianych będzie 5 na 6 reprezentantów na Olimpiady oraz 4 na 5 reprezentantów na Drużynowe Mistrzostwa Europy. Jeśli dobrze pamiętam, to powołanie ostatniego zawodnika Zarząd pozostawił najpierw własnej (nie)kompetencji, ale na pewno dość szybko zostało to zmienione na o wiele lepszy zapis o nominacji wiceprezesa do spraw sportowych, po akceptacji Zarządu. Taki system utrzymał się przez 4 lata, czyli przetrwał także całą (krótką) kadencję kolejnego Zarządu. Niezaprzeczalną zaletą takiego systemu, była jego prostota i przejrzystość. Do reprezentacji powoływani byli najlepsi zawodnicy z Mistrzostw Polski oraz pozostali najwyżej sklasyfikowani na liście rankingowej, a jeżeli ktoś nie został powołany, to mógł mieć pretensje tylko do siebie, a nie zwalać wszystko na układy.

    Wkrótce po tym, jak Pani ojciec został wiceprezesem do spraw sportowych w końcówce 2004 roku, przyjechał on na zgrupowanie kadry narodowej, gdzie zapowiedział, że żadne regulaminy nie zostaną zmienione, co najwyżej zwiększy liczbę miejsc „uznaniowych” z 1 do 2. To samo powtórzył kilka tygodni później podczas rozmowy ze mną podczas Memoriału Gawlikowskiego. Zarówno ja, jak i wszyscy koledzy z kadry narodowej, byliśmy przeciwni takiej zmianie, gdyż jeśli w poprzednich latach były jakiekolwiek kontrowersje co do składu reprezentacji, to dotyczyły zawsze tego jednego miejsca uznaniowego. Zawsze znajdowali się tacy, co uważali, że miejsce należało się jednemu zawodnikowi, a także tacy, co wyżej oceniali przydatność innego zawodnika. A to jest podłożem do zupełnie niepotrzebnych konfliktów, także pomiędzy samymi zawodnikami.

    Mimo jednomyślnego sprzeciwu wszystkich potencjalnych kandydatów do reprezentacji, Pani ojciec pozostawał nieugięty, twierdząc, że jego zdaniem taka zmiana, polegająca na zwiększeniu uznaniowości, będzie dla reprezentacji korzystna. Nas nie przekonał, ale to on, jako wiceprezes do spraw sportowych, był władny do podejmowania decyzji, także tych dla dobra reprezentacji, podejmowanych wbrew woli wszystkich potencjalnych kandydatów do reprezentacji. Jednocześnie, Pani ojciec uspokoił nas, że to on jednoosobowo, a nie członkowie Zarządu PZSzach kolegialnie, będzie podejmował decyzje. Nie piszę tego „uspokoił” zgryźliwie, bo sytuacja, w której wiadomo, kto jest odpowiedzialny za konkretną decyzję personalną jest znacznie lepsza, niż gdy rozłazi się to po szacownym gremium podejmującym kolegialnie głęboko przemyślane decyzje.

    Zapowiadało się, że mimo tej jednej niekorzystnej zmiany, nie będzie tak tragicznie. Jakież było moje zdziwienie, gdy na początku kwietnia 2005 opublikowany został nowy regulamin, pełny różnych merytorycznych i humorystycznych absurdów. W szczególności, Pani ojciec unieważnił regulamin z 12 czerwca 1999r. (L.dz. 256/99 z dnia 18.06.1999), który został unieważniony jeszcze dwie kadencje wcześniej (29.09.2001.). Doprowadził także do tego, że jednocześnie obowiązywały dwa sprzeczne ze sobą regulaminy. Co gorsza, opublikowany przez Pani ojca regulamin był sprzeczny z tym, co uchwalił Zarząd PZSzach. Pani ojciec tłumaczył się później kłopotami ze znalezieniem na oficjalnej stronie Polskiego Związku Szachowego obowiązującego regulaminu. Tłumaczenie było oczywiście absurdalne, bo wiceprezesowi do spraw sportowych nie wypada nawet żartować, że przez pół roku nie umiał znaleźć odpowiedniego regulaminu, dlatego w innym są tak kosmiczne zapisy. Pomijam już to, że regulamin był łatwo odnajdywalny, a na dodatek, wysłałem go Pani ojcu (i innym osobom z Pionu Sportowego PZSzach), jako Przewodniczący Rady Zawodniczej, parę miesięcy wcześniej, wraz ze wszystkimi innymi ważnymi obowiązującymi regulaminami, żeby nie musiał tracić czasu na ich poszukiwanie oraz żeby czegoś nie przeoczył.

    Niespodziewanie, Pani ojciec, w drugiej połowie kwietnia, napisał nowy regulamin, który został podmieniony na stronie PZSzach bez żadnego komentarza, a widoczna na nim data, 20 marca 2005, była analogiczna jak na poprzednim regulaminie. Niestety, na tym perypetie się nie skończyły, a w maju pojawiła się na stronie PZSzach kolejna wersja regulaminu, znowu antydatowana na 20 marca 2005, tak jak i poprzednia bez żadnego komentarza. Jak wynika z wypowiedzi ówczesnego webmastera, regulamin był w ten sposób podmieniany więcej razy, niż ja to zauważyłem. Jednocześnie zaznaczam, że dokonane poprawki nie były interpunkcyjne, lecz daleko idące merytoryczne. Ich kierunek był taki, aby jak najbardziej zwiększyć uznaniowość nominacji kosztem jednoznacznych kryteriów opartych na wynikach sportowych. Jest to niebezpieczny kierunek, korupcjogenny oraz kolesiogenny. Ale może właśnie o to chodziło? W końcu działania na innych polach też wykazują taki kierunek. Następne dwie wersje Regulaminu Kadry opublikowane zostały w październiku 2005, co przecież nie ma żadnego uzasadnienia, bo regulaminy powinny być w miarę możliwości stałe, a już na pewno ten sam regulamin nie powinien być zmieniany 5 razy w ciągu jednego roku.

    Wracając do mnie, w czasach gdy obowiązywały jednoznaczne kryteria powoływania zawodników do reprezentacji, identyczne dla wszystkich, za każdym razem kwalifikowałem się do drużyny, spełniając jeden z przewidzianych w regulaminie warunków, nigdy nie byłem nominowany jakąkolwiek odgórną decyzją. Także w 2005 roku, po przebudowie Regulaminu Kadry przez Pani ojca, spełniłem jeden z opisanych tam warunków. Jednakże, mimo to, nie zostałem powołany do drużyny, o czym pisałem dokładniej już we wcześniejszym wpisie. Potwierdzam zatem, to co mówił Pani ojciec, że „przy obecnych zasadach nie mogłem czasem jeździć na niektóre mistrzostwa, na które mógłbym jeździć, gdyby system kwalifikacji był inny”. Na kryteria sportowe mogę próbować rywalizować o miejsce w drużynie (choć na pewno z roku na rok będzie mi o to coraz trudniej), ale na kryterium siłowe „Arcymistrz Bartłomiej Macieja nie będzie grał i już” niewiele mogłem zdziałać. Co ciekawe, dyskryminowani przez Pani ojca (a także jego kolegów z Zarządu PZSzach) byli akurat ci zawodnicy, którzy narazili się tym, że nie trzymali języka za zębami. Najbardziej poszkodowanym był arcymistrz Kamil Mitoń, którego z uwagi na „brak sukcesów / wyników sportowych” oraz konieczność „odmłodzenia drużyny” nawet nie powoływano do kadry od stycznia 2005 do października 2007. A jak pisałem, w tym czasie Kamil był nawet najwyżej sklasyfikowanym polskim zawodnikiem na liście rankingowej. Niełatwe życie miał też drugi lider polskich szachów, arcymistrz Michał Krasenkow, przeciwko któremu używano analogicznych argumentów jak przeciwko Kamilowi. Pojedyncze przykre epizody miały także miejsce z innymi zawodnikami, jeden z nich, z udziałem Artura Jakubca, opisałem wcześniej.

    Warto także, żeby Pani wiedziała, że mnie osobiście, działalność Pani ojca, jako wiceprezesa do spraw sportowych, nie wyrządziła niemal żadnych szkód, co najwyżej nerwowe w związku z kolejnymi „niemądrymi” decyzjami, fałszowaniem Regulaminu Kadry, ignorowaniem środowiska szachowego, oraz moralne z uwagi na bezradność, niemożność pomocy dyskryminowanym kolegom. W szczególności, finansowo na decyzjach podejmowanych przez Pani ojca zyskałem. Przypominam bowiem, że środki finansowe (na starty i szkolenie) otrzymują wszyscy członkowie kadry narodowej, której jestem członkiem nieprzerwanie od około 10 lat, czyli także w latach 2005-2007, gdy wiceprezesem do spraw sportowych był Pani ojciec. Co więcej, Pani ojciec wprowadził urawniłowkę, polegającą na tym, że najlepszy zawodnik otrzymywał dokładnie tyle samo środków co najsłabszy, a ponieważ ostatnie 3 Mistrzostwa Polski nie ułożyły się po mojej myśli, system urawniłowki jest dla mnie korzystny (a tracą na tym najlepsi).

    Jedyną krzywdą jest opisane pominięcie mnie przy wyłanianiu reprezentacji na Drużynowe Mistrzostwa Europy 2005, na których chciałem zagrać i zdobyłem odpowiednie uprawnienia. Ale, znowu, nie jest to krzywda materialna, bo za reprezentowanie Polski nie dostaje się wynagrodzenia, jedynie kieszonkowe, a lepiej wyszedłem wyjeżdżając w tym czasie do Hiszpanii. Na wszystkie pozostałe zawody, w których chciałem uczestniczyć w ciągu tych 3 lat, pojechałem. W tym roku mogłem zostać powołany do reprezentacji na Drużynowe Mistrzostwa Europy, ale wcale nie musiałem, był równorzędny wybór. Zresztą, to nie Pani ojciec decydował, lecz Zarząd PZSzach, który nie zgodził się z propozycją składu przedstawioną wcześniej przez Pani ojca (który na zebraniu, tym samym na którym został odwołany z funkcji trenera kadry mężczyzn, był nieobecny). Inna rzecz, że Pani ojciec także zaproponował skład beze mnie, ale i bez arcymistrza Mateusza Bartla, który przez swoją ostatnią aktywność w działaniach zmierzających do odwołania Pani ojca ze stanowiska trenera kadry chyba dołączył na czarną listę, bo merytorycznego powodu aby nie znalazł się w drużynie nie było żadnego.

    Tegoroczna decyzja nie była jednak dla mnie tak bolesna, jak ta z 2005 roku, gdyż po pierwsze spodziewałem się jej, po drugie wybór był równorzędny, więc nie mogę się czuć pokrzywdzony (no, może kolejność rezerwowych była lekką przesadą ), a po trzecie, sam wahałem się, czy pojechać. W analogicznej sytuacji w 2001 roku, tuż przed Mistrzostwami Świata, zrezygnowałem z gry na DME, ale sądzę, że raczej w tym roku bym zagrał, gdybym został powołany. Dla formalności dodam, że zrezygnowałem z występu na DME także w 1997 roku – byłem wtedy którymś tam rezerwowym, ale kilku zawodników zrezygnowało.

    Aby nie wracać w kolejnych postach do decyzji Pani ojca z 2005 roku, dodam, że na zgrupowaniu kadry narodowej, jeden z powołanych do reprezentacji zawodników, arcymistrz Tomasz Markowski, powiedział na spotkaniu zawodników z Pani ojcem, że uważa, że nie zasłużył na nominację, ma ona charakter polityczny, a nie merytoryczny, bo lepsze wyniki uzyskiwałem od niego ja, a przed nim powinien być także arcymistrz Kamil Mitoń, który uzyskiwał porównywalne, choć obiektywnie minimalnie lepsze wyniki. Zresztą, na ile pamiętam, cała czołówka krajowa była co do tego zgodna. Na wspomnianym spotkaniu Tomek powiedział, że rezygnuje z miejsca w drużynie i proponuje, aby o powołaniu zadecydowała rywalizacja na szachownicy. Jego propozycja polegała na tym, aby powołanym został ten z trójki Markowski, Mitoń, Macieja, który zajmie wyższe miejsce w zbliżających się Indywidualnych Mistrzostwach Europy, zaraz po których rozgrywane były Drużynowe Mistrzostwa Europy. Pani ojciec spojrzał na mnie i zapytał, co ja sądzę o takiej propozycji. Odpowiedziałem, że w zaistniałej sytuacji uważam to za dobre rozwiązanie. Pani ojciec obiecał, że przedstawi tę propozycję Zarządowi. Na Indywidualnych Mistrzostwach Europy 2005, jako jedyny z Polaków (nie startował Kamil, ale to jeszcze inna historia) awansowałem do Pucharu Świata. Na zakończeniu zawodów, podszedł do mnie Pani ojciec i powiedział, że ma ze mną problem, bo gdyby wstawił mnie do składu, to musiałbym grać na jednej z czołowych szachownic, gdyż jestem „za silnym zawodnikiem na zapychanie dziur na dalszych szachownicach”. Nie do końca potrafiłem zrozumieć, dlaczego bycie za silnym zawodnikiem miałoby być argumentem przemawiającym przeciwko mnie. Podziękowałem za taką opinię o mojej grze, po czym dodałem, że mogę także zagrać na dalszej szachownicy, jeśli będzie to korzystniejsze dla zespołu. Okazało się, że dobrze zrobiłem, bo Pani ojciec chyba szukał pretekstu, aby mnie nie wziąć (w latach 2003 i 2004 grałem na pierwszej szachownicy, zresztą bardzo udanie). Następną (i ostatnią) sugestią było, że pewnie nie zgodzę się na wyjazd, jeśli nie będę mieszkał w jedynce. Odpowiedziałem, że oczywiście wolałbym mieszkać w jedynce, ale jak będę mieszkał w dwójce, to też pojadę. Na tym rozmowa się skończyła. Niecały tydzień później otrzymaliśmy z Tomkiem od Pani ojca e-maila, informującego o tym, że „przeprowadzona w ramach Prezydium Zarządu PZSzach konsultacja w sprawie ewentualnej zmiany przyjętych i zatwierdzonych przez Zarząd 14 maja 2005 r. nominacji na DME w Geteborgu nie przekonała do zmiany podjętej decyzji”.

    Jak jednak pisałem, to są sprawy związane z pełnieniem przez Pani ojca funkcji wiceprezesa do spraw sportowych, a nie trenera kadry mężczyzn. Uważam, że Pani ojciec do tej pory źle wywiązywał się z funkcji wiceprezesa do spraw sportowych. Opisałem przypadek fałszowania Regulaminu Kadry, ale zdarzało mu się w ogóle nie napisać regulaminu (np. Mistrzostw Polski w Szachach Błyskawicznych 2006), co groziło formalnym paraliżem, bo jak rozegrać zawody, jak nie ma obowiązującego regulaminu, a regulaminu nie ma, bo Pani ojciec zapomniał lub nie chciało mu się go napisać. Natomiast większość napisanych regulaminów sprawia wrażenie, że są pisane na kolanie, gdyż zawierają wiele błędów nie tyle merytorycznych, co wynikających z niechlujstwa. A w sumie, to robota na 5 minut, skopiować poprzedni regulamin i go przeczytać na wypadek, gdyby jakieś zeszłoroczne ustalenia nie były ważne w danym roku. Także wprowadzone zmiany w regulaminach, zwiększające czynnik uznaniowości, kosztem przejrzystych kryteriów sportowych, są niekorzystne, zresztą nie tylko moim zdaniem, co widać po liczbie podpisów zawodników czołówki krajowej (w tym wszystkich medalistów Mistrzostw Polski z ostatnich 10 lat) pod listem w tej sprawie. O odwołanie Pani ojca z funkcji wiceprezesa do spraw sportowych jednak nikt nie występował, w szczególności nikt nie pisał listów otwartych. A o tym, że czołówka krajowa zawodników, także trenerzy, bardzo krytycznie oceniają Pani ojca jako wiceprezesa do spraw sportowych, w szczególności nie rozumieją dlaczego są ignorowani i nie otrzymują miesiącami czy już latami nawet odpowiedzi na swoje pisma, Pani ojciec wie, ale sądzę, że nie zrezygnuje ze stołka aż do końca kadencji Zarządu i będzie trwał jeszcze przez rok, tak jak dzielnie trwał do końca na stanowisku trenera kadry mężczyzn.

    Tak jak pisałem wcześniej, przyczyn odwołania z funkcji trenera kadry mężczyzn można szukać we mnie i nie jest to konstytucyjnie zabronione, ale proszę mi wierzyć, że Pani ojciec tracił szacunek zawodników na każdym kroku. Proszę sobie na przykład wyobrazić, że w zeszłym roku nakazał członkom kadry narodowej przywiezienie na zgrupowanie przeanalizowanych partii, zebrał od zawodników te analizy, a następnie, bez wiedzy zawodników, opublikował je w miesięczniku szachowym (Panorama Szachowa). Łudzę się, że przynajmniej nie otrzymał za to od miesięcznika żadnego wynagrodzenia, w każdym razie do tej pory nie zdążył go przekazać zawodnikom.

    Pozdrawiam
    Bartłomiej Macieja

Dodaj komentarz

Musisz sięzalogować aby móc komentować.

  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

    kw.
    5
    pt.
    2024
    całodniowy Turniej kandydatów
    Turniej kandydatów
    kw. 5 – kw. 23 całodniowy
    Impreza w kategorii kobiet i mężczyzn odbędzie się w Toronto w dniach 5-24 kwietnia 2024. Uczestniczki: Lei Tingjie, Lagno, Goryachkina, Salimova, Muzuchuk A., Vaishali, Tan Zhongyi, Koneru Uczestnicy: Nepomniachtchi, Praggnanandhaa, Caruana, Abasov, Vidit, Nakamura, Firouzja, Gukesh Więcej[...]
    kw.
    18
    czw.
    2024
    całodniowy IMEK Rodos
    IMEK Rodos
    kw. 18 – kw. 30 całodniowy
    W dniach 18-30.04.2024 roku na Rodos (Grecja) odbędą się Indywidualne Mistrzostwa Europy Kobiet z licznym udziałem Polek. Strona Lista startowa
  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog przez e-mail

    Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.

%d bloggers like this: