W sierpniowym miesięczniku „Magazyn Szachista” 2013 na stronie 2 w artykule „O tym się mówi …” Andrzej Filipowicz cytuje niedawną wypowiedź czołowego szachisty świata Borisa Gelfanda.
Oto fragment: Jeśli chodzi o zapamiętanie wariantów, to gdy pozycja jest dobrze przeanalizowana, to można jej nie sprawdzać. Regularne powtarzanie wariantów jest konieczne, a czas poświęcony na to zajęcie zależy od pamięci. Gdy dobra, to można powtarzać rzadziej, ale ja, jako wiekowy już szachista, muszę powtarzać często. Moim zdaniem, to najbardziej nieprzyjemna część naszej profesji. Przed każdą partią cały czas powtarzamy warianty, które i tak później się zapomina. Jest to bezmyślna praca, bez jakiejkolwiek twórczości i to jest denerwujące. Inna droga, to unikanie ostrych i pryncypialnych wariantów – wtedy można niczego nie pamiętać! Jednakże, gdy przykładowo ktoś chce grać wariant Swiesznikowa, to musi się uczyć. Spokojnymi wariantami teoretycznie daleko nie zajdziemy, ale Magnus potrafi i tak zdobywać punkty. Trzeba zachować równowagę. Byłem wychowany, że debiut to najważniejsza część partii i trzeba go wygrać. Dlatego muszę silnie obciążać mózg.
////////////////////////////////////
Końcówkę tego tekstu specjalnie wytłuściłem. Były wicemistrz świata wyraźnie stwierdził, że był wychowany na debiutach. Nigdy nie było żadną tajemnicą, że mocnym punktem „szkoły radzieckiej” były świetnie opracowane otwarcia. Dlatego przez wiele lat szachiści Związku Radzieckiego brylowali w świecie. Nie mieli praktycznie konkurecji! Dopiero Robert Fischer, który sam był wielkim znawcą debiutów, pokonał ich dominację. Zachód też w końcu zrozumiał, na czym polega siła współczesnych szachów. Dlatego Rosjanie nie mają już tak łatwego życia, jak w przeszłości. Szanse się wyrównały!
Tymczasem w Polsce ciągle poszukuje się tej właściwej drogi. A ostatnio „tęskni” się nawet za naukami trenera Marka Dworeckiego. Ma on bez wątpienia wielki wkład w rozwój naszej dycypliny, ale obecnie jest w świecie inne podejście do problemów szkolenia.
Dla mnie jest więc wielką zagadką postawa trenera kadry Polskiego Związku Szachowego Michała Krasenkowa, który jest przecież wychowankiem szkoły radzieckiej i głosi hasła w rodzaju: kładzenie nacisku na pracę nad debiutami jest śmiesznym podejściem.
Kogo szachiści w Polsce mają w końcu słuchać?
1. Karpowa: Każda faza partii, otwarcie, gra środkowa i końcówka ma duże znaczenie. Jeżeli na początku gry, któraś ze stron uzyska przewagę materialną lub pozycyjną, to zniwelować ją w grze środkowej będzie bardzo trudno. W tej sytuacji do końcówki może w ogóle nie dojść. Bez poprawnej gry w debiucie, nie można więc myśleć o sukcesach w szachach.
2. Gelfanda: Byłem wychowany, że debiut to najważniejsza część partii i trzeba go wygrać. Dlatego muszę silnie obciążać mózg.
3. Krasenkowa: kładzenie nacisku na pracę nad debiutami jest śmiesznym podejściem.
Mam pytanie do władz Polskiego Związku Szachowego. Jaka jest rola pisma związkowego „MAT’? Rzetelna i uczciwa informacja dla dobra polskich szachów, czy „mieszanie w umysłach” naszych kadr trenerskich i zawodniczych? Czy redaktor pisma arcymistrz Mateusz Bartel, który praktycznie stanął na poziomie twórczym około 2620, jest zainteresowany rozwojem sportowym naszej młodzieży? Mam duże wątpliwości! Nikt, komu zależy rozwój polskich szachów na światowym poziomie, nie podpisałby do druku destrukcyjną wypowiedź trenera kadry!