Saturnin Limbach (z lewej strony) w towarzystwie Romana Bąka oraz Grzegorza Grzebana na IV Zjeździe Problemistów w Częstochowie 27.11.1966 roku (zdjęcia ze zbiorów Mirosława Gnieciaka).
Niezwykle ciekawa strona Przemysława Jahra „Szachy w Polsce” omawia różne aspekty życia szachowego w Polsce. Także przedstawia sylwetki zawodniczek i zawodników dawnych i obecnych szachów. Często tam zaglądam.
Niedawno na tytułowej stronie znalazłem informację o Międzynarodowym Festiwalu im PKWN w Lublinie (7-20.07.1968).
Impreza w Lublinie była drugim, jeśli chodzi o rangę, turniejem po Festiwalu im. Rubinsteina w Polanicy Zdroju. W 1968 roku organizatorzy wprowadzili innowację: zwycięzca turnieju „B” zagra w następnym roku w grupie „A”. Tak ogłoszono na początku i potwierdzono na zakończeniu turnieju.
Turniej wygrałem i mimo tego w głównym turnieju w 1969 roku nie zagrałem. Organizatorzy niespodziewanie postawili warunek: muszę mieć tytuł mistrza krajowego.
Miałem w tym czasie kilka zdobytych norm, ale uznano mi tylko jedną. Działacze Polskiego Związku Szachowego wpadli bowiem na „genialną” ideę: jedna norma musi być uzyskana w turnieju z cyklu mistrzostw Polski. A więc w grę wchodziły dwie imprezy: indywidualne MP oraz I liga. Do tej sprawy jeszcze wrócę.
Na razie omówię turniej w Lublinie. O tym fakcie dowiedziałem się krótko przed rozpoczęciem imprezy. Byłem zaskoczony zmianą regulaminu na moją niekorzyść. Zadzwoniłem do wiceprezesa Polskiego Związku Szachowego Stefana Fursa z pytaniem, czy rzeczywiście nie można uznać moich dotychczas zdobytych norm? Odpowiedział: „Nie będziemy teraz dla pana zmieniać pewnych ustaleń”.
W następnym roku zagrałem więc znowu w grupie „B”. Ku mojemu zdziwieniu w głównym turnieju grał Wojciech Dobrzyński z Piotrkowa Trybunalskiego, który w 1968 roku był za mną (12 miejsce) i był też tylko kandydatem. W następnych latach w turniejach „A” grali kandydaci na mistrza. Dlaczego więc zrobiono wyjątek tylko w odniesiu do mojej osoby? Wyjaśnił mi to w zaufaniu miejscowy zawodnik i mój dobry kolega Krzysztof Zakrzewski: „Dyrektor turnieju Zbigniew Nestorowicz popierał twój udział, ale tutaj na przeszkodzie stanął …”. I tutaj padło nazwisko osoby mającej wtedy duże wpływy. „Miałeś z nim jakiś konflikt”?. „Nie” – odpowiedziałem. „Po prostu wygrałem z nim partię w ważnym turnieju …”.
Moje wspomnienia z turnieju w Lublinie 1968 opisałem w książce „Królowe 64 pól”.
Wera Obermüller w Wikipedii
Często różne publikacje szachowe poruszają temat: „Co trzeba wiedzieć o początkowej fazie partii”. I dalej następuje stereotypowy opis: W debiucie trzeba rozwinąć figury i szybko zabezpieczyć swojego króla (roszada). Niewskazane jest szybkie i aktywne włączenie do gry hetmana itd.
Oczywiście są to wskazówki dla początkujących. Ale ci, co mają ambitne plany sportowe i chcą poznać szybko strategię i taktykę współczesnych szachów muszą odejść od tych schematów myślowych. Jest bowiem wiele wariantów oraz nawet otwarć, w których hetman wcześnie wchodzi do akcji, aby np. wziął udział w bezpośrednim ataku na nieprzyjacielskiego króla itd. Dwie ciekawe gry w tym stylu przedstawiłem w mojej książce „Ciekawostki debiutowe” część 1.
Dlatego trzeba znać, że współczesna teoria szachowa elastycznie podchodzi do tych problemów i wyklucza dogmatyczne traktowanie różnych otwarć.
Znana i popularna obrona skandynawska charakteryzuje się właśnie szybkim wkroczeniem hetmana do gry. Po 1.e4 d5 2.exd5 Hxd5 3. Sc3 czarne mogą odejść na a5, d6 i nawet z powrotem na d8.
To otwarcie może być z powodzeniem włączone do repertuaru debiutowego początkujących graczy, którzy mogą bowiem poznać różne metody walki z wczesnym rozwojem hetmana i uniknąć na początku swej kariery wielu skomplikowanych wariantów np. obrony sycylijskiej itd.
Sam kiedyś grałem z dobrymi wynikami czarnym kolorem plan rozwojowy po 1.e4 d5! i polecałem to szachistom, którzy nie mieli zbyt wiele czasu na zgłębianie teorii innych otwarć. Swoje doświadczenia opisałem w książce: link.
Obrona skandynawska jest ciekawym otwarciem o wielu możliwościach strategiczno-taktycznych i nawet mistrz świata Magnus Carlsen stosuje ją od czasu do czasu w swej praktyce turniejowej. Zobaczmy jego ciekawą partię z olimpiady szachowej w Tromso 2014.
Po ukazaniu się wpisu 24 otrzymałem zapytanie w kwestii książek Eduarda Gufelda w języku polskim.
Przedstawiłem już kiedyś Państwu na blogu znakomitą pracę arcymistrza, omawiającą strategię ostrej obrony królewsko-indyjskiej (243 stron).
Książka ukazała się w wydawnictwie RM (2004) i jest świetnym podręcznikiem dla tych szachistów, którzy chcą włączyć do swego repertuaru debiutowego to otwarcie o podłożu taktycznym. Także może być pomocna tym graczom, którzy chcą pogłębić swoją wiedzę o tej agresywnej obronie.
Eduard Gufeld kilkakrotnie bywał na turniejach w Dortmundzie. Zdjęcie, które ukazało się w miesięczniku „Deutsche Schachzeitung (5-1993) przedstawia nas obu oglądających analizę pojedynku Lautier-Serper. Moje komentowane partie z turnieju ukazały się w/w piśmie.
Końcowe wyniki głównego turnieju 1993
1.Karpow 5.5
2.Kramnik 4
3.Lutz 4
4.Kamsky 3.5
5.Dołmatow 3.5
6.Lautier 3
7.Serper 2.5
8.Lobron 2
Turnieje w Dortmundzie w Wikipedii
Mateusz Bartel – „Szachiści, z racji specyfiki sportu, mają wypracowane jakieś techniki radzenia sobie z trudnymi sytuacjami psychologicznymi. Jednym wychodzi to lepiej, drugim gorzej, ale na poziomie arcymistrza każdy ma pewne mechanizmy, które pomagają mu w tym, by w stresie, po presją reagować dobrze, jak najlepiej” link; „Na pewno z takim spotkaniami wiąże się pewna presja i napięcie, więc priorytetowe będzie poradzenie sobie z obciążeniem psychicznym. W drużynie, kiedy partia wpływa nie tylko na losy zawodnika, ale całej drużyny, to napięcie bywa większe niż w normalnych partiach i niektórzy bardziej się spinają. Dlatego ważne, by w meczach o najwyższe stawki posiadać psychiczny luz i liczę na to, że Polonia będzie grać z dużym komfortem psychicznym” link
Saturnin Limbach (z prawej strony) w towarzystwie Janusza Śledziewskiego oraz Eugeniusza Iwanowa na III Zjeździe problemistów Śląska w Częstochowie 19 listopada 1961 roku (zdjęcia ze zbiorów Mirosława Gnieciaka).













