Krzysztof Kledzik - wpisy autora

lip
02

Zachęcam Czytelników niniejszego blogu do zapoznania się z krótkim felietonem Wojciecha Krzyżaniaka, zamieszczonym w Gazecie Telewizyjnej. Artykuł ten jest zaledwie zasygnalizowaniem pewnego problemu, który zapewne jest znany sporej części miłośników polskiego sportu, a mianowicie kultu przegranej. Niestety w naszym kraju ciągle pokutuje kanon szlachetnej klęski. Pochylamy ze zrozumieniem głowy nad wszelkimi niepowodzeniami, w tym i sportowymi, podczas gdy spora część sukcesów pozostaje bez echa. Media pełne są reportaży, wywiadów i opisów porażek sportowych, których wydźwięk jest, nie waham się użyć tego sformułowania, co najmniej rozgrzeszająco – wyrozumiały! A przecież nie przegrane decydują o laurach dla sportowców. Ich celem powinno być zwycięstwo, a przynajmniej zadowalające miejsce na podium, natomiast metodą zdobycia go – ciężka praca. Oczywiście w każdej dziedzinie rywalizacji pewną rolę ogrywa łut szczęścia, ale nie można polegać wyłącznie na nim. Praca nad sobą i praca w grupie powinny być doceniane i znajdować o wiele większy aplauz niż obecnie.

Piłka nożna nie jest jedynym przykładem sportu, w którym istnieje pewne społeczne przyzwolenie na szlachetną (?) przegraną. Niestety, podobne zjawisko obserwuje się także w szachach. Patologiczna polityka Polskiego Związku Szachowego doprowadziła do sytuacji, w której nie promuje się ciężkiej pracy nad podniesieniem swojego poziomu szachowego i sportowego. Wystarczy stagnacja w rozwoju i utrzymywanie rankingowego status quo, aby zapewnić sobie przyzwoite życie jako członek kadry narodowej. Nie ma parcia na sukcesy i zwycięstwa na renomowanych, światowych turniejach, a ambicja większej części naszej kadry narodowej jest już tylko zapomnianym, pustym słowem. Oczywiście są chlubne wyjątki, w których iskierkę ambicji należy stale podsycać.

Smutna, ale i prawdziwa jest konkluzja felietonu redaktora Krzyżaniaka. Zmiana opisywanego stanu rzeczy wymaga przewartościowania naszego sposobu myślenia o pracy w sporcie, i o dążeniu do sukcesów w nim. Musimy zaprzestać promowania fałszywie szlachetnych przegranych, a zacząć postrzegać zwycięstwa jako sukces, cieszyć się z nich, i doceniać pracę włożoną w ich uzyskanie. Ale taka „praca u podstaw” to zadanie na długie lata…

Krzysztof Kledzik

Dalej »
maj
19

Mateusz Bartel wywalczył sobie prawo do udziału w turnieju w Dortmundzie. Jest to sukces, tym bardziej, że jak to już zostało kilkakrotnie podkreślone, nie przyniesiono mu zaproszenia w „teczce”, ale wywalczył je bezpośrednio przy szachownicy. Myślę, że ostatni sukces am Bartla w Aerofłocie oraz perspektywa gry w Dortmundzie może być potraktowana jako szansa zaistnienia w szachowym świecie. Oczywiście myślę tu o szachach międzynarodowych. Z pewnością całe polskie środowisko szachowe trzyma kciuki za pana Mateusza. Zdaję sobie sprawę z pewnej presji która ciąży na naszym arcymistrzu, ale trzeba powiedzieć wprost, że jeżeli am Bartel nie wywalczy jakiegoś przyzwoitego miejsca w Dortmundzie, to stracimy kolejną szansę na zaistnienie w wielkim świecie. I nie wiadomo, kto i kiedy otrzyma taką drugą możliwość.

Kondycję naszej kadry seniorów znamy już od dłuższego czasu, i wiemy czego można się po nich spodziewać. Większość z nich nie jest w stanie podjąć wyzwania topowych zagranicznych szachistów. Nasza dotychczasowa nadzieja, czyli Radek Wojtaszek prawdopodobnie nie będzie grać w renomowanych turniejach, bo jasno widać, że gra w lokalnych klubach szachowych zapewnia mu stały wzrost rankingu. Udział w poważnych turniejach mógłby odbić się spadkiem notowań, a wiadomo że to „boli”. Jak tak dalej będzie, to ranking am Wojtaszka niedługo dojdzie do 2750 i pewnie tak naprawdę nikt nie będzie w stanie wytłumaczyć, w jaki sposób uzyskał tak duży wynik! Zresztą nawet jego obecny ranking stanowi zagadkę. Ale jak widać, to progres rankingu zadowala sponsorów, a nie gra w renomowanych turniejach. Sponsorzy inwestują pieniądze w Wojtaszek Comarch Team, ale z tego jak dotąd niewiele wynika. Niby są jakieś szkolenia, ale czy rzeczywiście? Jakie są realne korzyści z działalności team-u? Jakie są perspektywy szkoleniowe, zważywszy na problem zatrudniania czynnych zawodników jako trenerów? Problem ten był już nie raz podnoszony. A może utworzenie WCT było po prostu sposobem na biznes?

O Dariuszu Świerczu wiele powiedziano i napisano, ale duży „push” medialny, czyli wywiady, i artykuły w których porównywano go do Kasparowa, Karpowa, Fischera i innych, nie przekłada się na wyniki Darka. Jakieś tam są, ale chyba nie takie jakie powinny być w związku z całą otoczką jaką stworzono wokół niego. Proszę zobaczyć, lata lecą, a 18-letni chłopak słabo progresuje. Nie ma jakiś większych osiągnięć. Jest na dobrej drodze do celu, który osiąga większość juniorów, czyli przepadnięcia gdzieś w tłumie. Może przyrównanie go do Kasparowa i innych, pomogło w przyciągnięciu sponsorów którzy słyszeli o byłym mistrzu świata, a skoro ktoś im podaje na tacy chłopaka przyrównywanego do Garriego, to zwabieni tym dali pieniądze. Dobry marketing robi swoje. Ale gdzie Świercz ma zacząć porządnie grać jak nie na jakimś solidnym turnieju? Gra w nowej warszawskiej świetlicy szachowej to trochę za mało, jak na rozwój utalentowanego juniora, a właściwie już seniora. Chyba już czas aby zostawił tornister w Akademii Szachowej i zaczął poważne występy turniejowe, bo nie chcielibyśmy aby za kilka lat mówiono: „…ach tak, Darek Świercz, był kiedyś taki zdolny junior, szkoda że przestał grać…”.

Krzysztof Kledzik

 

Dalej »
maj
03

Na blogu am Bartla trwa dyskusja związana z problemem braku postępów naszych juniorów. Zauważyłem, iż sporo osób negatywnie wypowiada się na temat pracy trenerów i ich postawy wobec swoich podopiecznych. Na pewno są trenerzy lepsi i gorsi, i to nie tylko w szachach ale i w innych dziedzinach sportu. Nie chcę usprawiedliwiać tych, którzy ewidentnie rozminęli się z powołaniem. Ale myślę, iż nie należy całej winy za brak rozwoju juniorów zrzucać na trenerów. Zwróciłem uwagę na komentarz osoby podpisującej się „mamakrzysia”. Czytamy tam, że „żeby nie było tak jak z moim synem – „trener” pobawi się dzieckiem jak zabawką i wyrzuci jak śmiecia jak się znudzi”. Nie chcę podważać wagi jej wypowiedzi, gdyż nie znam szczegółów tej sprawy. Dlatego w tym momencie nie polemizuję z opinią mamykrzysia, ale toczę rozważania ogólne. Z moich obserwacji wynika, iż często tak jest, że rodzice wyolbrzymiają zdolności własnych dzieci, niepotrzebnie zmuszając je do czegoś, co nie stanowi ich pasji. Gloryfikują swoje pociechy, pokładając w nich wielkie nadzieje. Chcieli by widzieć swoje dzieci w roli kogoś, kogo fałszywe wyobrażenie mają przed własnymi oczami. Nierzadko jest tak, iż nie słuchają rad osób które przyglądają się z boku całej sytuacji i potrafią na chłodno, krytycznym okiem ocenić czy rzeczywiście ich dziecko ma zdolności w określonej dziedzinie, czy jest to tylko „pobożnym” życzeniem jego rodziców. Taką osobą może być trener, który ze względu na swoje doświadczenie może na spokojnie i bez zbytnich emocji ocenić, czy dziecko rokuje nadzieje. Pewnie w tym celu trzeba przeprowadzić kilka zajęć szachowych, po których warto szczerze porozmawiać z rodzicami. Jeżeli dziecko jednak nie rokuje nadziei na karierę szachową, to trudno się dziwić trenerowi że rezygnuje z dalszych zajęć z nim. Zatem to czy postąpił słusznie, czy rzeczywiście „pobawił się dzieckiem jak zabawką i wyrzucił jak śmiecia jak się znudzi”, zależy od konkretnego przypadku i bez zaznajomienia się z argumentami obu stron nie można jednoznacznie przekreślać kompetencji i postawy etycznej takiego trenera.

Nigdy nie trenowałem nikogo, ale w trakcie pracy na uczelni widziałem już wielu studentów, którzy kompletnie nie nadawali się do studiów na kierunku chemii. Niektórzy z nich przyszli na mój wydział bo nie dostali się na medycynę czy biologię, choć pamiętam też osobę, która wybrała studia chemiczne bo nie przyjęto jej na polonistykę! To nie są już dzieci, więc przynajmniej teoretycznie powinni sami decydować o wyborze kierunku studiów. Teoria teorią, ale w sporej liczbie przypadków, to rodzice wymuszają na nich taki wybór! Jeden z moich dobrych znajomych, z urodzenia zapalony humanista, studiował chemię tylko ze względu na presję i pasję swoich rodziców (obydwoje też są chemikami). To nie miało szansy powodzenia, więc po przemęczeniu się prawie czterech lat, zrezygnował z dalszej nauki chemii, właśnie i nie tak dawno ukończył jeden z kierunków humanistycznych, o którym marzył od zawsze. Proszę zauważyć, że to są (przynajmniej teoretycznie) dorosłe osoby, a co mówić o dzieciach i ich zajęciach szachowych?

Natomiast Rutra w swoim komentarzu napisał, iż ma III kategorię szachową, w szachy gra od czterech lat i że rzadko używa silnika. Z kontekstu wpisu wynika, iż chodzi o program szachowy wykorzystywany do analizy partii. Rutra twierdzi, iż to trzeba lubić. Ale raczej nie chodzi o lubienie czy nielubienie programów szachowych i analiz wykonywanych przez nie, ale o świadomość iż analizy komputerowe trzeba stosować umiejętnie. Niestety sporo osób wykorzystuje analizy komputerowe jako zamienniki własnego myślenia, zapominając o tym iż w trakcie prawdziwej partii szachowej nie można posługiwać się komputerem, a trzeba zdać się wyłącznie na własny umysł. Rutra badał też losy młodziutkich szachistów, których pamiętał z turniejów 15-minutowych. Wraz z upływem lat, szachiści ci zniknęli gdzieś w tłumie. Nie znam wszystkich przyczyn ich zniechęcenia do gry, ale może część winy ponoszą te turnieje w których brali udział. Pamiętam jak mm Czerwoński powtarzał mi, iż mam grać wyłącznie partie dłuższe niż 15 minut na zawodnika. Te krótsze nie mają dostatecznych walorów szachowych. Może więc juniorom od Rutry brakowało dostatecznego zaplecza teoretycznego, a przygotowania szachowe które czynili polegały na próbie ogrania przeciwnika w debiucie, np. poprzez złapanie figury? Wobec braku startów w turniejach z dłuższymi partiami, ich umiejętności wystarczyły na krótko, a brak systematycznej i rozwojowej pracy nie pozwolił na wyrwanie się poza 15-minutowe turnieje? Trudno powiedzieć, to są tylko moje domysły.

Piotrkaim uważa, że „Uważałbym jednak za ostrą przesadę, gdyby ktoś namawiał rodziców do skasowania alternatywnych zajęć tylko po to, by dziecko mogło „w całości” poświęcić się szachom. Nie tędy droga. Dobry trener powinien wiedzieć, że potrzebna jest równowaga”. O nadmiarze zajęć którymi obarcza się dzieci, pisałem już w innym miejscu. Może warto by zrobić rozgraniczenie pomiędzy dziećmi które po prostu lubią grać w szachy, a tymi które mają ewidentne predyspozycje i szachowy talent. Dzieci które tylko lubią grać, niech dalej chodzą np. na lekcje fortepianu czy gitary. Ale myślę, że jeżeli dziecko przejawia wyjątkowe zdolności szachowe, to warto ograniczyć zajęcia dodatkowe, szczególnie jeżeli terminarz juniora jest nimi przeładowany. Oczywiście warto zostawić te, które pomogą w ogólnym rozwoju i będą pewną przeciwwagą dla szachów. Np. pływanie na basenie z pewnością poprawi kondycję dziecka i korzystnie wpłynie na jego sprawność i samopoczucie. Ale z pakietu lekcji chińskiego, baletu, fortepianu i jeździectwa chyba warto zrezygnować.

Krzysztof Kledzik

Dalej »
maj
02

Krzysztof Jopek na swoim blogu porusza ciekawe problemy związane m.in. z wpływem szachów na nas i na nasze życie. Myślę że słuszny jest pogląd wyrażony w słowach, iż to tylko my szachiści zachwycamy się tą grą. Zresztą to chyba dotyczy większości (o ile nie wszystkich) gier umysłowych, które wymagają od graczy i widzów pewnej znajomości zagadnienia. Bez podstaw teoretycznych trudno zachwycać się grą, o której nie ma się „zielonego” pojęcia. Dla osoby kompletnie nie zaznajomionej z zasadami szachów, jedyne co może podobać się, to piękno zestawu szachowego. Chyba nie sposób odmówić estetyki szachownicy z porozkładanymi figurkami. Czyż pod tym względem szachy nie są ładniejsze niż warcaby albo go? Ale nad kwestią estetyki i piękności figurek trudno dyskutować, bo to kwestia gustu. Być może, że komuś z czytelników bardziej podoba się np. czarno-biała mozaika, powstała podczas gry w go.

Drugi z poruszanych problemów, to fakt iż szachy pomagają w rozwoju dzieci, ucząc ich logicznego myślenia i przewidywania, a także podejmowania odpowiedzialnych decyzji. Uczą też, iż nie zawsze się wygrywa. Tak jest w rzeczywistości, choć warto zapytać się, czy tylko szachy są pod tym względem taką wyjątkową grą. Wcześniej nie zastanawiałem się nad tym, przyjmując za pewnik iż tak jest, że to właśnie szachy są takim ewenementem wśród innych gier. Ziarno niepewności, a właściwie zastanowienia, zasiał Marcin Zimerman w jednym ze swoich komentarzy na blogu Jerzego Konikowskiego. Zauważył tam, iż pozytywny wpływ na rozwój osobowości mogą mieć też i inne gry, np. warcaby. Dlaczego zatem tak bardzo preferuje się szachy? Czy szachy są bardziej zaawansowane strategicznie niż warcaby? Pewnie tak, choć nie mogę wypowiadać się na temat warcabów, bo mój kontakt z tą grą był sporadyczny. Ale problem pozostaje i myślę, że jest to dobry temat do dyskusji.

Zgodzę się z tezą, że ludzie inteligentni ciągną do szachów, choć oczywiście nie wszyscy. Z pewnością ludzie inteligentni lubią też i inne gry umysłowe, ale to którą z nich wybiorą, zależy chyba od ich wrodzonych predyspozycji czy upodobań. To chyba jest tak jak ze sztuką, że ktoś woli malarstwo, a ktoś inny rzeźbę. Ale w pewnym stopniu szachy (a pewnie i inne gry umysłowe) rozwijają naszą inteligencję, podobnie jak proces wychowania i edukacji czyni z nas rozumnych ludzi. Kwestią sporną jest to, który wariant przeważa, czy to szachy czynią nas inteligentnymi, czy osoby inteligentne ciągną do szachów. Chyba na razie nikt nie zna ostatecznej odpowiedzi na to pytanie.

Krzysztof Kledzik

Dalej »
kw.
19

Poniższy tekst Krzysztofa Kledzika jest komentarzem do wpisu „Mamy wspaniałą młodzież 3”.

////////////////////

Czasy się zmieniają, i wiele rzeczy trzeba dostosować do tych zmian. To nie dotyczy tylko szkolenia szachowego, ale i szeroko pojętej nauki, zarówno na poziomie szkół podstawowych, jak i średnich oraz wyższych. W ostatnich kilku latach nastąpiło wiele zmian na tym polu, zatem czas aby i w szkoleniu szachowym nadeszły w końcu jakieś zmiany. To co było dobre 20-30 lat temu, dzisiaj trzeba zmienić tak, aby dostosować się do rzeczywistości. Uporczywe tkwienie w szkoleniowych realiach ubiegłego półwiecza skutkuje wyatutowaniem polskich szachistów z czołówki światowej.

Tak jak jestem kibicem Karpowa (czy raczej dawnego Karpowa, bo obecnie właściwie już nie gra), tak uważam że jest on politykiem-dyplomatą szachowym, i podobnie jak zauważył Jerzy Konikowski, jego wypowiedzi są dyplomatyczne, kurtuazyjne. Przecież po wojnie mieliśmy kilka znanych nazwisk, które chyba bardziej kandydowały do porównania z Rubinsteinem niż am Macieja. Przypomniało mi się   zdanie (nie pamiętam gdzie je przeczytałem), iż Karpow utrzymuje przyjaźń z tymi ludźmi, którzy są mu potrzebni. Nawet jeżeli am Macieja nie był mu specjalnie potrzebny, to ze względu na dyplomację, Karpow pogłaskał zarówno jego jak i Akademię Szachową. A potęgą światową to raczej byliśmy kiedyś, obecnie nie.

Światowa czołówka oddala się od nas szybko, zarówno jeżeli chodzi o miejsce na liście, jak i o bezwzględną wartość ELO. Zresztą ta nie jest do końca wiarygodnym odzwierciedleniem tego, co dany zawodnik ma do zaoferowania. Niestety przykładem może być tu nasz obecny lider krajowego rankingu, którego punktacja jest sztucznie zwiększana punkt po punkcie. Totalne zaprzestanie poważnej gry plus słabe występy krajowe. Tacy szachiści nie dostają zaproszeń na renomowane turnieje.

Robię sobie ciągle nadzieję na progres Mateusza Bartla, widząc go w przyszłości na różnych znakomitych turniejach. Jeżeli jego ranking zrówna się z tym posiadanym przez Wojtaszka, to i tak Bartel będzie w znacznie lepszej sytuacji, bo punkty będą wynikać z normalnej gry. Co więcej, myślę że obecnie Wojtaszek nie jest w stanie podjąć rywalizacji z silnymi szachistami. Rankingi nie grają, a brak gry praktycznej cofa zawodnika w umiejętnościach turniejowych. Byłbym w stanie założyć się, że wiedzy szachowej uzyskanej w trakcie pracy z Anandem nie da się wprost przełożyć na ewentualne turniejowe sukcesy Wojtaszka. Zresztą, sytuacja am Gajewskiego jest poparciem tej tezy.

Co do kultury wypowiedzi i tych elit, to tak jak powiedział Balcerek w filmie pt. Alternatywy 4, że „wszystko parszywieje”, dlatego nie utożsamiałbym wprost szachistów z elitą intelektualną. Z góry przepraszam tych wszystkich szachistów którzy są taka elitą. Sprawa wygląda podobnie na polskich uczelniach wyższych. Osoby pracujące tam powinny należeć do elity intelektualnej. Niestety, bardzo duża liczba tych osób jest pozbawiona elementarnej kultury, a o elitarności w ogóle nie wspomnę. Z przykładami chamstwa wśród pracowników uczelni wyższych spotykam się bardzo często. Sprawa nie jest powszechnie znana, gdyż stanowi temat tabu.

Krzysztof Kledzik

Dalej »
kw.
14

Kiedy mówimy „miasto szachowe”, zwykle mamy na myśli kompleks budynków w Eliście, stolicy Kałmykii. Być może podobne miasteczko zostanie wybudowane też w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Ale czy zastanawialiśmy się kiedykolwiek nad wyglądem miasta, które w założeniu jest wielkim zestawem szachowym? Nie? Taką wizję zaproponowała firma INICIAS, zajmująca się architekturą i urbanistyką. Według przestawionych planów centrum miasta jest wielką szachownicą, na której w ustawieniu „początkowym” stoją domy-wieżowce. Na obrzeżach szachownicy znajdują się rekreacyjne tereny zielone, obiekty sportowe oraz domy mieszkalne. Według autorów projektu, przedstawiona utopijna wizja jest syntezą miasta liniowego oraz tematycznego. W te interesujące zagadnienia urbanistyczne wprowadza praca Mikołaja Wowera, którą polecam wszystkim, nawet osobom nie obeznanym z zagadnieniami planowania i projektowania miast.

Krzysztof Kledzik

mar
24

Postawa Ananda jest nienajlepsza. To niedobrze że zamiast porządnie grać, chowa się gdzieś po kątach. Co to za strategia mistrza świata, który albo nie gra, albo gra na remis. Anand wyraźnie chce za wszelką cenę utrzymać tytuł mistrza świata. Ale takie utrzymywanie tytułu mistrzowskiego za pomocą migania się od gry, wg mnie powoduje że Anand ma coraz mniejsze moralne prawo nazywania się mistrzem świata. To tak jakby schował ten tytuł pod pachą i ukrył się w kącie za szafą, żeby nikt mu go nie zabrał.

Nasuwa mi się tu analogia z Fischerem. Zaprzestanie gry stawia pod znakiem zapytania to, czy dana osoba prezentuje rzeczywiście mistrzowski poziom. Pod względem siły gry może i owszem, choć w przypadku ewentualnej wygranej Gelfanda, będzie to wątpliwe. A więc tytuł nie musi iść koniecznie w parze z realną supremacją w grze. Ale nawet przy bezdyskusyjnej dominacji w sile gry, od takiej osoby oczekujemy czegoś więcej. Oczekujemy potwierdzenia mistrzostwa i dawania dobrego przykładu swoją grą i postawą sportową. Lata robią swoje i siła gry nie będzie już na najwyższym poziomie, dlatego może nawet bardziej skłaniałbym się do położenia nacisku na właściwą postawę sportową mistrza świata. A z tym Anand ma problem od pewnego czasu.

Myślę, że o ile w najbliższym meczu poradzi sobie z Gelfandem, to w następnym cyklu przegra, albo z Aronianem albo z Carlsenem, czy kimś innym. Ci przynajmniej grają na serio. Nawet Kramnik, który już chyba nie jest w stanie walczyć o koronę, gra porządne szachy i nie miga się od rywalizacji. Konkludując, uważam że na tronie szachowym zdecydowanie potrzebna jest zmiana warty. Nie wystarczy dobra siła gry, światu szachowemu potrzeba dobrego sportowca z ambicjami. A Anand już ich nie ma.

Krzysztof Kledzik

Dalej »
lis
28

O literaturze szachowej w skrócie

Myślę, że szachistów poważnie podchodzących do gry, nie trzeba przekonywać o potrzebie zapoznania się choćby z podstawową literaturą szachową. Bez znajomości teorii gry (debiutów, gry środkowej i końcówek) nie ma mowy o podnoszeniu swoich kwalifikacji szachowych. Sama gra nie wystarczy, trzeba ją poprzeć studiami literaturowymi. To oczywiście czasochłonne zajęcie, wymagające samodyscypliny i systematyczności. Nie każdemu to odpowiada, dlatego współcześnie mamy całą rzeszę szachistów-amatorów, dla których liczą się tylko blitze rozgrywane na portalu kurnik.pl. Te partie grane są na ilość, bez późniejszej analizy i jakichkolwiek głębszych przemyśleń dotyczących celowości wybranych debiutów, planu rozgrywki, czy popełnionych błędów. Trudno to nazwać przemyślanymi szachami.

Śledząc rozmowy prowadzone na różnych szachowych forach dyskusyjnych zauważam, że cyklicznie co jakiś czas pojawiają się nieśmiertelne pytania w rodzaju „jakie książki szachowe polecacie dla początkującego (albo nieco zaawansowanego) szachisty?”. To ważne pytanie obrazuje istnienie problemu, którego rozwiązanie powinno leżeć w gestii instytucji sprawującej pieczę nad życiem szachowym w Polsce. Chodzi oczywiście o PZSzach, który powinien zamieścić na swojej stronie internetowej spis polecanych podręczników z podziałem na teorię debiutów, taktykę, strategię, końcówki, analizę partii, itd., z uwzględnieniem stopnia zaawansowania szachowego osób zainteresowanych. Czyli zestaw podstawowej literatury dla: osób początkujących (nie znających ruchów bierek), nieco bardziej zaawansowanych (po kursie podstawowym) np. z III kategorią szachową, oraz zaawansowanych z I kat. Zalecenia dotyczące literatury fachowej dla osób z wyższymi kategoriami szachowymi mogłyby już pozostać w gestii trenerów, i nie być przedstawione na stronie PZSzach-u. Taki prosty spis podstawowej literatury byłby kanonem, pomagającym początkującym szachistom na „odnalezienie siebie” wśród różnych tytułów i pomagającym w prawidłowym rozwoju szachowym. Praca nad stworzeniem spisu kilkudziesięciu podstawowych pozycji literaturowych nie jest chyba zbyt trudnym i pracochłonnym zajęciem, dlatego dziwne jest, iż do tej pory nie doczekaliśmy się stosownej inicjatywy ze strony działaczy PZSzach-u. Początkujący szachiści muszą szukać odpowiedzi (często błędnych) na forach dyskusyjnych. W większości przypadków otrzymują tam pomoc, ale ona nie zastąpi fachowej porady ze strony instruktorów (np. związkowych). Pozostawiam problem do przemyślenia.

Poniżej przedstawiam krótkie charakterystyki zbioru książek szachowych, z którymi miałem okazję zapoznać się. Nie jest to próba stworzenia kanonu literatury szachowej obowiązującej początkujących czy średniozaawansowanych szachistów. Są to jedynie moje spostrzeżenia, bardzo subiektywne, którymi pragnę podzielić się z czytelnikami. Zdaję sobie sprawę z tego, iż zaprezentowany zbiór jest niepełny, ale nie jestem aktywnym szachistą i trudno abym na bieżąco przerabiał kolejne tytuły ukazujące się na rynku wydawniczym. Na zakończenie omawiania każdej z książek podaję moją subiektywną ocenę. Oczywiście nie upieram się przy swoim zdaniu, myślę że ile osób, tyle różnych ocen. Ale subiektywne opinie też są ciekawe. Zdaję sobie sprawę z tego, że sporo osób nie będzie podzielało mojego zdania, dlatego zapraszam do polemiki na temat poniższej (ale nie tylko) literatury szachowej.

Debiuty

Przykładem książki, która w moim przekonaniu nie spełnia swojej roli, jest pozycja Stanisława Kacprzaka pt. „W krainie szachów”, wydana w 1990 roku. W stopce autor dopisał adnotację, iż jego praca jest przewodnikiem debiutowym, ilustrowanym 150-ma partiami kombinacyjnymi. Faktycznie, w tym opracowaniu znajdziemy przykłady krótkich partii zagranych według powszechnie przyjętych debiutów, których spis jest podzielony klasycznie na otwarte, półotwarte i zamknięte. Autor już we wstępie kładzie nacisk na zrozumienie gry kombinacyjnej i jej znaczenie w rozwoju umiejętności szachowych, podniesieniu poziomu gry i kategorii szachowej. Twierdzi, że temu celowi ma służyć tenże przewodnik debiutowy. Z powyższymi stwierdzeniami nie zgadzam się, gdyż nigdy nie byłem zwolennikiem kombinacyjnego stylu gry. Co więcej, kombinacje uważam za nieprzyjemne anomalie w grze, burzące strategiczny plan rozgrywki. No cóż, mam „skrzywienie” strategiczne, może częściowo po lekturze różnych partii Anatolija Karpowa. Autor omawianej książki pisze też, że „…zamieszczone w nim [tym przewodniku] najpopularniejsze [debiuty] w zupełności wystarczą ci do świetnego opanowania podstaw absolutnie poprawnego rozwijania gry”. Jak to jest możliwe, skoro Kacprzak stwierdza dalej: „Każda [partia] też z reguły kończy się efektowną kombinacją matową…”. Tak, większość przedstawionych partii (o ile nie wszystkie) trwają po kilkanaście posunięć i kończą się przegraną w wyniku kombinacji po jakimś fatalnym ruchu. Skoro ta książka miała być przewodnikiem debiutowym rozwijającym umiejętność poprawnego rozgrywania debiutów, to jak można się ich uczyć ze zbioru źle rozegranych miniaturek?! W takim razie omawiana pozycja powinna nosić tytuł: „Jak nie rozgrywać debiutów”, „Jak szybko przegrać partię szachową”, albo „Krach w debiucie, czyli zbiór pouczających miniaturek”.

Moja ocena: zdecydowanie nie polecam powyższej książki. 

Lepszym opracowaniem jest krótki, encyklopedyczny zbiór debiutów pt. „Debiuty szachowe” Theodora Schustera, wydany przez wyd. Marpo w 1992 roku. Jest to lakoniczny zbiór podstawowych debiutów oraz ich wariantów, zilustrowanych zazwyczaj w postaci czterech przykładowych partii, a właściwie ich początkowej fazy. Pomimo iż zawierają ocenę powstałych pozycji w zapisie symbolicznym (=, +-, itp.), autor nie uzasadnia swojej oceny. Dlatego początkujący szachiści będą mieli problemy ze zrozumieniem celowości wybranego wariantu i podstaw jego oceny.

Moja ocena: ∞ ten symbol oznacza w zapisie szachowym pozycje niejasną, trudną do oceny. Podobnie jest z książką Schustera, można z niej korzystać, ale nic się nie stanie gdy z niej zrezygnujemy. 

Wśród przewodników debiutowych wyróżnia się praca Jerzego Konikowskiego i Jana Pińskiego, wydana w 2010 roku przez wyd. Penelopa, pt. „Szybki kurs debiutów”. Pomimo tej „szybkości” w nazwie, książki nie da się (i nie należy!) przerobić np. w weekend, gdyż zawiera bardzo bogaty i obszerny zbiór materiałów debiutowych. Każdy z debiutów oraz wariantów jest dokładnie rozpracowany i zilustrowany konkretnymi przykładami z praktyki turniejowej. Na zakończenie omawiania danego debiuty czy wariantu, autorzy zamieszczają uwagi podsumowujące prezentowane zagadnienie, ustosunkowując się do celowości wyboru danego sposobu gry i oceniając szanse walczących stron.

Moja ocena: pozycja obowiązkowa. Bardzo dobra książka, warta polecenia każdemu szachiście. 

Oprócz prac przeglądowych, omawiających zebrane debiuty szachowe, dostępne są też monografie poświęcone wybranym rodzajom otwarć szachowych. Z racji wąskiego i wyspecjalizowanego tematu, te prace kierowałbym raczej do bardziej zaawansowanych szachistów. Szczególnie, że takie publikacje zawierają często dogłębne i bardzo szczegółowe analizy debiutowe, których niuanse chyba nie są potrzebne mniej zaawansowanym szachistom, a już wogóle niepotrzebne takim amatorom, jak ja. Ale jak ktoś jest zainteresowany bliższym przyjrzeniem się jakiemuś debiutowi, to oczywiście droga wolna. Przykładem książki na którą warto zwrócić uwagę, jest praca Michaiła Szereszewskiego „Obrona sycylijska”, wydana w 2007 roku przez wyd. Arden. Tytuł tej książeczki sam za siebie wyjaśnia przyczynę dla której ją wymieniłem. Obrona sycylijska jest tak popularnym i ważnym debiutem, iż jej poznanie jest wręcz obowiązkowe dla każdego szachisty. Wspomniana praca zawiera omówienie głównych wariantów obrony sycylijskiej, podpartych zanalizowanymi partiami uznanych szachistów. Zaprezentowane analizy nie kończą się w debiucie, lecz co ważne, obejmują całe partie. Dodatkowo autor omawia celowość wybranych wariantów, dyskutuje powstałe struktury pionkowe, różne „za i przeciw”, sposoby przejścia do końcówek i gry w nich.

Moja ocena: warto kupić. W zamyśle praca skierowana do szachistów bardziej zaawansowanych, ale polecam ją każdemu ambitnemu szachiście. 

Podobny charakter ma monografia Anatolija Karpowa „Gramy obronę Caro-Kann”, wyd. Penelopa 1999 r. Autora tej książki nie trzeba przedstawiać, podobnie jak tłumaczyć, dlaczego wybrał omawianie akurat obrony C-K. W ogólności książka ta wpisuje się w nurt wyznaczony powyżej opisaną publikacją, choć w stosunku do niej zawiera nieco mniej przedyskutowanych problemów.

Moja ocena: publikacja warta polecenia sympatykom obrony Caro-Kann. Z racji mniejszej popularności tego debiutu na niższych etapach kariery szachowej, nie polecam jej amatorom i szachistom z niższymi kategoriami.

Taktyka i kombinacje

Duży zbiór kombinacji Maxima Blokha, wyd. Ekoc 2003 robi wrażenie, ale jest to jedynie książka z wielkim zbiorem „suchych” zadań do przerobienia. Nie znajdziemy w niej żadnej teorii, wyjaśnień co do roli kombinacji, ani sposobu „zabrania” się do nich.

Moja ocena: zbiór zadań tylko dla zaawansowanych szachistów i trenerów. Zdecydowanie nie polecam osobom mniej zaawansowanym, gdyż mogą się zniechęcić się do rozwiązywania kombinacji. 

Dla tych osób przewidziano inną pozycję, „Kombinacje szachowe według Tarrascha”, przygotowane w 2009 roku przez Bogdana Zerka i wydawnictwo Caissa. To jest to, czego potrzebują szachiści z niższymi kategoriami szachowymi. W książce dogłębnie i przystępnie wyjaśniono funkcjonowanie kombinacji, ich rolę w grze, motywy przewodnie, itp. Pod względem wartości dydaktycznych, publikacja ta bije na głowę książkę Blokha.

Moja ocena: wartościowa pozycja. Polecam ją każdemu początkującemu szachiście oraz graczom, pragnącym podwyższyć swoją kategorię szachową. 

Podobne zdanie mam o książce Martina Weteschnika pt. „Tajemnice taktyki szachowej”, wydanej w 2007 roku przez wyd. Penelopa. Autor w zrozumiały sposób przedstawił mechanizmy rządzące taktyką, ilustrując wykład pouczającymi przykładami z praktyki arcymistrzowskiej. Nie jest to zwykły zbiór zadań lecz dobry podręcznik, w jasny i ciekawy sposób zapoznający czytelnika z taktyką szachową.

Moja ocena: polecam każdemu szachiście, któremu zależy na postępach w grze.

Strategia

Problemy strategii szachowej są postrzegane jako trudne. Faktycznie, część szachistów woli grać partie kombinacyjne, gdyż są dla nich łatwiejsze i bardziej zrozumiałe. Strategia czasami bywa postrzegana jako nudna. Z tą opinią nie zgadzam się. Uważam, że strategia jest o wiele ciekawsza niż taktyka i kombinacje, ale to jest tylko moja subiektywna opinia. Zagadnienia strategii szachowej polecam dla nieco bardziej zaawansowanych szachistów, z pewnością nie dla osób które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tą grą. Wśród szachistów nie ma jednomyślności, które z książek o strategii należy studiować, i na jakim etapie zaawansowania. Każdy na swoje upodobania, które popiera własnymi przemyśleniami i doświadczeniami. Nie jestem tu wyjątkiem. Nie będzie zdziwieniem gdy powiem, że w swojej karierze amatora szachowego zwróciłem uwagę na książki Kotowa. 

Pierwsza z nich to „Myśl jak arcymistrz”, wyd. RM 2002 r. Pomimo pozytywnych opinii, książka rozczarowała mnie. Nie jestem zadowolony po przeczytaniu jej. Według mnie, autor zbyt dużą wagę przyłożył do jednego aspektu szachowego, mianowicie do liczenia wariantów. W omawianej pozycji Kotow porusza też inne zagadnienia strategii szachowej, ale robi to, w moim odczuciu, niejako na marginesie.

Moja ocena: jeżeli ktoś chce poprawić umiejętność sztuki liczenia wariantów, może zainteresować się tą książką. W innych przypadkach może ją pominąć, zwracając uwagę na drugie ze znanych dzieł Kotowa. 

Mowa jest o „Graj jak arcymistrz”, wyd. RM 2002 r. Wspaniała książka, w ciekawy i zrozumiały sposób omawiająca główne filary strategii szachowej. Dla mnie „Graj…” stało się kamieniem milowym w rozumieniu szachów. Wpływ tej książki na moje rozumienie gry był wręcz kolosalny, dlatego dzielę ją na dwa okresy: przed i po przeczytaniu „Graj…”. Po osiągnięciu podstawowego poziomu zrozumienia gry szachowej, brakuje nam czegoś więcej, zrozumienia pozycji na szachownicy, umiejętności błyskawicznej oceny sytuacji. Nie wiemy czy dane ustawienie bierek jest dobre, czy nie. Nie umiemy ocenić, jakie elementy decydują o przewadze jednej ze stron. Książka „Graj…” rozwiewa te wątpliwości, dając nam narzędzia i umiejętności, za pomocą których potrafimy dokonać poprawnej oceny pozycji na szachownicy. Podam tu konkretny przykład, jeden z moich ulubionych. Wyobraźmy sobie dwa „wyrwane”, hipotetyczne ustawienia, w których pomijamy materiał czarnych i położenie króli.

Pozycja 1

 Pozycja 2

 

Na obu diagramach sytuacja wygląda na pozór podobnie, ale to tylko złudzenie. W jednym z przypadków białe mają „złego” gońca. W którym? I dlaczego jeden z gońców jest nazwany „złym”, a drugi nie? Załóżmy, że w powyższych ustawieniach ruch należy do czarnych, i umówmy się, że po zbiciu gońca zapanuje równowaga materialna. W którymś z przypadków będzie to bicie, po którym białe będą zadowolone z takiego obrotu sprawy, zaś w drugim boleśnie odczują wymianę figur. Czy potrafimy powiedzieć, w którym? Bez lektury książki „Graj…” prawdopodobnie nie będziemy w stanie poprawnie odpowiedzieć na to pytanie. Po zapoznaniu się z tym opracowaniem, powyższe (oraz inne) pozycje na szachownicy staną się dla nas jasne jak przysłowiowe słońce, i będziemy w stanie w „locie” ocenić, która ze stron ma lepsze szanse w grze, i dlaczego.

Moja ocena: bardzo wartościowa pozycja, obowiązkowa dla każdego szachisty. 

Zagadnienia strategii porusza też znany arcymistrz Dawid Bronstein, w książce pt. „Strategia szachowa”, wyd. RM 2005 r. Jest to nieco dziwna publikacja, w której autor toczy niejako filozoficzny wywód o zagadnieniach strategii. Niewątpliwie Bronstein porusza ważne aspekty gry szachowej, ale sposób ich przedstawienia może nie trafiać do czytelnika. Mam mieszane odczucia po przeczytaniu tego opracowania.

Moja ocena: można przeczytać, ale niekoniecznie. 

Kolejne wartościowe pozycje z zakresu strategii szachowej to „Tajemnice gry pozycyjnej” Jacoba Aagaarda, wyd. Penelopa 2008 r., „Gra środkowa. Plan” Piotra Romanowskiego, wyd. Caissa 2010 r. oraz „Ocena pozycji i planowanie”, wydawnictwo RM 2007 r. Te trzy książki przedstawiają ważne elementy strategii szachów, zawierają wiele cennych objaśnień, wskazówek i ciekawie skomentowanych partii.

Moja ocena: wartościowe książki, polecam zapoznanie się z nimi. 

Książki Arona Nimzowitscha „Mój system” chyba nie trzeba bliżej przedstawiać, gdyż zapewne słyszeli o niej wszyscy. Zresztą ta publikacja budzi duże kontrowersje. Niektórzy szachiści polecają ją w nauce gry, inni zdecydowanie odżegnują się od niej. Spotkałem się też z ciekawym stwierdzeniem, iż każdy szachista musi zapoznać się z „Moim systemem”, aby wyrobić sobie o tej książce dobrą, albo złą opinię. Wspomniana publikacja nie jest najnowsza, co można odczuć podczas jej lektury. Niektóre sformułowania Nimzowitscha dotyczące np. debiutów, mogą być zastanawiające w świetle obecnej teorii szachów. Poza tym, książka wymaga od czytelnika pewnego zaawansowania w sztuce szachowej. Dlatego przed jej przestudiowaniem polecam zapoznanie się z podstawowymi kanonami strategii szachowej z „Graj…” Kotowa.

Moja ocena: polecam ją dla osób po podstawowym kursie szachów. Nie dla nowicjuszy. Uwaga! W wydaniu z 1995 roku (wyd. Marabut) jest dużo błędów. 

Współczesną pozycją w pewien sposób kontynuującą omawianie problemów „Mojego systemu”, jest angielskojęzyczna książka Neila McDonalda „The Giants of Strategy”, wyd. Everyman Chess 2007 r. Autor przedstawia zagadnienia np. siódmej linii, planowania, struktur pionkowych, blokady, itp., na przykładzie partii granych przez wielkich arcymistrzów. Partie oraz wybrane pozycje są rzeczowo skomentowane, nie znajdziemy tam tasiemcowych, „suchych” wariantów.

Moja ocena: polecam szachistom po ukończeniu kursu z „Mojego systemu”.

Końcówki

Przeszliśmy debiut i grę środkową, a więc czas na końcówki. To bardzo obszerny, ale i ważny temat. Wśród dostępnej literatury warto zwrócić uwagę na trzy tomy „Końcówek szachowych” Bogdana Zerka, wyd. Arden 2001, 2002 i 2005 r. Autor dokonał przeglądu chyba wszystkich rodzajów końcówek, dogłębnie je tłumacząc i ilustrując pouczającymi przykładami. Seria o dużym „ciężarze gatunkowym”.

Moja ocena: pozycja obowiązkowa dla każdego szachisty. 

Do moich ulubionych końcówek należą pionkówki. Uważam, że myli się ten kto twierdzi, że końcówki pionkowe są łatwe. One należą do trudnych końcówek i wymagają dokładnej, odpowiedzialnej gry, gdyż pionki do tyłu nie chodzą i raz popełnionego błędu często nie da się naprawić. Pragnę wskazać tu dwie wartościowe prace Jerzego Konikowskiego. Pierwsza z nich to „Szybki kurs końcówek. Cześć 1. Końcówki elementarne i pionkowe”, wyd. Penelopa 2002 r. Tytuł mówi sam za siebie. Każdy z szachistów rozpoczynających swą przygodę z końcówkami powinien zaopatrzyć się w to opracowanie. I przerobić je!

Moja ocena: dobra książka, polecam ją dla początkujących i już trochę zaawansowanych szachistów. 

Rozwinięciem powyższej pracy jest publikacja tego samego autora, czyli Jerzego Konikowskiego, pt. „Sprawdź się w końcówkach pionkowych”, wydana przez wyd. Penelopa w 2006 roku. Jest to zbiór 168 zadań, uszeregowanych według zwiększającego się stopnia trudności. Przedstawione w książce, te najtrudniejsze pionkówki potrafią „złamać” niejednego bardzo silnego szachistę. Mnie złamały już dawno, i to te raczej prostsze.

Moja ocena: bardzo dobra książka, pozycja obowiązkowa dla każdego szachisty. 

Pomimo znakomitych autorów, praca Bielawskiego i Michalczyszyna pt. „Nowoczesne końcówki”, wyd. RM 2004 r., sprawiła mi zawód. Faktycznie, w książce tej zaprezentowano zakończenia partii ze współczesnej praktyki turniejowej, ale zrozumienie zamieszczonych przykładów wymaga od czytelnika dobrej znajomości teorii końcówek. Bez tego, książka staje się nieprzydatna, najwyżej jako zbiór końcówek-ciekawostek.

Moja ocena: tylko dla zaawansowanych szachistów. Osobom z niższymi kategoriami szachowymi (nie mówiąc o amatorach) w ogóle nie polecam.

Analiza

Oddzielną grupą literatury szachowej są publikacje zawierające analizy partii. O roli analizy w rozwoju szachisty powiedziano już dużo, niestety spora część młodego pokolenia wychowana na blitzach na „kurniku”, wciąż ignoruje to ważne zagadnienie. A przecież bez analizy i zrozumienia szczegółów gry, nie ma rozwoju szachowego. 

Przykładem książki zawierającej analizy wybranych pozycji z praktyki turniejowej, jest praca Krzysztofa Pytla pt. „Zagraj jak mistrz! Czyli uniwersalna metoda treningu szachowego”, wyd. Penelopa 1996 r. Autor dokonał interesujących analiz, ale trudnych, dlatego już we wstępie zaznaczył, iż jego publikacja jest skierowana do szachistów z I kategorią. Zgadzam się z tym.

Moja ocena: wartościowa pozycja, ale przeznaczona dla zaawansowanych szachistów. 

Nie jest łatwo dokonać wyboru odpowiednich książek z analizami całych partii szachowych. Z jednej strony należy zastanowić się, jaki typ gry chcemy analizować: bardziej strategiczny, czy raczej taktyczny? A może chcemy nastawić się na poznawanie twórczości jakiegoś konkretnego szachisty? Możemy też wybierać pomiędzy książkami z analizami partii meczowych i turniejowych. W moim odczuciu ten ostatni podział jest ważny, gdyż partie meczowe charakteryzują się nieco innym „klimatem” szachowym, niż turniejowe. Partie grane w meczach często są skomplikowanymi dyskusjami debiutowymi, których niuanse są nie do wychwycenia przez amatorów i niedoświadczonych szachistów. Z drugiej strony, takie partie są bardzo cennym, i z reguły dobrze rozpracowanym materiałem szachowym. Nie chcę bliżej omawiać książek z analizami partii meczowych, bo to zagadnienie (to, jakim meczem się interesujemy) jest sprawą indywidualną. To trochę tak, jak z poznawaniem sztuki. Nie można nikogo przekonać do jakiegoś rodzaju twórczości, on sam musi czuć to „coś”. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na dużą wartość literatury w języku rosyjskim. To są naprawdę wartościowe pozycje, np. opracowania Siergieja Szipowa. Jednakże przy wyborze odpowiednich książek z analizami partii, warto pamiętać o zagadnieniach dotyczących metod analizy i komentowania, które poruszam w kolejnych akapitach.

W odróżnieniu od partii meczowych (które często są monotematyczne), partie szachowe grane podczas turniejów charakteryzują się większą różnorodnością, zarówno pod względem techniki gry, jak i wyboru debiutów, planów, idei, wreszcie popełnianych błędów. Dlatego początkującym szachistom polecam raczej analizę partii turniejowych, a nie meczowych. Wspomniałem też o innym problemie, jakim jest wybór obiektu zainteresowania. Zatem, czy zależy nam na analizach partii konkretnej osoby, np. Carlsena, Kramnika czy Karpowa, a może wolimy skupić się na poznawaniu określonego typu gry, pozycyjnego albo taktycznego? O takim wyborze musi już zadecydować wyłącznie czytelnik. Każdy ma swoje upodobania, np. ja preferuję analizę partii pozycyjnych, a z konkretnych szachistów, to twórczość Karpowa i Kramnika. 

Po dokonaniu wyboru z poprzednich akapitów trzeba dobrze przyglądnąć się książkom dostępnym na rynku. Różne publikacje zawierają analizy i komentarze partii przeprowadzone w mniej, czy bardziej zrozumiały sposób. Do tych mniej zrozumiałych zaliczam te, w których analiza polega na podaniu wariantów i podwariantów, czyli tasiemcowych rozgałęzień w których szachista-amator zgubi się już w drugiej-trzeciej linijce tekstu. Zazwyczaj takie tasiemce kończą się lakoniczną oceną otrzymanej pozycji, w postaci znaczków: =, +-, ±, ∞, itp. Bez dobrej znajomości oceny pozycji, te symbole pomimo swojej jednoznaczności, niewiele nam pomogą w zrozumieniu analizy. Cóż z tego, że np. dany wariant otrzymał ocenę ±, czyli że białe „stoją” lepiej, skoro nie wiemy dlaczego tak jest. Jakie elementy decydują, iż pozycja białych jest lepsza? Nie wiadomo. 

Przykładem książki z takimi długimi wariantami i symbolicznymi ocenami pozycji, jest publikacja E. Bareeva i I. Levitova pt. „From London to Elista”, wydawnictwo New In Chess 2007 r. Praca omawia drogę byłego mistrza świata Władimira Kramnika na szczyt szachowy, ukazując jego boje z Kasparowem, Leko i Topałowem. Nie można odmówić tej książce jej dużej wartości szachowej, ale długie warianty i symboliczne oceny pozycji dyskwalifikują ją jako publikację dla szachistów niższej kategorii.

Moja ocena: wartościowa pozycja, ale wyłącznie dla naprawdę zaawansowanych szachistów. 

Podobnie negatywne odczucia mam w stosunku do publikacji Karpowa z wyborem jego znamienitszych partii, czyli „My 300 best games”, wydanie z 1997 roku. Czytelnik znajdzie w tej książce analizy, polegające jedynie na podaniu wariantów zakończonych symboliczną oceną pozycji. Według mnie, decyduje to o niskiej wartości dydaktycznej książki.

Moja ocena: nie polecam. 

Lepszą publikacją jest „Anatoly Karpov’s Best Games”, wyd. Batsford Chess Books 2001 r., tego samego autora. Karpow zmniejszył w niej ilość wariantów na rzecz opisu słownego (komentarze). I dobrze, że tak postąpił.

Moja ocena: polecam nieco bardziej zaawansowanym szachistom. 

Z nieco już przykurzonych „starodruków” polecam pracę, poświęconą wczesnej twórczości Anatolija Karpowa. Książka „Anatolij Karpow. Droga do mistrzostwa” w tłumaczeniu Stanisława Kacprzaka, wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza 1988 r., jest ładnie skomentowanym zbiorem partii, ukazującym szachowy rozwój dwunastego mistrza świata. W zamieszczonych analizach autor zastosował głównie komentarz słowny, z niezbyt dużą ilością wariantów.

Moja ocena: dobra książka, warta polecenia nawet początkującym szachistom. 

Wśród znanych mi prac poświęconych karierze szachowej Anatolija Karpowa, na szczególne wyróżnienie zasługuje dwutomowe opracowanie Tibora Károlyia, czyli seria „Karpov’s Strategic Wins”, wydana przez Quality Chess w 2011 roku. Autor dokonał szczegółowego i dogłębnego przeglądu osiągnięć twórczych Karpowa, w okresie od 1961 do 2010 roku. Zawarte w książkach partie są ciekawie i przystępnie skomentowane oraz opatrzone rozsądną ilością wariantów.

Moja ocena: bardzo wartościowe książki, polecam je każdemu szachiście zainteresowanemu twórczością Karpowa. 

Krzysztof Kledzik

Dalej »
lis
06

Kiedyś bawiłem się w takie układanie bierek na szachownicy, aby uzyskać ładne wzory. Były to ustawienia wyrwane z kontekstu, a ponieważ nie miałem żadnego doświadczenia w kompozycji szachowej, dlatego moja „twórczość” może razić sztucznością. Mankamentem tych wymyślonych pozycji jest ich niepoprawność – często zarówno od strony białych, jak i czarnych. Problem ten oraz znalezienie wspomnianych niepoprawności pozostawiam Czytelnikom, do przemyślenia. Ale wymyślałem takie ustawienia, bo są… ładne. Oczywiście te zabawy nie miały żadnego wpływu na podniesienie mojej siły gry, za to zapewniały przyjemne spędzenie czasu. Ich wartość treningowa jest żadna, ale może warto takie zabawy pokazywać np. dzieciom w celu zainteresowania ich szachami, kto wie? Z chęcią wysłucham głosów polemicznych. A teraz konkretne przykłady z moich dawnych zabaw.

Pozycja 1

Ładna, symetryczna pozycja. Jest to mat. Jeżeli zabierzemy z szachownicy gońca, a skoczki przestawimy na d6 i f6, to też będzie mat. Gdy z diagramu usuniemy tylko skoczki, to jest pat przy ruchu czarnych. Po zdjęciu z szachownicy gońca oraz obu skoczków i wstawieniu wieży na e5, otrzymamy mata „krzyżowego”. Przedstawiony powyżej układ bierek jest „statyczny”, wiec teraz kolej na coś z wesołej dynamiki.

Pozycja 2

Przy dowolnych ruchach białego króla np. między polami h4-h5-h6, czarny król może jedynie kręcić się wokół gońca po polach: f5, e4, d5 i e6 w jedną, lub drugą stronę.

Inny „kręciołek”:

Pozycja 3

Biały król wykonuje ruchy e1-e2 i z powrotem, a czarnemu pozostaje jedynie krążenie w kółko po białych polach, w obrębie swojej klatki. Natomiast jeżeli w sytuacji na diagramie, skoczki przeniesiemy na c7 i g7, to otrzymujemy mata, a na b6 i h6 – pata.

W takiej pozycji czarne dostają forsownego, bardzo symetrycznego pata:

Pozycja 4

1.He7+ Kd5
2.He6+ K:e6
3.Ge7 Kd5
4.Kd3 Ke6
5.Ke4 pat, i to ładnie wyglądający.

Dalej »
lis
01

Odbiór literatury szachowej może być różny, w zależności od tego, co czytelnik oczekuje. Np. kiedyś oglądałem książkę Anatolija Karpowa poświęconą analizom jego partii. Okazało się, że te analizy polegały na podaniu wariantów i ich oceny końcowej w postaci typowych symboli, takich jak np.: +-, -+, ±, !, itp. Dla zaawansowanego szachisty taka forma analizy i ocen może jest wystarczająca, ale dla przeciętnego amatora, już nie. Dlatego zwracam uwagę na książki, w których są przedstawione analizy słowne, wyjaśniające sens danych posunięć. Przykładem mogą być bardzo ładnie skomentowane miniaturki, prezentowane na stronie am Moniki Krupy. Kilka lat temu były dostępne w Internecie analizy partii, świetnie skomentowane przez Siergieja Szypowa. Po jakimś czasie usunięto je, prawdopodobnie ze względu na komercjalizację tej działalności.

Nie jest łatwo studiować literaturę szachową w językach obcych, jeżeli nie włada się nimi biegle. Dla osób ze średniego pokolenia, w zasięgu wzroku może literatura wydana w języku rosyjskim. Tu procentuje dawna nauka tego języka w szkołach podstawowych i średnich, za czasów tzw. „komuny”. Pomimo braku styczności z tym językiem, pewne jego elementy utrwaliły się w naszych głowach na tyle, że pozwalają przeczytać i (po krótkim treningu ze słownikiem) zrozumieć szachowe teksty napisane po rosyjsku. Dla osób znacznie młodszych stanowi to poważny problem, gdyż zazwyczaj nie są w stanie nawet odczytać „bukw”. Dla nich to jest autentycznie język obcy, wręcz niechciany.

Ciekawe byłoby przeprowadzenie ankiety, polegającej na głosowaniu na wybrany rodzaj literatury szachowej: w postaci tradycyjnych papierowych książek oraz wersji elektronicznej. Myślę, że statystyka odpowiedzi byłaby zgodna z profilem wiekowym respondentów. U młodszego pokolenia przeważałyby odpowiedzi „za” literaturą elektroniczną, zaś u osób starszych, „za” tradycyjnymi książkami. Oczywiście forma elektroniczna publikacji (nie tylko szachowych) ma wiele niezaprzeczalnych zalet, do których należy zaliczyć: łatwość i szybkość przesyłki („ściągania” z Internetu), dostępność (bez względu na siedzibę sklepu towar jest osiągalny, przynajmniej teoretycznie, na całym świecie), minimalna objętość fizyczna (problem właściwie nie istnieje, gdyż np. dokument w formacie PDF nie ma objętości w klasycznym rozumieniu), a w dobie pojemnych nośników (płyty DVD, dyski zewnętrzne, pendrive) nawet kilkaset megabajtów jest dosłownie fraszką. Wybierając się na turniej nie trzeba wieźć ze sobą ciężkich walizek z podręcznikami czy zbiorami partii, gdyż wystarczy zabrać malutki dysk wymienny, na którym może znaleźć się ogromna biblioteka szachowa z setkami podręczników i czasopism oraz nieprzeliczonymi ilościami partii szachowych.

Elektroniczne formy literatury szachowej umożliwiają też łatwe popularyzowanie tej gry, gdyż oprócz podręczników szachowych i czasopism, producenci wydają też świetne oprogramowanie, zachęcające potencjalnych graczy do zainteresowania się szachami. Oprócz tego, w Internecie jest mnóstwo stron poświęconych analizom i zadaniom szachowym, zarówno do „ściągnięcia” w wersji PDF, jak i do czytania on-line. Ważnym aspektem informatyzacji świata szachowego jest znaczne przyspieszenie obiegu informacji w „przyrodzie”. Obecnie nie trzeba już czekać tygodni na ukazanie się zapisu partii z turniejów, gdyż te są w tzw. czasie rzeczywistym (ewentualnie z króciutkim opóźnieniem) transmitowane w Internecie. Szachy stały się częścią elektronicznego „Matrixa”, w którym żyjemy, i którego nie chcemy likwidować, vide wspomnienia ze znanego filmu s-f.

Oczywiście wyrazy zachwytu nad elektronicznymi formami literatury szachowej mają gdzieś swój kres. Jestem przekonany, że tradycyjne książki nie umrą, a przynajmniej ten proces nie jest bliski. Pomimo wszechobecności komputerów, telewizji, cyfrowego tego-i-owego, papierowe książki mają się dobrze i chyba nic nie może ich zastąpić. Po pierwsze, książki są namacalnym przedmiotem, który daje ich właścicielowi satysfakcję z posiadania. Czy można się podobnie cieszyć elektroniczną wersją takiej publikacji na pendrive czy płycie DVD? Chyba nie do końca, a przynajmniej w inny, mniej zadowalający sposób. Książki można czytać w każdym miejscu, nieomal w każdej pozycji. A tego z komputerem się nie zrobi. Może z tabletem? To już łatwiej, ale z mojej praktyki wynika, iż zdecydowana większość osób woli czytać teksty wydrukowane, a nie „wlepiać” oczy w wyświetlacz laptopa bądź tabletu. O wiele łatwiejsze jest kartkowanie książki niż pliku PDF czy DOC na ekranie komputera. Jest to szczególnie dobrze zauważalne, gdy trzeba wiele razy „skakać” po jakimś tekście. W takim przypadku wolę go wydrukować, niż jeździć kursorem po ekranie, w górę i w dół. Niewątpliwą zaletą książek jest to, że bez względu na upływ czasu, można je odczytać. Nie stanowi dla nas problemu odczytanie (ale ze zrozumieniem to już całkiem inna sprawa) książek wydanych w XX, XVIII czy XV wieku. Podobnie potrafimy rozłożyć na stole i przestudiować papirusy egipskie. A proszę spróbować odczytać np. pliki tekstowe czy graficzne, zapisane przed kilkunastu laty w programach, które już nie są dostępne na rynku. Sam mam kilka ważnych plików z edytora tekstu, które utworzyłem 10(!) lat temu, a obecnie nie mogę ich otworzyć w żadnym programie. „Konia z rzędęm” temu, kto to zrobi.

Krzysztof Kledzik

Dalej »
  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

    lip
    5
    sob.
    2025
    całodniowy Puchar Świata Kobiet Batumi
    Puchar Świata Kobiet Batumi
    lip 5 – lip 29 całodniowy
    W czasie 5-29.07.2025 w Batumi (Gruzja) odbywa się Puchar Świata Kobiet. Polskę reprezentują Alina Kaszlińska, Klaudia Kulon, Aleksandra Malczewska, Oliwia Kiołbasa i Alicja Śliwicka. Strona mistrzostw Wyniki Więcej informacji na stronie CBNews Paniom życzymy sukcesów! CBChess News:[...]
    lip
    11
    pt.
    2025
    całodniowy 58. Internationales Schachfestiv...
    58. Internationales Schachfestiv...
    lip 11 – lip 25 całodniowy
    W głównym turnieju tegorocznego festiwalu zagra Radosław Wojtaszek. Informacja na ChessBase News Strona turnieju Info na ChessBase News (1)  
    sie
    15
    pt.
    2025
    całodniowy Memoriał Rubinsteina
    Memoriał Rubinsteina
    sie 15 – sie 24 całodniowy
    Więcej informacji na stronie imprezy. Uczestnicy głównego turnieju.  
    paź
    10
    pt.
    2025
    całodniowy European Individual Championship
    European Individual Championship
    paź 10 – paź 19 całodniowy
    5th IPCA European Individual Chess Championship 2025
  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog przez e-mail

    Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.