Krzysztof Kledzik - wpisy autora

lut
27

W Gazecie Wyborczej z 26 lutego br. zamieszczono artykuł poświęcony naszej biegaczce narciarskiej, Justynie Kowalczyk. Tekst ten dostępny jest również na stronie – Link. Zaciekawił mnie zarówno jego podtytuł, jak i krótki akapit w którym trener pani Justyny, Aleksander Wierietielny, wypowiedział się na temat oczekiwań w stosunku do swojej podopiecznej. Wyraził się w następujący sposób: „Wiecie, dlaczego nie wystartowała w biegu na 10 km techniką dowolną? Bo to Justyna Kowalczyk. Nie tyle ona, ile wszyscy – kibice i dziennikarze – czekają wyłącznie na medale. Czwarte czy piąte miejsca nikogo nie interesują, są traktowane jak porażki”.

Od czołowych sportowców takich jak wspomniana Justyna Kowalczyk oczekuje się wspaniałych zwycięstw nad równymi sobie a nie nad zawodnikami niższymi o kilka kategorii – Link i zajmowania miejsca w pierwszej trójce na podium. Innych lokat nie bierze się pod uwagę. Ciekawe, że w wielu dziedzinach polskiego sportu takie podejście do osiąganych rezultatów jest czymś normalnym, a wymagania wobec sportowców są duże. Np. po pani Justynie oczekujemy miejsca na podium. Podobnie Adam Małysz nie miał klapnąć tuż za progiem, lecz miał lecieć daleko, dalej niż inni. Niechlubnym wyjątkiem w tych dalekosiężnych oczekiwaniach jest piłka nożna – Link oraz szachy Link. O polskim footbolu powiedziano już dużo, stąd temat jest znany. Natomiast wśród polskich szachistów zawodowych oraz na blogach zaprzyjaźnionych z nimi trwa afirmacja kiepskich wyników sportowych i mizerii szachowej – Link. Nie tak dawno usiłowano przekonać nas, że zajęcie czwartego miejsca nie jest powodem do ogłoszenia porażki – Link. Ciekawe, że ta postawa wyraźnie kłóci się ze stanowiskiem trenera Justyny Kowalczyk, wyraźnie promującego „wysokie loty” sportowe. Ale skoro sami przedstawiciele PZSzach-u nie widzą niczego niestosownego w polskiej mizerii szachowej, to trudno dziwić się że podobne poglądy reprezentuje duża część entuzjastów szachów.

W tle cytowanego artykułu z Gazety Wyborczej przewija się problem niedawnego upadku pani Justyny – Link. To zdarzenie było wielkim niefartem. Nie wiem czy był związany z czystym przypadkiem, czy uszczerbkiem w technice. Jeżeli był to zwykły „wypadek przy pracy” to należy szybko o nim zapomnieć, bo faktycznie tym razem nic się nie stało. Natomiast ewentualny defekt w technice zapewne będzie wyeliminowany po dogłębnej analizie tego upadku. Niefortunny przypadek pani Justyny można porównać do porażki arcymistrza szachowego, zaplątanego w jakiś wariant kończący się utratą figury. Takie sytuacje zdarzały się nawet podczas meczów o mistrzostwo świata. Ale były to pojedyncze przypadki, a nie coś systematycznego.

Zwraca uwagę też marsowe podejście trenera Wierietielnego do problemu upadku pani Justyny. Według mnie to przykre wydarzenie jest epizodem, który tak szybko minął jak się pojawił. Ale trener przykładający się rzetelnie do swojej pracy nie przechodzi nad taką sytuacją do porządku dziennego. Dla niego jest to zdarzenie wymagające głębszej analizy, wyciągnięcia wniosków i zastosowania metod pozwalających wyeliminować w przyszłości podobne przypadki. Szkoda, że takiej postawy nie promuje Polski Związek Szachowy. Od wielu lat systematyczne porażki naszych kadrowiczów „spływają” po władzach PZSzach-u, które nawet nie zająkną się o tym problemie. Cóż mogę powiedzieć jako puentę tego artykułu? Chyba to, że w stosunku do pani Justyny żywię uzasadniony optymizm w jej doskonałe wyniki, na najlepszym światowym poziomie. Natomiast w przypadku naszych asów szachowych pozostaje mi nadzieja na okazjonalne wyniki, wydarte od czasu do czasu na jakimś turnieju.

Krzysztof Kledzik

lut
21

Polski Związek Szachowy przekazał do wiadomości publicznej protokół z zebrania Zarządu z dnia 19 stycznia 2013 roku. Z ciekawością zapoznałem się z jego treścią, bo szukałem w nim informacji o deklarowanym przez am Schmidta nadzorze nad przygotowaniem debiutowym naszej czołówki szachowej. Zagadnienie to związane z ważnym, ale zaniedbanym aspektem polskiego szkolenia szachowego, zostało przedstawione w cyklu artykułów pt. „Odkrycie Włodzimierza Schmidta” (2012/11/17/ i następne). Niestety, w obecnie przedstawionym protokole brak jest jakiejkolwiek wzmianki o realizacji tego zobowiązania. Jakie są tego przyczyny? Czy na razie sprawa „jest rozwojowa”,  i w najbliższym czasie dowiemy się o konkretnych postanowieniach wiceprezesa ds. sportowych, czy może wręcz przeciwnie, pomysł upadł i został odłożony ad acta? Miejmy nadzieję, że am Schmidt wykaże się zaangażowaniem i wytrwałością w realizacji swojego ambitnego, choć niestety mocno spóźnionego zamierzenia.

Moją uwagę przykuły też inne zagadnienia, wymienione w protokole PZSzach-u. Jednym z nich jest uwaga Agnieszki Fornal-Urban, będąca sprostowaniem jej wypowiedzi, zaprotokołowanej w analogicznym dokumencie z dnia 27 października 2012 roku. W tamtym protokole jej wypowiedź brzmiała: „Agnieszka Fornal-Urban wyraziła opinię, że szkolenie kobiet prowadzone jest w stopniu wysoce niezadowalającym”. Obecnie pani Fornal-Urban zamieściła prostowanie, iż „w poprzednim protokole została nieprecyzyjnie zapisana jej wypowiedź, która dotyczyła niewłaściwej organizacji szkolenia kobiet, a nie jego jakości, jak zostało zapisane”. Niewłaściwe szkolenie (w sensie jego jakości) a niewłaściwa organizacja szkolenia, to dwa całkiem odmienne zagadnienia i dziwne jest, jak można je pomylić w trakcie protokołowania. Przecież dyskusja o tych problemach ma całkiem odmienny charakter, i porusza się w niej diametralnie inne sprawy. Warto zauważyć, iż zagadnienie niewłaściwej organizacji jest sprawą techniczną o mniejszej wadze, natomiast problem złej jakości szkolenia to już rzecz o dużym „ciężarze gatunkowym”, mająca bezpośredni wpływ na rezultaty osiągane przez nasze czołowe zawodniczki. W tym miejscu pragnę polecić uwadze Czytelników kwestię braku większych sukcesów naszych pań, trenowanych przez Marka Matlaka. Poza epizodycznymi wygranymi ze światową czołówką, nasze zawodniczki nie liczą się w świecie i zajmują dalekie miejsca na liście rankingowej FIDE (honor kraju ratuje Monika Soćko). Czy zatem Agnieszka Fornal-Urban ma wystarczające podstawy aby być zadowoloną z jakości, a co za tym idzie, (nie)skuteczności szkolenia naszej kobiecej drużyny?

W akapicie poświęconym strategii organizacyjnej, am Schmidt wyraził następującą opinię: „Należy zoptymalizować działania PZSzach, dla osiągnięcia przez nasze zespoły najlepszych rezultatów. Aby osiągnąć ten cel należy wyłonić najlepsze składy drużyn (co w dużym stopniu umożliwia Regulamin Kadry Narodowej) i zapewnić zawodnikom optymalne przygotowanie do tych mistrzostw. Potrzebne więc będą odpowiednio wysokie nakłady finansowe i działania organizacyjne. Należy więc się liczyć z tym, że może być wskazane zmniejszenie środków finansowych na szachy juniorskie i solving”. Aby nasze zespoły osiągnęły najlepsze rezultaty potrzebna jest reorganizacja i unowocześnienie systemu szkolenia szachowego, wciąż opartego na dawnych i mało efektywnych metodach. Natomiast Regulamin Kadry Narodowej jest tak skonstruowany, że umożliwia powołanie tych zawodników, którzy go stworzyli. Zatem nie można tu oczekiwać jakiś spektakularnych posunięć w doborze składu naszych reprezentantów. Natomiast czy te składy są najlepsze? Przy obecnym regulaminie powołania do kadry oraz systemie szkolenia, te składy są najlepsze, bo są jedyne, innych nie będzie.

Mam poważne wątpliwości, czy wpompowanie kolejnych środków pieniężnych w naszą kadrę narodową rzeczywiście przyczyni się do osiągnięcia przez nią najlepszych rezultatów. Czy pieniądze przekazane przez sponsorów oraz specjalne laptopy ofiarowane przez firmę HP rzeczywiście umożliwiły podniesienie poziomu szachowego i sportowego naszych reprezentantów? Jeśli tak, to w jaki sposób i w czym się to przejawia? Obecny poziom szachów juniorskich z pewnością nie jest taki, jakiego wszyscy oczekują. Niestety jest znacznie niższy niż kilka – kilkanaście lat temu. Obawiam się, że zapowiadane zmniejszenie finansowania juniorów negatywnie odbije się na rozwoju i funkcjonowaniu tej gałęzi szachów w Polsce.

W podpunkcie dotyczącym omówienia występów naszych reprezentantów zanotowano, iż: „Starty w Indiach nie były udane dla Radosława Wojtaszka. Arcymistrz wystartował w dwóch turniejach: openie w Kalkucie oraz turnieju kołowym w New Delhi. Niestety, w obydwu turniejach zanotował straty na rankingu. Jak przyznał sam zawodnik, tak długi wyjazd nie służy dobrze na grę i wynik sportowy”. Nie chcę używać zbyt dosadnych słów, ale powyższe tłumaczenie w ustach zawodowego sportowca jest niepoważne. Taką wypowiedź ma prawo przedstawić amator szachowy, nie przyzwyczajony do podróży i udziału w zawodach w dalekich krajach. Ale zawodowi sportowcy odbywają przygotowania psychofizyczne, które umożliwiają szybką aklimatyzację po podróży i odbudowanie swojego potencjału sportowego. W związku z przyjętym przez zarząd tłumaczeniem przyczyny niepowodzeń Radosława można liczyć się z tym, że każdy odleglejszy turniej zakończy się niepowodzeniem am Wojtaszka, usprawiedliwianym przez niego zbyt długim wyjazdem. Czyżby w takim razie do dyspozycji naszego czołowego szachisty pozostawały jedynie krótkotrwałe turnieje wyłącznie w krajach sąsiadujących z Polską?

Krzysztof Kledzik

lut
18

W moich młodszych latach nie czytałem literatury szachowej w języku rosyjskim. Za to robię to teraz, choć w dosyć ograniczonym zakresie. Chodzi mi o pewne ograniczenie zakresu rozumienia języka rosyjskiego, którego nie używałem od wielu lat. Choć muszę przyznać, że pewna znajomość tego języka „w słuchu” przydała mi się wielokrotnie na konferencjach chemicznych, zdominowanych przez Rosjan i Polaków. Po opuszczeniu konferencji (np. pod jej koniec) przez angielskojęzycznych uczestników, dyskusje, głównie te nieoficjalne, stopniowo i zazwyczaj z dużą łatwością ewoluowały w kierunku języka rosyjskiego, jako „urzędowego” tamże. Ciekawe, że pod wpływem niektórych uznanych artykułów spożywczych okazywało się, że większość Polaków, szczególnie z pokolenia starszego niż średnie, mówi po rosyjsku płynnie, a przynajmniej chwyta go „w locie”.

W dobie eksplozji internetu ilość stron jest wprost astronomicznie duża. Każdy miłośnik szachów może znaleźć tu coś odpowiedniego dla siebie, zarówno na stronach rosyjsko-, jak i angielsko- czy polskojęzycznych. Moje zainteresowanie tymi stronami zwiększa się zgodnie z kierunkiem wymienionym w poprzednim zdaniu. W szczególności lubię czytać strony oraz blogi polemiczne, na których trwają dyskusje nad poziomem i stanem naszego szachowego podwórka. Zawsze byłem i jestem ciekawy opinii innych osób, nawet gdy te mają zdanie odmienne od mojego. Konflikt poglądów i dyskusje o tym poszerzają horyzonty myślowe i przyczyniają się do lepszego i trafniejszego oglądu rzeczywistości.

To co Waldemar Świć uważa za indoktrynację, ja przyjmuję za wyrażanie swoich poglądów. Każdy ma do tego prawo, obojętne czy jest trenerem, arcymistrzem, czy początkującym szachistą. Ma nawet prawo do popełniania błędów w swoich opiniach i osądach, wszak każdy z nas jest tylko człowiekiem. Szkoda, że pan Waldemar odmawia prawa posiadania własnego zdania osobom, które nie podzielają jego poglądów. „Dlatego ze zdumieniem patrzę na próby podważenia 40-letniego trudu Marka Dworeckiego i to przez tzw. „naszych” ale nie wiem jak ich nazwać bo ani to szachiści a po części anonimy czyli nikt”. Skąd ta surowość i bezpardonowość oceny? Czy fakt, że pan Waldemar i inni trenerzy z PZSzach-u stosują metody szkoleniowe Dworeckiego, nakazuje wszystkim pozostałym szachistom ślepo i dogmatycznie wierzyć w jego teorie? A gdzie jest miejsce na otwarty umysł, swobodne wyrażanie własnego zdania i dzielenie się nim z innymi? Gdzie jest miejsce na publiczną dyskusję? Dlaczego należy stulić uszy po sobie, wobec zakazu głębszej refleksji nad tematem który nas nurtuje? „Bo ani to szachiści” – to było mocne! Ale zarazem przykre i niepotrzebne. Któż zatem zasługuje na miano szachisty? Czy tylko osoby sklasyfikowane w rejestrze PZSzach i FIDE? A jeżeli wogóle zaprzestały gry, i od lat nie interesują się szachami? Czy nadal należy się im tytuł szachisty? A co z ogromną rzeszą niesklasyfikowanych entuzjastów tej gry? Czy im należy odmówić prawa określania mianem szachistów? Czy nie jest to jednak krzywdzące dla nich? Przecież szachy to ich pasja, nie mniejsza niż pana Waldemara. A jednak nie zasługują na to określenie? Szkoda. Moim zdaniem robimy im tym przykrość.

Oczywiście można dokonać podziału na szachistów zawodowych oraz szachistów amatorów. Ale nie uważam aby publiczne wartościowanie ludzi według tego podziału było konieczne. Przykład z mojej branży: czy na miano chemika zasługuje tylko osoba z dyplomem studiów chemicznych? A może tytuł magistra nie wystarczy, i należy legitymować się co najmniej tytułem doktora? A co z dużą liczbą chemików amatorów, zwykle dobrze rozeznanych w praktycznych aspektach tej nauki? Czy to że nie mają przed nazwiskiem dopisku „mgr chemii” deprecjonuje ich jako chemików? Znam dwie osoby, doskonałe w sztuce chemii praktycznej. Z chęcią zasięgam u nich konsultacji związanych z pewnymi aspektami pracy laboratoryjnej. Tylko że… one nie mają wykształcenia chemicznego! Co więcej, jedna z tych osób jest studentem biologii, a druga leśnikiem… Czy zatem mam prawo wyrażać się o nich „bo ani to chemicy”? Raczej nie, prawda? Skoro słucham ich zdania i korzystam z ich doświadczeń, to znaczy że te osoby zasługują na szacunek, nawet jeżeli nie są chemikami z zawodu.

„Krzykacze”, „skala własnej ignorancji…” – cóż mogę tu powiedzieć nowego, żeby niepotrzebnie nie powtarzać się. Panie Waldemarze, panie Waldemarze!

Na zakończenie pragnę ponownie zaapelować do naszych oponentów: panie i panowie, proszę o więcej tolerancji dla swoich przeciwników w dyskusjach.

Krzysztof Kledzik

lut
12

Większość z nas powie, że jakie szachy są, każdy wie. Czy jednak rzeczywiście to stwierdzenie jest prawdziwe? Okazuje się że nie, gdyż wśród osób nie związanych z szachami panuje raczej fałszywy wizerunek tej gry. Szachy obrosły wieloma mitami, przy czym większość z nich jest krzywdząca dla wizerunku tej gry. Klasycznym przykładem błędnej i bardzo denerwującej „łatki” jest przysłowiowy już „refleks szachisty”. Autorzy poniższych artykułów starają się rozprawić z różnymi szachowymi mitami:

Link 1

Link 2

Link 3

Link 4

Krzysztof Kledzik

lut
12

1 (2)

Od kilku lat posiadam mosiężną odznakę szachową, przypinaną na agrafkę. Osoba która mi ją przekazała twierdziła, że jej pierwotnym właścicielem był estoński arcymistrz Jaan Ehlvest. Takie odznaki miały być rozdawane na turniejach szachowych sponsorowanych przez firmę Intel. Czy ktoś z Czytelników orientuje się, czy tak rzeczywiście było?

Krzysztof Kledzik

lut
11

Zawsze zastanawiało mnie ortodoksyjne podejście dawnych mistrzów oraz niektórych współczesnych trenerów szachowych do problemu nauki gry środkowej oraz końcówek, z jednoczesnym deprecjonowaniem debiutów. Jest to dla mnie niezrozumiałe, bo przecież w trakcie rozgrywania partii szachowej do końcówki może wogóle nie dojść, np. gdy któryś z zawodników podda się na skutek posiadania przez przeciwnika znaczącej przewagi materialnej bądź pozycyjnej. Oczywiście nie można zawsze liczyć na taką komfortową sytuację, i dlatego wobec oporu (i uporu) przeciwnika, znajomość techniki rozgrywania końcówek jest potrzebna.

Warto zauważyć, że obecnie wszyscy, a na pewno znakomita większość czołowych szachistów świata przykłada ogromne znaczenie przede wszystkim do prawidłowego przygotowania odpowiedniego dla nich repertuaru debiutowego. Nie jest to tajemnicą, zresztą zawodnicy ci otwarcie przyznają się do zaawansowanych studiów debiutowych, dzięki którym zapewniają sobie przewagę nad rywalami już w początkowej fazie partii. Skoro czołówka światowa tak intensywnie pracuje nad debiutami przynoszącymi im wymierne korzyści sportowe, to dlaczego u nas w Polsce postponuje się tą dziedzinę wiedzy szachowej? Nietrudno znaleźć w internecie wypowiedzi trenerów, którzy przyznają się do nazbyt lekkiego podchodzenia do tej fazy partii szachowej, żeby nie powiedzieć, zaniedbywania jej. Zastanawiające jest, że trenerzy ci opierają swoją postawę contra nauce debiutów, na metodach szkoleniowych stosowanych przez Marka Dworeckiego. W swojej pracy np. z młodzieżą kładą oni znaczny nacisk na naukę strategii, taktyki, gry środkowej oraz końcówek, jednocześnie otwarcie przyznając się do pomijania pracy nad repertuarem debiutowym swoich podopiecznych. A przecież bez solidnie przygotowanego zbioru otwarć szachowych, nie ma co marzyć o zdobyciu przewagi nad zawodnikami z czołowych (a nawet niższych) miejsc listy rankingowej. Zresztą warto przyglądnąć się partiom rozgrywanym przez polskich arcymistrzów przeciwko silnym graczom z zagranicy. Nasze asy często nie są w stanie „wyjść z debiutu”, gdyż już w tej fazie gry otrzymują gorszą pozycję, nie rokującą na coś lepszego niż remis.

Dlaczego więc tak często spotykamy się z oporem trenerów twierdzących, że sami zawodnicy, a także ich rodzice oraz działacze klubowi oczekują od nich przygotowania odpowiedniego repertuaru debiutowego? Myślę że te oczekiwania są efektem właściwej postawy samych zainteresowanych, podobnie jak dopatrywanie się przez nich źródeł długotrwałych niepowodzeń właśnie w braku dopracowanego zestawu debiutów. Niewątpliwie praca nad przygotowaniem odpowiedniego repertuaru otwarć jest zajęciem ciężkim i długotrwałym, wymagającym chociażby przeglądnięcia dużej ilości partii, odnalezienia ciekawych wariantów i nowinek. Co więcej, jest nieustanną twórczą pracą, gdyż wobec rozwoju teorii debiutów istnieje konieczność ciągłego poszukiwania coraz to nowych dróg ku zdobyciu przewagi w grze. Czy zatem polscy trenerzy rezygnują z tej trudnej pracy na rzecz łatwiejszej działalności szkoleniowej w zakresie gry środkowej i końcówek?

Mark Dworecki nie wierzy w fundamentalne znaczenie pracy nad debiutami. Usiłuje przekonać, że przewagę zdobywa się w grze środkowej i w końcówce. Oraz że te dwie, późniejsze fazy gry decydują o powodzeniu bądź porażce zawodnika. A co będzie, gdy szachista „polegnie” już w debiucie? Postawa Dworeckiego kłóci się z wypowiedziami arcymistrzów z czołówki światowej, którzy przykładają kluczową wagę do prawidłowo dobranego, i właściwie rozegranego debiutu, jako fundamentu wygranej partii. Ciekawi mnie też to, dlaczego tak niewiele mówią o metodach Marka Dworeckiego? Czy może uważają jego techniki szkoleniowe za przestarzałe, a jego samego za osobę nie nadążającą za zmianami w teorii szachów? Trudno mi uwierzyć, że Dworecki odkrył jedynie słuszną metodę treningu szachowego, którą należy zaakceptować jako kanon, czy wręcz dogmat. Wydaje się że rzeczywistość szachowa pokazuje co innego. Czy może jest tak, że arcymistrzowska czołówka światowa odchodzi od metod Dworeckiego, nie widząc w nich sposobu na zdobycie zdecydowanej przewagi w partii, a nasi krajowi szachiści nadal posługują się jego starymi doktrynami, przez co nie są w stanie wybić się ponad przeciętność? Problem jest dyskusyjny, i warty podjęcia szerszej polemiki z trenerami.

Interesującym i problematycznym zagadnieniem jest sposób podejścia do nauki szachów, o czym sygnalizowałem już na wstępie niniejszego artykułu. W swojej trzytomowej książce pt. „Końcówki szachowe” (wyd. Arden, Rzeszów 2001) Bogdan Zerek wspomina, iż wielcy, klasyczni mistrzowie zalecali rozpoczęcie pracy nad szachami od nauki końcówek. Ich argumentem był cel gry w szachy, czyli danie mata wrogiemu królowi. Ale w trakcie gry nie zawsze do niego dochodzi. Poza tym, czy celem partii nie jest po prostu zwycięstwo, uzyskane bądź poprzez zamatowanie króla, bądź poddanie się przeciwnika? A właściwie, dlaczego naukę szachów należy rozpocząć właśnie od końcówek? Przecież partia szachowa nie rozpoczyna się od końcówki, lecz od początkowego ustawienia bierek, których stopniowe wyprowadzenie nosi nazwę odpowiedniego debiutu. Dopiero poprzez tą wstępną fazę rozwoju, partia stopniowo przechodzi w grę środkową, a ta, przynajmniej teoretycznie, w końcówkę. Wydaje się więc, że odpowiednim i naturalnym sposobem podejścia do nauki szachów, przynajmniej na początkowym etapie, będzie położenie nacisku jednocześnie na wszystkie trzy fazy partii. Myślę, że dzięki takiemu systemowi szkolenia, uczeń będzie mógł zrozumieć rolę poszczególnych faz gry oraz sposobu przejścia od debiutu do gry środkowej i końcówki. Co więcej, zwrócenie uwagi na prawidłowy wybór debiutu oraz właściwe jego rozegranie, umożliwi szachiście zrozumienie mechanizmu uzyskania przewagi jeszcze przed etapem gry środkowej, która, być może przejdzie w końcówkę.

Podczas moich treningów pod kierunkiem mm Aleksandra Czerwońskiego http://www.konikowski.net/ciek11.php#mojkurs oczywiście ćwiczyłem rozgrywanie końcówek, ale ten punkt nauki nie był wiodący. Mój nauczyciel przywiązywał wagę do stopniowego wyćwiczenia mnie we wszystkich fazach gry. Powiem więcej, kładł spory nacisk na prawidłowy sposób rozgrywania debiutu, podkreślając że jest to bardzo ważna faza gry, umożliwiająca już na wstępie walkę o dominację na szachownicy. W trakcie nauki demonstrował mi przypadki, gdy zaniedbania w początkowej fazie gry skutkowały późniejszą przegraną, gdyż gracz nie był w stanie wzmocnić pozycji pomimo dobrej znajomości metod rozgrywania fazy gry środkowej oraz końcówki. Czyli proces nauki obejmował równolegle trzy etapy partii, ale z podkreśleniem że debiut jest niezwykle ważną jej częścią, naznaczającą pewnym „piętnem” dalszy przebieg rozgrywki. Na przykład tym piętnem poza zdobyciem bądź utraceniem przewagi jest utworzenie określonej struktury pionkowej, mającej niezwykle ważne znaczenie dla charakteru gry.

Wymienię tu przykładowe problemy debiutowe, poruszane podczas moich treningów u mm Czerwońskiego:

1. Debiut a partia jako całość. Podejście do partii szachowej jako całości, w której kolejne fazy gry logicznie wynikają z poprzednich. Wykazanie wpływu prawidłowo (albo źle) rozegranego debiutu na przebieg gry środkowej, i uzyskanie w niej przewagi bądź gorszej pozycji (przy źle rozegranym debiucie). Walka o opanowanie centrum, rozwój figur, zdobycie przewagi w debiucie, prawidłowe uproszczenie materiału w grze środkowej, prowadzące do realizacji przewagi w wygranej końcówce.

2. Ustawienie króla w debiucie. Omówienie zagadnienia prawidłowego ukrycia króla poprzez zroszowanie we właściwą stronę. Wykazanie niebezpieczeństw na jakie jest narażony monarcha, pozostający w centrum bez wykonania roszady. Sposób realizacji przewagi pozycyjnej przy braku roszady u przeciwnika. Atak na króla.

3. Naruszenie zasad w debiucie. Konsekwencje źle prowadzonego rozwoju figur, strata temp, materiału, itp.

Krzysztof Kledzik

lut
10

Wreszcie doczekaliśmy się krótkiego podsumowania występu naszych reprezentantów na turnieju w Gibraltarze. W najnowszym newsletterze PZSzach-u Link szef wyszkolenia Piotr Murdzia napisał, iż „Chcielibyśmy cieszyć się sukcesami polskich szachistów regularnie, jednak sport rządzi się swoimi prawami, raz jest z górki, a raz pod górkę. Podczas ostatniego występu Polaków w Gibraltarze, ale i nie tylko tam, przekonaliśmy się, że forma naszych asów nie jest stabilna. To powoduje straty rankingowe. Radosław Wojtaszek po nieudanych występach w Indiach i na Półwyspie Iberyjskim spadł na liście rankingowej niemal na 50 pozycję. Niedobry to sygnał, bo o zaproszenia do elitarnych turniejów będzie teraz trudniej, choć i tak dopiero przynależność do klubu TOP 10 gwarantuje cokolwiek. Radkowi życzymy szybkiego powrotu na salony, bo ktoś powinien pociągnąć za sobą „tłumy”. A może wkrótce taką osobą będzie Dariusz Świercz? Czas pokaże”.

Pozwolę sobie zabrać głos w kilku kwestiach poruszonych przez szefa wyszkolenia. Każdy chce się cieszyć sukcesami polskich sportowców, ale niestety w przypadku naszych czołowych szachistów powyższy cytat obrazuje typowe „wishful thinking”. Forma sportowa naszej kadry daleka jest od zadowalającej, czego kolejnym dowodem jest nieudany dla nas turniej w Gibraltarze. Nic dziwnego, że przez dłuższy czas oficjele związkowi powstrzymywali się od jakiegokolwiek komentarza na ten temat, nie publikując na stronie PZSzach-u żadnego sprawozdania z przebiegu turnieju. Dziwne, że dla Piotra Murdzi największą bolączką są straty rankingowe naszych zawodników. Akurat tego można było się spodziewać. Czołowi polscy szachiści dbają o swój wysoki ranking, zapewniając go sobie podczas występów na średniej jakości turniejach. To pozwala im utrzymać status quo w kraju, ale za to podlegają brutalnej weryfikacji podczas silnych światowych imprez szachowych. Takie turnieje sprawdzają ich przygotowania szachowe oraz sportowe, po raz kolejny ukazując, delikatnie mówiąc, niezbyt różową rzeczywistość. Niestety nasz czołowy arcymistrz Radosław Wojtaszek, jest smutnym obrazem tej dziwnej rankingowej polityki. Punkty zdobyte podczas słabych turniejów ulatują z niego jak z przekłutego balonu w trakcie poważniejszych spotkań z solidnymi przeciwnikami.

Kolejną kwestią są zaproszenia na elitarne turnieje. Dziwne, że szef wyszkolenia ciągle lansuje tezę, jakoby sam ranking otwierał wszystkie drzwi. Owszem, otworzy te pośledniejsze, natomiast  nie jest właściwym kluczem do drzwi superturniejów. Aby je przekroczyć trzeba posiadać „to coś” szachowego, czy też legitymować się interesującą osobowością sportową. Tego Radkowi na razie brakuje. „Kulą w płot” jest stwierdzenie Piotra Murdzi o szybkim powrocie Radka na salony. O ile same życzenia tego powrotu zawsze są czymś miłym, to powiedzmy sobie szczerze, niestety Radek nigdy na salonach nie był. Mówiąc wprost, stał jedynie w przedpokoju. A gdzie są te tłumy o których wspomina nasz szef wyszkolenia? Czy chodzi o te wszystkie zlikwidowane kluby szachowe? Czy może o pokaźną ilość dobrych szachistów, którzy rokowali wielkie nadzieje dziesięć lat temu, po czym przepadli „w tłumie” przeciętniaków, albo po prostu zarzucili profesjonalne podejście do gry z braku perspektyw?

Nie wydaje mi się, aby nasi starzy mistrzowie (zapewne Piotrowi Murdzi chodzi o kadrę narodową) musieli się aż tak bardzo obawiać się o zagrożenie ze strony młodych zawodników. Wszak „starzy” zadbali o takie skonstruowanie regulaminu powołań do kadry, aby zapewniło im to ciepłe, nietykalne miejsce w niej. Póki co, Dariusz Świercz jest dobrym kandydatem na silnego światowego szachistę, i niewątpliwie takim jest w swojej kategorii wiekowej w kraju. Ale nadszedł czas, aby zadbano o spełnienie się naszych marzeń o zrobieniu z niego zawodnika klasy światowej. Szef wyszkolenia narzeka na stan naszych szachów kobiecych. Wydaje mi się, że polskie zawodniczki mają jednak silniejszy potencjał szachowo-sportowy i większe ambicje, niż skostniała część męskiej kadry narodowej, bez większych perspektyw na sukcesy. Proponuję dokonać przeglądu metod szkolenia juniorów i przygotować program naprawczy tej ważnej dla nas dziedziny sportu szachowego. Bez grających dzieci i młodzieży, nasze polskie szachy wymrą za kilkanaście lat.

Na zakończenie wstępu do newslettera Piotr Murdzia wyraził opinię,  że „stara gwardia grać jeszcze potrafi, a tylko czasem brakuje jej należytej motywacji”. W szczególności zgadzam się z drugą częścią zacytowanego stanowiska szefa wyszkolenia. Ale skoro naszym kadrowiczom nie chce się grać bo nie mają motywacji, to przecież są odpowiednie metody aby to zmienić. Albo motywację, albo skład kadry.

Krzysztof Kledzik

lut
09

Na stronie Polskiego Związku Szachowego w temacie „Kadra Narodowa Juniorów w szachach szybkich i błyskawicznych” – Link zamieszczono informację o braku finansowania tej dziedziny szachów. Spis związków sportowych przeznaczonych do finansowania jest dostępny tutaj- http://bip.msit.gov.pl/download.php?s=2&id=3040

Krzysztof Kledzik

////////////////////////////

Kadra Narodowa Juniorów

w szachach szybkich i błyskawicznych na rok 2013 – komunikat

Szanowni Państwo, drodzy kadrowicze,

Zgodnie z zapowiedzią Polski Związek Szachowy złożył do Ministerstwa Sportu i Turystyki wniosek o środki finansowe z przeznaczeniem na Kadrę Narodową Juniorów w szachach szybkich i błyskawicznych w roku 2013, obejmujący także juniorów w wieku 11-14 lat. Ubiegamy się o środki w ramach konkursu na dofinansowanie w 2013 roku zadań z zakresu wspierania sportu młodzieżowego. 

Niestety, ale w po ogłoszeniu w dniu 5 lutego br. wyników konkursu okazało się, że Polski Związek Szachowy nie otrzymał środków – dofinansowanie otrzymały jedynie dyscypliny olimpijskie.

Mamy jednak nadzieję, że Polski Związek Szachowy otrzyma środki na projekt Kadra Narodowa Juniorów w szachach szybkich i błyskawicznych na rok 2013 w terminie późniejszym, tym bardziej, że MSiT rozdysponowało do tej pory mniej niż połowę środków (41 052 455 zł z 90 000 000 zł), a konkurs nie był ograniczony jedynie do dyscyplin olimpijskich.

 Zgodnie z opublikowaną na stronie MSiT informacją o zmianach w sporcie wyczynowym szachy znalazły się w I grupie sportów nieolimpijskich, co daje dodatkową nadzieję, że środków finansowych na ten projekt nie zabraknie.

Nie mniej jednak zawodnicy, którzy jako alternatywę mogą wybrać Kadrę Wojewódzką, powinni rozważyć potencjalne ryzyko.

/-/ Koordynator projektu

Tomasz Delega

////////////////////////////

Pod koniec czerwca br. Polski Związek Szachowy otrzymał dofinansowanie z Ministerstwa Sportu i Turystyki w wysokości 80.000 zł. na nowy projekt „Kadra Narodowa Juniorów w Szachach Szybkich i Błyskawicznych”.

Począwszy od 1 lipca 2012 roku dofinansowaniem objęci zostaną juniorzy starsi (15-18 lat), ale PZSzach będzie czynił starania, aby już od stycznia 2013 roku program ten rozszerzyć na juniorów młodszych (11-14 lat).

Dla uczestników zbliżających się Mistrzostw Polski Juniorów w Szachach Szybkich i Błyskawicznych to bardzo ważna informacja, bo zdobywając w tych zawodach medal można znaleźć się w Kadrze Narodowej Juniorów w Szachach Szybkich i Błyskawicznych oraz otrzymać finansowanie na starty i szkolenie, a także brać udział w zgrupowaniach przewidzianych dla kadrowiczów.
Na tej stronie znajdziecie Państwo wszelkie informacje związane z projektem Kadra Narodowa Juniorów w szachach szybkich i błyskawicznych (w skrócie KNJ bis), a także odpowiedzi na najczęsciej zadawane pytania – patrz FAQ. Jednocześnie prosimy o wyrozumiałość – ten projekt dopiero rusza.

lut
08

Szachista i dysydent Janusz Szpotański – Link 1 jest często wspominaną postacią na tym blogu, np. w artykule: Link 2 oraz w tamtejszych odnośnikach. Problemy które stały się udziałem m.in. „Szpota” oraz „Kisiela” czyli Stefana Kisielewskiego: Link 3 noszą nazwę „wydarzeń marcowych”, i są dobrze scharakteryzowane na różnych stronach internetowych, np.: Link 4, Link 5 oraz Link 6

Poniżej przedstawiam czytelnikom niniejszego blogu wyjątki z zapisu przemówienia towarzysza Władysława Gomułki, wygłoszone przez niego na spotkaniu z warszawskim aktywem partyjnym w pamiętnym marcu 1968 roku. Za pomocą obwódki zaznaczyłem fragmenty dotyczące „Kisiela” i „Szpota”. Jakość zamieszczonych obrazów nie jest najlepsza, gdyż są to skany z kserokopii.

New Picture

 

New Picture (1)

 

New Picture (2)

 

New Picture (3)

Krzysztof Kledzik

  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

    wrz
    20
    sob.
    2025
    całodniowy Bundesliga-kobiety
    Bundesliga-kobiety
    wrz 20 – gru 21 całodniowy
    Bundesliga (1.liga) kobiet (z aktywnym udziałem zawodniczek z Polski) odbywa się w ten weekend systemem każdy z każdym. Gospodarzami są TuRa Harksheide, SC 1957 Bad Königshofen i Schachfreunde Deizisau. Dwanaście drużyn będzie rywalizować w 11[...]
    wrz
    27
    sob.
    2025
    całodniowy I Bundesliga open
    I Bundesliga open
    wrz 27 2025 – kw. 26 2026 całodniowy
    W okresie 27.09.2025-26.04.2026 odbywają się rozgrywki I ligi niemieckiej open z udziałem zawodników z Polski. Dodatkowe informacje na  ChessBase Info: 1 runda 2 runda  2 runda cd Niefortunnie wystartował Mateusz Bartel, który reprezentuje barwy klubu[...]
    gru
    26
    pt.
    2025
    całodniowy World Championship (rapid) 2025
    World Championship (rapid) 2025
    gru 26 – gru 28 całodniowy
    26 – 28 Dec 2025, Doha (Qatar)
    mar
    29
    niedz.
    2026
    całodniowy FIDE Candidates 2026
    FIDE Candidates 2026
    mar 29 – kw. 15 całodniowy
    29 Mar – 15 Apr 2026, (Cyprus) Uczestnicy
  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog

    Wprowadź swój adres email, by prenumerować ten blog i mieć informację o nowych wpisach przez email.