Krzysztof Kledzik - wpisy autora

kw.
01

Ze zdumieniem przeczytałem pewne niepokojące zdania, zamieszczone w artykule na blogu ChessBrains.pl

     Jest w nim trochę nieścisłości i dyskusyjnych zagadnień. Przede wszystkim należy zachować umiar w gloryfikowaniu Radosława Wojtaszka i jego umiejętności. Nazywanie naszego zawodnika „wielkim zawodnikiem” jest nieporozumieniem. Zwracam uwagę Autorowi cytowanego artykułu, iż wielkimi zawodnikami byli: Fischer, Karpow, Kasparow, Anand, Kramnik oraz inne osoby z dawnej i obecnej czołówki światowej. Warto zachować trzeźwość osądu, szczególnie przy pisaniu o polskich zawodnikach z kadry narodowej. Radek jest po prostu silnym zawodnikiem w Polsce. Na świecie niestety się nie liczy.

     Natomiast sformułowanie „Wszyscy wiemy, że klasa Radka nie wzięła się znikąd, a wielki w jego pozycji w światowym rankingu udział ma nikt inny tylko 5-krotny Mistrz ŚwiataViswanathan Anand” świadczy albo o niezrozumieniu aktualnych (a właściwie tych z ostatnich lat) wyników turniejowych Radosława Wojtaszka, albo o uprawianiu demagogii. Na tym blogu wielokrotnie tłumaczyłem i wyjaśniałem, że regres Radosława objawiający się zarówno w stosunkowo słabym rankingu (jak na warunki światowe) jak i przede wszystkim złym stylem gry, jest skutkiem „rozmienienia się na drobne” w ekipie Ananda. Zamiast pracować nad własnym rozwojem szachowym, Radek zaprzepaścił kilka lat swojej kariery. Obecnie zbiera gorzkie owoce swojej błędnej decyzji. Prawdopodobnie nie nadrobi lat zmarnowanych na zajmowanie się obcym zawodnikiem.

     Zresztą widać, że niestety nadal ciągną się za nim pozostałości po-Anandowe. Jak przyznał sam Radek, jedną nogą jeszcze „siedzi” w pracy dla Ananda, a drugą w Mistrzostwach Polski. Prawdopodobnie przez to nie robi dobrze ani jednego ani drugiego. Takie rozdrabnianie się i „łapanie kilku srok za ogon” nie służy niczemu, jedynie powoduje zaprzepaszczenie szans na dobrą grę na Mistrzostwach Polski. Już raz praca dla Ananda pokrzyżowała bardzo ważny start Radosława, przez co nasz czołowy zawodnik odmówił reprezentowania barw naszego kraju na arenie międzynarodowej.

     Uważam że zagrożeniem dla kariery Jana Krzysztofa Dudy jest niepokojące stwierdzenie R. Wojtaszka, który w cytowanym artykule zapowiedział, że chciałby wciągnąć naszego młodego zawodnika do współpracy z Anandem. Gdy do tego dojdzie, to prawdopodobnie powtórzy się dobrze znany scenariusz z roztrwonieniem kilku lat na liczeniu wariantów dla byłego mistrza świata, skutkujący stagnacją JK Dudy w zakresie własnej gry. Mam nadzieję, że Jan Krzysztof dokona właściwego wyboru i skoncentruje się na swojej, doskonale zapowiadającej się karierze, a nie ugrzęźnie na lata w słupkach liczonych dla obcych zawodników.

     W związku z ostatnim zdaniem „Szczególnie, że Janek przypomina wszystkim Vishiego z czasów, kiedy on miał 16 lat” powiem tak, Panie i Panowie decydenci z Polskiego Związku Szachowego, odłóżcie fantasmagorie na bok i zajmijcie się lepiej prawidłowym ukierunkowaniem rozwoju JK Dudy. A jak nie wiecie o co mi chodzi, to przypomnijcie sobie sukces medialny Dariusza Świercza i skutkujący tym jego obecny zastój szachowy. To daje sporo do myślenia.

Krzysztof Kledzik

mar
21

Na niniejszym blogu trwa dyskusja na temat charakteru i znaczenia przedstawienia wypowiedzi am Michała Krasenkowa, dotyczącej pracy nad końcówkami i debiutami. Wspomniana wypowiedź pochodzi z wywiadu udzielonego przez naszego arcymistrza Piotrowi Kaimowi w czasopiśmie MAT, numer 4(36) 2013. We wpisie pt. „Polemika z MAT-em”. odniosłem się do fragmentu tej rozmowy, wskazując na bardzo dyskusyjną opinię am Krasenkowa dotyczącą pracy szachistów nad własnym repertuarem debiutowym.

Właśnie z niniejszego wpisu pochodzi zdanie „Michał Krasenkow – trener kadry Polskiego Związku Szachowego (Pismo MAT 4-2013): Kładzenie nacisku na pracę nad debiutami jest śmiesznym podejściem.”. Zostało ono użyte na tym blogu nie jako cytat, lecz jako skrót wypowiedzi am Krasenkowa, oddający przesłanie i myśl arcymistrza. Myślę że trwająca tu dyskusja jest wynikiem zwykłego nieporozumienia, spowodowanego brakiem wcześniejszego poinformowania Czytelników o zastosowaniu skrótu wypowiedzi trenera kadry narodowej.

Krzysztof Kledzik

lut
15

Na kilku blogach szachowych trwa dyskusja o wpływie (oraz formie) przygotowania psychologicznego na efekty uzyskiwane przez polskich i zagranicznych szachistów. Pojawiają sie zatem różne teorie zastępcze, zasadniczo mające podbudować morale naszej kadry narodowej oraz usprawiedliwić ich kiepską formę szachową. Ta zaś, jak widać od lat, wystarcza do osiągania sukcesów w przeciętnych openach, w których polska czołówka gra z zawodnikami o rankingu najwyżej 2650. Powyżej, dla naszych asów, jest już tylko przysłowiowa „ściana”.

W ramach promowania roli przygotowania psychologicznego w szachach, Waldemar Świć opublikował na swoim blogu wpis pod tytułem „Przygotowanie psychologiczne niejedno ma imię”. W artykule tym trener MASz tłumaczy jak to Kasparow posiłkował się twórczością Włodzimierza Wysockiego w celu przezwyciężenia przedłużającego się krachu szachowego. W tym celu pan Waldemar przypomniał sprawę fatalnego dla Kasparowa przebiegu pierwszego meczu o mistrzostwo świata z Anatolijem Karpowem. Ale trener MASz nie zauważył, że przygotowanie Kasparowa do meczu nie polegało wyłącznie na słuchaniu pieśni Wysockiego, lecz wiązało się z wcześniejszym poważnym treningiem szachowym i nastawieniem na bezwzględne zwycięstwo. Zresztą efekty przygotowania szachowego przyszłego mistrza świata były dobrze widoczne na długo przed samym meczem o koronę szachową. Na przykład warto wspomnieć o nieomal „zniszczeniu” przy szachownicy przez G.K. innych pretendentów do korony, w cyklu meczów pretendenckich. Nikt nie neguje tego, że słuchanie piosenek Wysockiego dobrze wpływało na psychikę Kasparowa, ale WŚ powinien zaznaczyć że stanowiło to jedynie dodatek do całości przygotowania szachowego.

Pieśni Wysockiego ani inny trubadurów nie zastąpią gruntownego szkolenia szachowego. Zagadnienie dotyczy też i innych dziedzin sportu. Na przykład nasza wspaniała zawodniczka, Justyna Kowalczyk, może nosić talizmany w kieszeni, może słuchać Maryli Rodowicz albo donGURALesko, ale swoje fenomenalne wyniki osiągnęła ciężką i systematyczną pracą na treningach. Natomiast bardzo wątpię czy bez solidnego treningu szachowego samo słuchanie Lady Gagi czy Dody pomoże naszym szachistom w przebiciu się chociażby przez grupę B jakiegoś lepszego turnieju.

Krzysztof Kledzik

lut
01

Zaglądnąłem do ostatnich wypowiedzi Waldemara Świcia opublikowanych na jego blogu, i zacząłem się zastanawiać nad różnymi kwestiami, które poruszył tam nasz trener MASz. Szczególnie zainteresowały mnie dwie: problem literatury szachowej oraz to co wolno, a co nie wolno kibicowi szachowemu. W pierwszym akapicie wpisu pt. „Żegnam na czas jakiś…” autor zamieścił uwagę: „Nazywając p. Kledzika szachowym ignorantem nie brałem pod uwagę zasad czy jest to uprzejme czy też nie tylko oceniałem stan wiedzy o szachach. Nie stopień poznania literatury szachowej, choć i tu miałbym niejedno zastrzeżenie ale praktykę jako zawodnika i trenera”.

Stan mojej wiedzy szachowej jest adekwatny do stopnia szkolenia szachowego jakie uzyskałem, a także wiedzy nabytej podczas samodzielnego dokształcania się w tajnikach naszej gry. Nie uważam że jestem bardzo słabym szachistą, ale też nie uważam że jestem silnym graczem. Pod tym względem zachowuję trzeźwą ocenę swojego poziomu gry i jestem daleki od przeceniania własnych możliwości na tym polu. Zresztą nigdy nie ukrywałem że jestem amatorem szachowym, a nie jakimś wybijającym się szachistą. Ale znakomita większość szachistów w Polsce i na świecie, to są właśnie amatorzy, o bardzo zróżnicowanej (zazwyczaj niezbyt wysokiej) sile gry. Przy czym nie jest to dla nich powód do wstydu, podobnie jak nie jest wstydliwe dla amatorów narciarstwa pokazywanie się publiczne na stoku, choć wiadomo, że ich umiejętności sportowe są nieporównywalnie mniejsze od tych, prezentowanych przez Justynę Kowalczyk i Adama Małysza. Pomimo przepaści w umiejętnościach poruszania się na śniegu, amatorzy nart i tak mają wielką radość z tego co robią, i prawdopodobnie nie zrezygnowali by z własnego hobby, nawet gdyby zostali wyśmiani w internecie przez trenera wielkiej Justyny. Zatem wszyscy amatorzy szachowi skupieni wokół przeróżnych blogów poświęconych tej grze, powinni nadal cieszyć się z uprawiania szachów i nie dać się zawstydzić słabszą znajomością teorii i praktyki niż tą, prezentowaną przez naszych asów i ich trenerów.

Zastanawiające jest zdanie ukazujące zastrzeżenia trenera MASz w stosunku do stopnia poznania przeze mnie literatury szachowej. Niestety WŚ nie podał konkretnych zarzutów, dlatego nie mogę ustosunkować się do jego wypowiedzi. Prawdopodobnie trener MASz ma zastrzeżenia do mojego dawnego wpisu poświęconego krótkiemu i wyrywkowemu przeglądowi dotyczącemu literatury szachowej, dostępnej w naszym kraju. Wpis ten można przeczytać tutaj: link.

W jednym z akapitów cytowanego artykułu napisałem: „Poniżej przedstawiam krótkie charakterystyki zbioru książek szachowych, z którymi miałem okazję zapoznać się. Nie jest to próba stworzenia kanonu literatury szachowej obowiązującej początkujących czy średniozaawansowanych szachistów. Są to jedynie moje spostrzeżenia, bardzo subiektywne, którymi pragnę podzielić się z czytelnikami. Zdaję sobie sprawę z tego, iż zaprezentowany zbiór jest niepełny, ale nie jestem aktywnym szachistą i trudno abym na bieżąco przerabiał kolejne tytuły ukazujące się na rynku wydawniczym. Na zakończenie omawiania każdej z książek podaję moją subiektywną ocenę. Oczywiście nie upieram się przy swoim zdaniu, myślę że ile osób, tyle różnych ocen”.

Powyższy cytat można traktować jako pewną szachową samokrytyką, moją samokrytykę. Zdaję sobie sprawę z niedociągnięć przedstawionego wprowadzenia do literatury. Jeżeli trener MASz ma jakieś poważne zastrzeżenia do mojego artykułu, to warto aby je sformułował. Bez tego nie będę pro forma posypywać sobie głowy popiołem ani innym proszkiem. W powyższym cytacie uprzedziłem czytelników, że przedstawiony spis publikacji nie jest pełny, nie wyczerpuje tematu, a zawarte tam opisy i przemyślenia są subiektywne. Nie chciałem aby traktowano mój spis jako kanon czy dogmat. Został on przygotowany przez amatora szachowego dla amatorów. Chciałem zrobić przynajmniej mały kroczek, aby przybliżyć początkującym szachistom zagadnienie literatury szachowej, tak aby na swojej drogi nie błądzili, i mogli sięgnąć po właściwe dla nich publikacje. Tego zadania powinni podjąć się profesjonaliści z PZSzach-u, o czym zresztą napisałem we wstępie do cytowanego artykułu. Ale skoro oni się do tego nie kwapią, to ktoś musiał to zrobić.

Waldemar Świć zauważył też, że: „Jest duży obszar na, którym jako kibic może Pan dowoli wyrażać swe opinie i będą one w pełni uzasadnione ale jak widać o psychologii szachów i repertuarze debiutowym nie ma Pan pojęcia..”. Hmmm, to ciekawe. Kibic, powiada pan… Kiedy wcześniej (znacznie wcześniej) kilkakrotnie tłumaczyłem w moich artykułach iż wypowiadam się jako kibic szachowy, trener MASz bardzo negatywnie reagował na te oświadczenia. Wręcz odbierał mi prawo do wypowiadania się w charakterze kibica, usiłując pokazać mi miejsce „w kącie”. Wtedy chyba dawał do zrozumienia że o szachach i problemach okołoszachowych mogą się wypowiadać jedynie zawodowi szachiści, ich trenerzy oraz profesjonaliści z biura PZSzach-u. Amatorom i kibicom raczej odmawiał prawa do głosu. Teraz okazuje się, że jednak pojawił się duży obszar dostępny kibicom szachowym, na którym mogą wypowiadać się do woli. Co za ulga. Prawdziwa „odwilż” szachowa. A jakiż to obszar dostępny jest dla kibiców, aby mogli wypowiedzieć się, ale tak aby ich dyskusje nie uraziły trenerów i profesjonalistów ze związku szachowego? I tu pojawiają się „schody”. Obszarem tym jest na pewno aplauz i wyrażanie radości z poczynań naszych zawodników, trenerów i oficjeli związkowych. Tu można działać do woli, nie obawiając się bury. Gloryfikowanie polskiej polityki szachowej od kilku lat jest bardzo cenione i aprobowane.

A sprawy czysto szachowe? Czy kibice szachowi mogą wypowiadać się na tematy związane stricte z grą? Chyba tylko wtedy, gdy te dotyczy ich gry, a nie zawodników z kadry narodowej. Ciężkim grzechem jest dyskusja np. o wyborze wariantu debiutowego na który zdecydował się któryś z naszych zawodników cz zawodniczek. Problem czy lepszy jest ruch 5.d3 czy 5.0-0 musi pozostać w kompetencji czynników nieamatorskich (czyżby?). Nam chyba nie wolno o tym rozmawiać.

To znaczy, całe szczęście, wolno, ale na niniejszym blogu, który nie podlega jurysdykcji PZSzach-u. A nawet gdybyśmy popełnili błąd w naszych rozważaniach wariantowych, to co by się stało? Nic. Przecież to byłaby wolna dyskusja kibiców – amatorów – pasjonatów. Radek nie musi korzystać z naszych przemyśleń. On ma swoich trenerów którzy doradzają mu co ma zagrać. Zresztą jestem przekonany, że gdybyśmy zabrnęli w ślepą uliczkę w naszych polemikach debiutowych (i nie tylko debiutowych), to pan Jerzy Konikowski z chęcią skorygował by nasze rozważania, tłumacząc gdzie tkwi błąd w naszym rozumowaniu, jednocześnie proponując nam do przemyślenia lepszy wariant czy poprawniejszą strukturę pionkową. Myślę że ważne jest znalezienie porozumienia z amatorami i kibicami szachowymi, jakąś płaszczyznę do wspólnej dyskusji, w tym stricte szachowej, a nie tworzenie atmosfery oblężonej twierdzy z której obrzuca się kibiców czym popadnie.

Krzysztof Kledzik

sty
30

Występ naszego czołowego zawodnika w turnieju w Wijk aan Zee zapoczątkował żywą dyskusję nad wpływem przygotowania psychologicznego szachistów na osiągane przez nich rezultaty. W polemice tej zabrał głos również i trener Waldemar Świć, który w artykule pt. „Ile waży psychologia?” przedstawił swój punkt widzenia na tą kwestię. Dokonał tego jako fachowiec, w przeciwieństwie do, jak to określił, „ignoranta, który pisze z pozycji kibica”. Cieszę się niezmiernie, że trener MASz zdecydował się podzielić z nami tajnikami zaplecza treningu szachowego i okołoszachowego, do czego zresztą go już wielokrotnie zachęcałem.

 Zagadnienie psychologii w sporcie, a w szczególności w szachach, zapewnie jest i będzie sprawą bardzo dyskusyjną. Nie neguję pozytywnego wpływu takiego przygotowania na rezultaty osiągane przez szachistów. I zapewne prawdą jest, że im silniejszy szachista, tym większą rolę powinien przykładać do podbudowy psychologicznej. Jednak u Radka widać luki w przygotowaniu szachowym, w szczególności mankamenty w dobranym repertuarze debiutowym, oraz granie pasywnych wariantów. Tego raczej nie naprawi się zajęciami z psychologii lecz za pomocą odpowiednio skorygowanego treningu ściśle szachowego. Dlatego te zagadnienia wskazałem jako przyczynę ostatniego niepowodzenia naszego reprezentanta.

Waldemar Świć napisał też: „ciekawy pogląd biorąc pod uwagę, że opinie Kramnika czy Karpowa na temat roli debiutów są przytaczane wytłuszczoną czcionką”. Myślę że zagadnienia przygotowania psychologicznego można traktować jako dodatkowy element w szkoleniu szachisty, oczywiście dostosowując skalę tego przedsięwzięcia do stopnia zaawansowania szachowego danego zawodnika. Ale to jest moje subiektywne zdanie i być może, że nie mam racji. Dlatego nie kłócę się (zbytnio), i pozostawiam problem do dalszej dyskusji. Natomiast wypowiedzi Kramnika czy Karpowa o tyle odnoszą się do wszystkich szachistów na każdym stopniu zaawansowania, że dotyczą partii szachowej jako całości, a w szczególności do fazy początkowej, która wypala piętno na dalszym przebiegu gry. Zatem określa ona typ partii (pozycyjna, kombinacyjna) oraz ustawioną strukturę pionkową, a także, za pomocą dobranego wariantu pozwala prowadzić aktywną grę, lub pasywną, jak w przypadku naszego zawodnika.

Cieszy mnie, że pan Waldemar podjął merytoryczną dyskusję w spokojniejszym tonie. Pomimo iż niektórzy czytelnicy zapewne nie zgodzą się z częścią jego opinii wyrażonych we wspomnianym artykule, jednak dobrze że WŚ przekazał nam swoje zdanie na ten temat.

Krzysztof Kledzik

sty
29

Parafrazując zdanie z początkowego akapitu wpisu am Mateusza Bartla pt. „Kilka słów o psychologii” powiem, iż znaczenie psychologii w wyczynowym sporcie doceniane jest od dawna, ale przeceniane od kilku dni. Mateusz Bartel wyraźnie określił swoje stanowisko: „jasne jest jednak, że turniej w Wijk został przez Radka przegrany w sferze psychologicznej, a nie szachowej – bo wbrew temu, co można przeczytać „tu czy tam” – Radek przez parę dni nie zapomniał jak się gra, a od rywali (z wyłączeniem grającego na podobnym poziomie Dżobawy) jest znacznie lepszy”. Lekturę artykułu naszego arcymistrza proponuję połączyć z przeczytaniem wpisu Krzysztofa Jopka, będącego kontynuacją omawianego zagadnienia. Bloger ten wyraził pogląd, iż: „W tym artykule [chodzi o wpis Mateusza Bartla] znajdują się, tak myślę, najważniejsze przyczyny nieudanego występu Radka Wojtaszka, w którego, chciałbym teraz podkreślić, cały czas bardzo mocno wierzę. Gdybym nie widział kilku jego występów, tych niedawnych i tych wcześniejszych, to może dałbym posłuch tym, którzy tak chętnie, lekką ręką (lekkimi usty) i z beztroską oznajmiają, że to jest właściwie koniec i ten zawodnik nic już więcej nie pokaże, ponad to co już zdążył zaprezentować”. Zarówno am Batel jak i K.Jopek głęboko wierzą, że przyczyn niepowodzenia naszego zawodnika należy szukać wyłącznie w sferze psychologii. Trudno mi polemizować z powyższymi dwoma deklaracjami będącymi wyrazem wiary (szachowej) cytowanych autorów, bo ta, jak widać nie od dzisiaj, jest kompletnie ślepa i bezkrytyczna. W swojej wierze Krzysztof Jopek zdaje się nie dostrzegać faktu, iż poprzednie zwycięstwa Radek odniósł walcząc z zawodnikami znacznie słabszymi od niego. O tym była już wielokrotnie mowa i wydawało mi się, że sprawa jest całkiem jasna i zrozumiała. Warto nadmienić, że KJ błędnie ocenia naszą postawę, sugerując że stoimy ze świecami nad szachowym grobem Radka Wojtaszka. Tak nie jest, gdyż w różnych naszych komentarzach przewija sie nutka nadziei na przebudzenie szachowe naszego zawodnika i wiara, że w końcu pokaże jakieś solidne szachy na światowym poziomie.

Turniej w Wijk aan Zee obnażył przede wszystkim pewną niemoc szachową Radosława oraz fakt, że gra pasywne szachy z niezbyt dopracowanym repertuarem debiutowym. To w tym tkwi zasadniczy problem Radka, który powinien gruntownie przeanalizować swoje postępowanie szachowe, a najlepiej gdyby zrobił to wraz ze swoimi trenerami. Oczywiście nikt nie neguje znaczenia pomocy psychologicznej dla szachistów. Psycholog może odpowiednio nastawić zawodników na aktywną pracę, wyrobić w nich wiarę w siebie i możliwe osiągnięcia, ale nie przygotuje im ani repertuaru debiutowego ani treningu stricte szachowego. Sprawami psychologii nie można i nie da się tłumaczyć pasywnej gry i niedopracowanego repertuaru debiutowego naszego czołowego zawodnika. Dlatego postrzegam cytowane wyjaśnienia „problemu Wojtaszka” jedynie niedociągnięciami psychologicznymi za próbę odsunięcia na dalszy plan, a przez to zatuszowania rzeczywistych przyczyn jego niepowodzeń. Zresztą jeżeli Radosław Wojtaszek nie jest odpowiednio „ustawiony” pod względem psychologicznym, to tym zagadnieniem powinny zająć się odpowiednie osoby już wiele lat temu, wtedy gdy kształtował się sportowo-szachowy charakter naszego zawodnika. Natomiast odnajdywanie takich niedociągnięć u zawodnika w wieku 27 lat, jest „musztardą po obiedzie” i przespaniem problemu przez psychologów i trenerów. Zastanawiające jest to nagłe „odkrycie” problemów psychologicznych Radka kilka dni po jego klęsce w turnieju, który miał stać się dla naszego zawodnika przepustką do światowych szachów. Myślę, że jest to bardziej próba usprawiedliwienia bryndzy w Wijk aan Zee, niż odnalezienie faktycznej przyczyny tego pogromu.

Krzysztof Jopek i Mateusz Bartel wspominają wcześniejsze rozważania Aroniana o znaczeniu psychologii w szachach. Pamiętajmy jednak że Aronian to szczyty czołówki światowej, która może prowadzić dowolne dyskusje na tematy psychologii, wpływu tego czy tamtego na osiągane wyniki. Natomiast naszym zawodnikom przydało by się raczej zabranie za solidny trening szachowy i opracowanie prawidłowego repertuaru debiutowego, który umożliwił by prowadzenie aktywnej i agresywnej gry. Pod tym względem nadal istnieje duża dysproporcja pomiędzy naszymi zawodnikami a czołówką światową (a nawet jej zapleczem). Topowi zawodnicy mogą pozwolić sobie nawet na ryzykowne eksperymenty debiutowe. Kto wie, być może że Aronian wygrał by partię białymi nawet po ruchach 1.a4 i 2.h4, bo to jest Aronian i on może grać co chce. A nasi zawodnicy, szczególnie osoby młodsze, powinni ćwiczyć aktywne warianty dające realne szanse na uzyskanie przewagi w grze. Myślę że to dotyczy chyba i Wojtaszka, bo widać że on też ma problemy z aktywną grą nastawioną na dominację nad przeciwnikiem. Co ciekawe, niebagatelnym (a może jednym z głównych?) problemem naszych zawodników jest lenistwo, o którym wspominała am Monika Soćko. Dobrze, że choć jedna osoba z polskiej czołówki nie „zamiata pod dywan” bolączek naszych szachów, lecz mówi o nich otwarcie.

Krzysztof Kledzik

sty
26

Klęska w Wijk aan Zee to częściowa porażka polskiej polityki sportowej i bardzo przykre niepowodzenie naszego czołowego zawodnika, Radosława Wojtaszka. Wszyscy czekaliśmy z wielką uwagą i nadzieją na jego występ, który właściwie miał dwa cele: 1) zwycięstwo w turnieju B dające Radkowi czasową przepustkę do światowych szachów, a dla nas 2) zweryfikowanie tezy o wpływie współpracy naszego zawodnika z byłym mistrzem świata Anandem. Zakończony turniej obnażył fiasko obu postawionych celów. Pod koniec rozgrywek obawiałem się nawet, że nasz zawodnik osiągnie mniej niż połowę możliwych do uzyskania punktów. Taki rezultat byłby nieomal blamażem, może nie tyle dla sympatycznego Radka, co całej koncepcji sportowej związanej z naszym zawodnikiem. Pomimo kilku zwycięstw, Wojtaszek zajął ostatecznie 6-9 miejsce w tabeli turniejowej, co niestety przekreśliło jego i nasze nadzieje na zakwalifikowanie się w przyszłym roku do turnieju A. Wielka szkoda, bo gra z czołówką światową była by niezwykle ważna i prestiżowa dla Radosława. Obecnie nasz zawodnik wypadł z wielkiej gry, i nie wiadomo kiedy ponownie nadarzy się okazja do powalczenia w turnieju o randze wyższej niż przeciętny open.

Obecnie nadszedł czas dla władz PZSzach-u oraz zatrudnionych tam szkoleniowców na przeanalizowanie przyczyn klęski Radka, wyciągnięcie wniosków z tej gorzkiej lekcji, i zaproponowanie rozwiązań na przyszłość. Myślę że należy gruntownie przemyśleć ewidentnie błędną koncepcję sportową, czyli przygotowany dla Radka feralny zestaw turniejów. Nasz zawodnik osiągnął sukcesy w występach w Bazylei i Zurichu, ale były to mało znaczące turnieje, w których Radosław walczył z przeciętnymi szachistami. Tamte zwycięstwa dały niektórym osobom sygnał do bezkrytycznego aplauzu i owacji na stojąco, ale warto zauważyć, że klasę zawodnika poznaje się podczas gry z równymi sobie przeciwnikami. Turnieje w Bazylei i Zurichu pokazały tylko, że Radek potrafi poradzić sobie ze słabszymi zawodnikami. Ale należy też pamiętać o tym, że gra ze słabszymi nie rozwija szachowo silniejszego zawodnika. Owszem, ważna jest umiejętność skutecznego wygrywania z niżej notowanymi zawodnikami, ale należy zachować umiar w szkoleniu tej umiejętności i nie traktować jej jako priorytetowego zadania.

W zmaganiach w Wijk aan Zee probierzem formy Radosława miała być partia z jego dawnym przeciwnikiem, Baadurem Jobavą. Zapewne pamiętamy, że rozegrany w 2012 roku w Poznaniu mecz już wtedy był światełkiem ostrzegawczym, pokazującym że Radek ma problemy w konfrontacji z równym sobie zawodnikiem grającym żywe, dynamiczne szachy. Niestety historia lubi się powtarzać, czego świadkiem byliśmy podczas zakończonego turnieju w Holandii. Radek nie podołał Gruzinowi. Ta porażka oraz ogólnie słaby rezultat w Wijk aan Zee ukazują dwa problemy Radka, czyli jego pewną słabość szachową oraz źle ustawiony kalendarz występów. Osoby odpowiedzialne za przygotowanie terminarza pozwoliły Radkowi na grę w słabszych openach w Bazylei i Zurichu, zamiast zaproponować mu odpoczynek i solidne przygotowanie się do walki w prestiżowym turnieju w Wijk aan Zee. Ten krok jest dla mnie niezrozumiały, bo nawet każdy kibic szachowy zdaje sobie sprawę z rangi turnieju w Holandii, ważności starannego przygotowania się do niego i znaczenia ewentualnej wygranej w turnieju B. Dlaczego zatem zdecydowano się na wyeksploatowanie Radka w dwóch poprzednich turniejach i potem na wysłanie go, zmęczonego i zziajanego do Holandii? Gdzie priorytety sportowe?

Porażka w prestiżowym turnieju pokazała też klęskę tezy o zbawiennym wpływie współpracy Wojtaszka z Anandem. Niestety analizy meczowe wykonywane dla osób trzecich nie mają dostatecznego przełożenia na bezpośrednią grę Radosława. Okazuje się, że są to dwa różne aspekty szachów, nie związane ze sobą aż tak mocno jak to niektórzy lansowali. W tym miejscu pozwolę sobie na udzielenie odpowiedzi Krzysztofowi Jopkowi, który w komentarzu na blogu W.Świcia (we wpisie pt. „Powtórka z rozrywki?”) napisał: „Intelektualna uczciwość tamtych panów, gdyby takowa istniała, nakazywałaby choćby na chwilę powrócić do tematu pracy naszego lidera Radka Wojtaszka dla Ananda – w tym numerze „Mata” dał odpowiedź, która potwierdza w stu procentach moją tezę z niedawnej polemiki. Ale po co? Lepiej przemilczmy sprawę i dalej jazda z tym koksem…”. Myślę że dla KJ krzepiąca byłaby myśl o naszej uczciwości intelektualnej, zatem spełniając jego pragnienie odpowiem, że we wspomnianym czasopiśmie Radek opowiedział o wpływie współpracy z Anandem, ale zrobił to ze swojego, subiektywnego punktu widzenia. Wypowiedział się o tym w co wierzy. Ale czasami bywa tak, że rzeczywistość nie pokrywa się z wiarą w jakieś sprawy. Na przykład dawniej ludzie wierzyli że Ziemia jest płaska, ale fakty pokazały potem, że jest inaczej. Obecnie takim faktem jest słaby występ naszego zawodnika w Wijk aan Zee, to niestety potwierdza tezę, że praca dla Ananda nie była przydatna w rozwoju szachowym Radka, a przynajmniej jej wpływ na rozwój naszego zawodnika był o wiele za mały i nie adekwatny w stosunku do poniesionych przez niego nakładów czasu, sił i zaangażowania.

Krzysztof Kledzik

sty
20

original

Ile osób potrzeba do podniesienia jednej figury?

 

sty
18

Niedawno zakończony mecz o mistrzostwo świata stał się okazją do zapoznania się z ciekawymi przemyśleniami jednego z głównych analityków Ananda, czyli naszego czołowego szachisty, am Radosława Wojtaszka. Swoje uwagi i refleksje zawarł w wywiadzie udzielonym Piotrowi Kaimowi, zamieszczonym w numerze 7(39)2013 czasopisma związkowego MAT. Warto zapoznać się z tym artykułem, gdyż Radek uczynił coś na czym chyba nam wszystkim zależało, czyli uchylił rąbka tajemnicy związanej z przygotowaniami przedmeczowymi, oraz z różnymi problemami związanymi z przebiegiem tego wydarzenia.

Oczywiście nasz analityk nie ujawnił wszystkich szczegółów, uzasadniając iż nie jest upoważniony do przekazywania opinii publicznej pewnych faktów. Taka postawa jest całkowicie zrozumiała i godna pochwały gdyż dowodzi, że Radek jest osobą godną zaufania a więc taką, której można powierzyć wszelkie sekrety. Przygotowania przedmeczowe mają charakter niejawny (a nawet tajny), i nawet po porażce mistrza świata i zakończeniu jego współpracy ze sztabem analitycznym, ich członków obowiązuje dochowanie tajemnicy „firmy”.

 Warto tu podkreślić pewną cechę rzadko spotykaną w obecnych czasach, a mianowicie niezwykłą skromność Radka Wojtaszka, który w trakcie rozmowy z Piotrem Kaimem daleki był od przypisywania sobie jakiś szczególnych osiągnięć w pracy analitycznej przeprowadzanej dla (byłego już) mistrza świata. Co więcej, Radosław przy każdej okazji podkreślał, iż była to praca zbiorowa, i dlatego wszelkie zasługi czy porażki były i są rozliczane zespołowo. Wywiad, a właściwie jego pierwsza część (druga ukaże się później) jest bardzo ciekawą lekturą szachową, do przeczytania której zachęcam wszystkich miłośników szachów.

Nasz arcymistrz poruszył też pewną interesującą kwestię, mianowicie opowiedział o roli komputerów w pracy analitycznej. Ze względu na objętość artykułu nie podawał szczegółów, ale zasygnalizował ten ciekawy i często błędnie rozumiany problem. W obecnych czasach nikogo nie powinno dziwić wykorzystanie komputerów (programów komputerowych) w najróżniejszych dziedzinach naszego życia. Czasami wręcz nie wyobrażamy sobie świata bez tych urządzeń, które bardzo ułatwiają nam różne prace, obliczenia, analizy, itp. Szachy nie są tu wyjątkiem. Programy szachowe są powszechnie wykorzystywane jako bazy rozegranych partii oraz ułatwiają przeprowadzanie analiz szachowych. Służą na przykład do oceny wariantów, gdyż dzięki wynikom ich pracy możemy szybko wyłapać jakiś wcześniej niezauważony gruby błąd. Właśnie o tym mówił Radek Wojtaszek: „staramy się jednak myśleć po ludzku i używać komputerów tylko po to, aby eliminować grube błędy”. Pamiętajmy że program komputerowy robiący analizy nie może zastąpić naszego umysłu. Radek powiedział: „komputer nie jest od tego, by proponować idee – od tego jesteśmy my”. Tak, to my tworzymy plany i idee, my gramy partie przy pomocy naszego mózgu i to właśnie na nim spoczywa odpowiedzialność za wybór planów strategicznych i konkretnych wariantów, a komputer ma nam pomóc w ich ocenie. Daje on nieocenione usługi wszystkim szachistom, w szczególności zawodowcom i wszystkim tym, którzy szukają nowych lepszych i silniejszych rozwiązań na szachownicy.

Krzysztof Kledzik

sty
16

Niedawna przegrana J.K. Dudy z Anną Muzyczuk stała się tematem interesującej dyskusji na blogu Jerzego Konikowskiego. Okazuje się, że jej echa zabrzmiały na stronie należącej do trenera MASz, Waldemara Świcia. Ku mojemu zdumieniu, nasza spokojna i rzeczowa rozmowa o wyborze wariantu debiutowego Jana K. Dudy i wynikających z tego konsekwencji dla przebiegu całej partii, chyba została opatrznie zrozumiana przez trenera Świcia. W swoim artykule pan Waldemar wypowiedział się w bardzo negatywnych (zaskakująco negatywnych!) słowach o całej tutejszej polemice. Celem mojego wpisu nie jest przytaczanie konkretnych zwrotów i wyrażeń WŚ, i próby kolejnego tłumaczenia dlaczego ich użycie nie jest właściwe. Czytelników zainteresowanych szczegółami przemyśleń pana Waldemara odsyłam do jego wpisu pt. „Powtórka z rozrywki?”. Warto to zrobić, aby wyrobić sobie pogląd na całą sprawę.

Szkoda że trener MASz nie podjął konstruktywnego dialogu „debiutowego”, czyli rzeczowej rozmowy na temat wariantu wybranego przez J.K. Dudę. Myślę, że taka polemika była by bardzo owocna i przydatna dla wielu miłośników szachów. Starcie się poglądów oraz sposobu podejścia do wariantów debiutowych (i uzyskanych w ten sposób struktur) jest niezwykle owocne i płodne intelektualnie. Zachęcam zatem do bardziej otwartego podejścia do spraw dialogu szachowego, nie tylko pomiędzy zwolennikami opcji „jest super”, ale szczególnie pomiędzy obozami prezentującymi odmienne spojrzenia na pewne sprawy.

Pan Waldemar zauważył, iż struktury powstające po posunięciu 5.d3 w rzeczonym wariancie, pojawiały się wcześniej w partiach granych przez Magnusa Carlsena oraz Garri Kasparowa. To oczywiście jest cenna i wartościowa uwaga, rozszerzająca nasze spojrzenie na problem gry Jana K. Dudy. Niestety pan Waldemar nie wziął pod uwagę zasadniczego faktu, iż, przy całym szacunku dla JKD, jest zasadnicza różnica pomiędzy naszym zawodnikiem a Carlsenem czy Kasparowem. O ile ci dwaj wybitni szachiści mogą grać to co chcą, o tyle Jaś – to co powinien. Jasiu jeszcze nie osiągnął poziomu i techniki gry Carlsena czy Kasparowa, i w swoich partiach powinien wybierać struktury czy warianty zapewniające mu przewagę w partii. Poza tym trudno dobierać sposób gry dla Jasia opierając się bezkrytycznie na tym, jak grali inni. Trzeba wybrać dla niego to co jest właściwe dla jego rozwoju szachowego oraz odpowiednie dla stylu gry i osobowości naszego zawodnika.

Na zakończenie swojego wpisu pan Waldemar odniósł się do kwestii negowania albo ogólnie deprecjonowania znaczenia debiutów na korzyść pozostałych faz gry. Użyta przez niego konstrukcja logiczno-językowa jest bardzo zawiła, ale całkowicie niepotrzebna gdyż zaciemnia i przeinacza obraz zagadnienia. Warto zauważyć, że problem znaczenia debiutów był na tym blogu już nie raz szczegółowo omawiany i logicznie tłumaczony.

W charakterze konkluzji pozostaje mi poprosić pana Waldemara o zaniechanie niepotrzebnych „wycieczek” i stonowanie emocji, na rzecz bardziej tolerancyjnego i twórczego dialogu szachowego.

Krzysztof Kledzik

  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

    wrz
    20
    sob.
    2025
    całodniowy Bundesliga-kobiety
    Bundesliga-kobiety
    wrz 20 – gru 21 całodniowy
    Bundesliga (1.liga) kobiet (z aktywnym udziałem zawodniczek z Polski) odbywa się w ten weekend systemem każdy z każdym. Gospodarzami są TuRa Harksheide, SC 1957 Bad Königshofen i Schachfreunde Deizisau. Dwanaście drużyn będzie rywalizować w 11[...]
    wrz
    27
    sob.
    2025
    całodniowy I Bundesliga open
    I Bundesliga open
    wrz 27 2025 – kw. 26 2026 całodniowy
    W okresie 27.09.2025-26.04.2026 odbywają się rozgrywki I ligi niemieckiej open z udziałem zawodników z Polski. Dodatkowe informacje na  ChessBase Info: 1 runda 2 runda  2 runda cd Niefortunnie wystartował Mateusz Bartel, który reprezentuje barwy klubu[...]
    gru
    26
    pt.
    2025
    całodniowy World Championship (rapid) 2025
    World Championship (rapid) 2025
    gru 26 – gru 28 całodniowy
    26 – 28 Dec 2025, Doha (Qatar)
    mar
    29
    niedz.
    2026
    całodniowy FIDE Candidates 2026
    FIDE Candidates 2026
    mar 29 – kw. 15 całodniowy
    29 Mar – 15 Apr 2026, (Cyprus) Uczestnicy
  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog

    Wprowadź swój adres email, by prenumerować ten blog i mieć informację o nowych wpisach przez email.