gru
18

Mój wieloletni dobry znajomy, dr Tomasz Pluciński z Wydziału Chemii Uniwersytetu Gdańskiego, niedawno otrzymał prestiżowe wyróżnienie za popularyzowanie nauki. Nagroda ta słusznie należała mu się, bo wbrew biernemu oporowi „środowiska” przez wiele lat starał się przekonać młode osoby do chemii, posługując się organizowanymi przez siebie cyklicznymi pokazami nietypowych i ciekawych eksperymentów. Wyróżnienie to stało się przyczynkiem do przeprowadzenia wywiadu dla czasopisma „Chemik”

Link

w którym dr Pluciński ustosunkował się do zagadnienia popularyzowania nauki, oraz w ogólności do zapaści wartości intelektualnych w naszym kraju. Oprócz wątków naukowych stanowiących trzon wypowiedzi, moją uwagę zwrócił akapit mogący stanowić analogię do pewnego ważnego zagadnienia związanego z treningiem szachowym: „Wygłaszany jest teatralny pogląd, że dobrym wykładowcą może być tylko dobry naukowiec. Trudno o większy fałsz. Wszystko zależy od poziomu przekazu. Ja mogę być tego przykładem. Oceniliście Państwo mnie jako dobrego dydaktyka, a badań naukowych nie prowadzę…” oraz „Wielu zapalonych naukowców nie ma predyspozycji dydaktycznych. Dlaczego zmuszać ich do tego? Nie wykonają dobrze ani jednego, ani drugiego”.

Te dwa fragmenty są analogią do równie kuriozalnej tezy, jakoby dobrym trenerem szachowym mogła być tylko osoba z dużym dorobkiem turniejowym i wysokim rankingiem, możliwie z tytułem arcymistrza. Fałszywość takiego poglądu została już udowodniona. Podobnie jest z tezą dotyczącą naukowców-nauczycieli akademickich. W bardzo wielu przypadkach osoby które legitymują się znaczącymi osiągnięciami naukowymi zwykle o zasięgu międzynarodowym, są kiepskimi dydaktykami potrafiącymi jedynie zniechęcić studentów do wykładanej przez siebie dziedziny. Takim naukowcom brakuje dydaktycznego polotu, nie potrafią nikogo zainteresować swoim wykładem. Ich domeną jest nauka której potrafią się poświęcić, mając z tego korzyści w postaci np. publikacji czy patentów. Niewątpliwie w swojej dziedzinie mogą być naprawdę dobrymi fachowcami, ale dydaktyka czyli przekazywanie wiedzy rządzi się własnymi, odrębnymi prawami, którym nie każdy potrafi sprostać. Sposób przekazywania wiedzy nie polega wyłącznie na „odklepaniu” wykładu i zgaszeniu światła po jego zakończeniu. Ilu wykładowców-wspaniałych naukowców wygłasza swoje wykłady mamrocząc coś do ściany, czasami w ogóle nie odwracając się do studentów, i przez to nie mając z nimi jakiegokolwiek kontaktu, nawet wzrokowego? Aby dobrze przekazywać informacje trzeba umieć „trafić” do słuchaczy, zainteresować ich i później odpowiednio egzekwować ich wiedzę. Problem jest jeszcze bardziej wyrazisty w przypadku małych grup słuchaczy, np. osób wykonujących prace magisterskie. W takich sytuacjach do swoich podopiecznych należy podchodzić indywidualnie, obserwując ich słabe i silne strony, i na tej podstawie odpowiednio kierować procesem kształcenia. Ale ta sztuka nie jest łatwa i nie ma nic wspólnego z mniej czy bardziej wspaniałą karierą naukową nauczyciela akademickiego. Zresztą w wielu przypadkach takie osoby skupiają się na swoim rozwoju naukowym, świadomie ignorując i zaniedbując problem właściwego nauczania studentów.

Natomiast zadanie dobrego dydaktyka jest inne – powinien umieć obserwować swoich podopiecznych i właściwie kierować ich nauką i rozwojem. Nie jest to możliwe bez umiejętności dostrzeżenia słabych i silnych stron uczniów czy studentów i wskazania jak należy likwidować te pierwsze, a wzmacniać te drugie cechy. Dobry dydaktyk powinien wskazywać drogę postępowania swojego ucznia, pokazując mu kierunki rozwoju i nauki, podsuwając pomysły oraz środki do ich realizacji, a także kontrolując osiągane postępy. Powinien właściwie analizować źródła porażek aby móc je wyeliminować oraz racjonalnie oceniać sukcesy, by w przyszłości były jeszcze okazalsze. Przy czym nie musi być przysłowiową naukową „alfą i omegą” w danej dziedzinie wiedzy, z wielkimi osiągnięciami publikacyjnymi. Jego zadanie jest inne, ma wskazać właściwą drogę postępowania na wybranym polu nauki. Znam wiele osób, które nie miały praktycznie żadnych osiągnięć (naukowych, publikacyjnych) w jakiejś dziedzinie, a jednak będąc dobrymi dydaktykami potrafiły właściwie pokierować swoimi podopiecznymi tak, aby ci osiągnęli w nich sukces.

Na przykład jedna ze znakomitszych znanych mi dydaktyków (nie zrobiła kariery naukowej) nauczyła swoją magistrantkę pracy z komputerowymi bazami danych. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, iż nauczycielka ta (obecnie emerytowana pracowniczka uczelni wyższej) wcześniej nie miała do czynienia z żadnymi bazami danych, co więcej, nie potrafiła obsługiwać komputera! Dlaczego zatem doskonale przygotowała swoją podopieczną do pracy z bazami danych? Brak znajomości programów ani komputera nie był tu przeszkodą, gdyż osoba ta potrafiła wskazać (i wpoić swojej podopiecznej) odpowiednią metodę postępowania posługując się analogiami do innych form pracy z danymi eksperymentalnymi oraz posiłkując się doświadczeniem dydaktycznym wypracowanym przez lata pracy ze studentami i magistrantami.

Krzysztof Kledzik

URL Trackback

Trackback - notka

Komentarzy: 7

  • Fantastyczny człowiek ten dr Pluciński! Przeczytałem z zainteresowaniem art. Dla mnie jedną z priorytetowych cech Dydaktyka (przez takie D!) to mądrość i pasja. Znałem takich ludzi i do dziś im dziękuję.

  • Krzysztof Kledzik

    Zagadnienie pokazów chemicznych to temat na oddzielny blog. Dr Pluciński to duża indywidualność i chodząca kopalnia wiedzy o nietypowych i ciekawych doświadczeniach chemicznych. Przez kilka lat pomagałem mu przygotowaniu i prowadzeniu pokazów. Kulminacją tego były nasze „występy” w Barcelonie http://festiwal.gda.pl/servlet/WWW.ImageViewer?PM_IMG_CLASS=69&CONF_ID=384
    T.Pluciński w beżowej koszuli, ja w białym fartuchu. To były dobre czasy…
    Na dużej liczbie uczelni wyższych dydaktyka jest traktowana drugoplanowo czy nawet trzecioplanowo, choć tak jak napisał dr Pluciński, władze uczelni zawsze twierdzą co innego. Z pewnych względów nie chcę pisać publicznie o tym zagadnieniu, choć jest to ciekawy, a zarazem drażliwy temat-rzeka, jeden z wielu na polskich uczelniach. Gdyby ktoś był zainteresowany tym tematem to z chęcią podzielę się moimi przemyśleniami w prywatnej korespondencji.

  • Marcin

    W tym temacie zostalo juz napisane prawie wszystko. Tylko osoba nie majaca pojecia o nauczaniu moze mowic, ze jedynie silny zawodnik moze byc dobrym trenerem. teoria temu przeczy tak w nauce jak i w sporcie. Pisalem juz, ze Andrzej Gmitruk jest najwybitniejszym polskim trenerem bokserskim w historii a … NIGDY nie stoczyl ani jednej oficjalnej walki. Wielu trenerow NBA NIGDY nie gralo w tej lidze. To sa w wiekszosci biali faceci, ktorzy przygde z trenowaniem koszykowki zczynali na uniwersytetach, wykazali sie i dostali angaze w najlepzej lidze swiata. Na palcach jednej dloni mozna policzyc trenerow, ktorzy byli kiedys zawodnikami NBA (nie gwiazdami, nawet zwyklymi zawodnikami!). Umiec cos robic a nauczyc kogos to robic to 2 rozne rzeczy. Znam dobrze 2 jezyki obce ale nei podejme sie dawania komus lekcji bo nie mam pojecia jak to dobrze robic. Ilu z nauczycieli w szkolach znajduje sie tam z „koniecznosci” a nie powolania? Gdy ja chodzilem do szkoly przynajmniej polowa nie nadawala sie na nauczycieli. Mieli wiedze, ale nie potrafili jej przekazac i nia zainteresowac. Nauczali wylacznie dla piniedzy.

  • To jest 100% prawda. Ale kiedy to pojmą wreszcie polscy szachiści i przede wszystkim działacze Polskiego Związku Szachowego z jego szefem Tomaszem Sielickim na czele?

    A jak to wygląda w brydżu?

  • Marcin

    Praktycznie w kazdej dyscyplinie jest tak samo tzn sa cenieni trenerzy z osiagneiciami we wczesniejszej karierze zawodniczej jak i tacy, ktorzy nie osiagneli niczego niezwyklego. Brydz nie jest wyjatkiem. W szachach jest wiele przykladow wybitnych trenerpw, ktorzy nigdy nie osiagneli swiatowego poziomu jako zawodnicy np Szereszewski, Dworecki itd. Czytalem kiedys wywiad z jakims trenerem z Doniecka, ktory wychowal ok 30 (!) zawodnikow z tytulami miedzynarodowymi w tym znanych arcymistrzow a sam jest „tylko” kandydatem na mistrza i nawet nie ma rankingu ELO.

  • Marcin

    „Ale kiedy to pojmą wreszcie polscy szachiści i przede wszystkim działacze Polskiego Związku Szachowego” – otoz odpowiedz brzmi: NIGDY tego nie pojma. Zeby zrozumiec zagadnienia zwiazane ze szkoleniem to trzeba byc szkoleniowcem. A za szkoleniowca najlepiej mowia wyniki osiagane przez jego podopiecznych. Przyklad z mojego zycia: kiedy zajmowalem sie jeszcze trenowaniem zawodnikow nizszych grup wiekowych przywozili oni medale z prawie wszystkich imprez na ktore wyjezdzali. W jednym z polskich miast zatrudniono MF z Bialorusi i pomimo iz jest on silniejszym szachista to jego juniorzy mieli znacznie gorsze wyniki turniejowe niz ci, z ktorymi pracowalem ja. Facet niezle gral w szachy ale nie mial pojecia jak nauczac innych, nie mial piodejscia do zawodnikow, nie potrafil dopracowac im repertuaru i zachecic do szachow. Jakie osiagniecia w szkoleniu mlodziezy maja polscy arcymistrzowie? Ilu swietnych zawodnikow wychowali i jakie maja oni osiagniecia miedzynarodowe? Wiekszosc z nich – jesli juz pracuja jako trenerzy – to pracuje z zawodnikami juz uksztaltowanymi, ktorych solidnych podstaw nauczono w regionach. W boksie jest podobnie: trenerzy kadry PZB to w wiekszosci tzw” lesne dziadki” z metodami szkoleniowymi pamietajacymi wczesnego gierka. Tymczasem na ostatnim MS juniorow jeden z zawodnikow przywiozl medal. Jak to mozliwe? Otoz za tym medalem stoi trener klubowy ktory wklada wiele pracy w przygotowanie tego zawodnika i zaden z „magikow” z PZB nie ma z tym sukcesem nic wspolnego. Podobnie jest w kazdej innej dyscyplinie tj zawodnicy ida do kadry juz niezle wyszkoleni wiec nalezy zadbac o dobra jakosc szkolenia w klubach. To trener klubowy ma najwiecej kontaktu z zawodnikiem i nie powinien byc ignorowany. Ta cala „akademia” to jakis smiech na sali, podczas kilkunastu dni niewiele sie mozna nauczyc, prawdziwa praca to ta w domu z trenrerem klubowym. Tyle ze w boksie to sie zmienia, stawia sie na nowe metody szkolenia, mlodych trnerow wysyla sie na zagraniczne staze, organizuje sie kursy doksztalcajace dla trenerow pracujacych w regionach. Polityka PZB sie znaczaco zmienila po ostatnich wyborach. PZSZACH nie ma natomiast zadnego pomyslu na rozwiniecie systemu ksztalcenia trenerow. Mozna zrobic kurs instruktorski i to tyle, dalej trzeba sobie radzic samemu. Nie organizuje sie sympozjow szkoleniowych, nie wydaje sie materialow szkoleniowych, nie dopuszcza sie mlodych do wspolpracy z kadra czy akademia. To wszystko jest skostniale i archaiczne i nie wplywa dobrze na rozwoj naszej dyscypliny. W Polsce na dzien dzisiejszy nie ma zbyt wielu mlodych trenerow, odstraszyly ich brak mozliwosci rozwoju, kiepska organizacja zwiazku (malejaca ilosc turniejow, umierajace regiony) i w koncu brak mozliwosci zarobienia pieniedzy bo z trenerki zyje w Polsce kilka osob i sa to osoby te same od kilkunastu/kilkudziesieciu lat.

  • Znakomita ocena. Do tej kwestii jeszcze wrócę przy kolejnym odcinku. Choć to już omawiałem na stronie, blogu i w wielu artykułach w polskiej prasie fachowej.

Dodaj komentarz

Musisz sięzalogować aby móc komentować.

  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

    kw.
    18
    czw.
    2024
    całodniowy IMEK Rodos
    IMEK Rodos
    kw. 18 – kw. 30 całodniowy
    W dniach 18-30.04.2024 roku na Rodos (Grecja) odbędą się Indywidualne Mistrzostwa Europy Kobiet z licznym udziałem Polek. Strona Lista startowa
  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog przez e-mail

    Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.

%d bloggers like this: