W „Anonsie” zapowiedziałem, że na blogu będę informować o aktualnych imprezach oraz od czasu do czasu wplotę też wątki nie związane stricte z szachową tematyką.
Artykuł Marka Baterowicza nie zawiera wprawdzie treści szachowej, ale został napisany przez szachistę. Jest bardzo interesujący i dlatego jestem przekonany, że spotka się z dużym zainteresowaniem wśród Internautów.
/////////////////////////////////////
“Karawana literatury” (W-wa, Nobilis 2013) to najnowsza książka Waldemara Łysiaka, a tytuł jej wymaga osobnego komentarza, albowiem w zamyśle autora była tu gra słów: karawana – karawan, lepiej widoczna przy użyciu dużych liter. A zatem karawana literatury idzie dalej poprzez wieki, atoli w naszych czasach przypomina raczej karawan czyli wóz pogrzebowy. Autor wyjaśnia to bliżej we „Wstępie o dekadencji” zauważając, że wyraźny upadek pisarstwa u nas łączy się z kryzysem literatury, który ma objętość globalną. Łysiak sądzi, że walec pop-kultury zepchnął prawdziwą literaturę ku czyścowi hermetyzmu, promując pseudoliteracką tandetę/ szmirę i dodaje : „Mordują nie tylko język polski i literaturę polską, gdyż problem uwiądu literatury jest światowy”. Lata temu kryzys ten dostrzegł na naszym gruncie prof. Wiesław Paweł Szymański, co Łysiak mógł przypomnieć stosownym cytatem, by jeszcze lepiej wesprzeć swe wywody. Uczynimy to poniżej: „…ksiązki, które zdominowały współczesny rynek literacki z jego nadania (tzn. prof. Jana Błońskiego), takie jak Pilcha, Tomasza Jastruna, tych nazwisk jest znacznie więcej, to mnie śmiech pusty i trwoga ogarnia. Po tych książkach i ich autorach za pięć, dziesięć lat nie będzie żadnego śladu. Nikt o nich nie będzie mówił i pisal, tak jak nikt dzisiaj nie pamięta, a więc nie czyta lansowanych kiedyś przez Henryka Berezę twórców z jego tzw. szkół i szkółek.” (Arcana, nr 48, 2002, str.200). Dalej prof. Szymański wskazuje na dyskryminację pewnych Autorów: „Nie mogę wprowadzić do Katedry Literatury Polskiej XX wieku doktora, który napisał wyśmienitą rozprawe o twórczości literackiej Karola Wojtyły, (…) a zachwycamy się powieścia Chwina „Esther”, która jest po prostu szczytem nie tyle nawet kiczowatości (jak to ukazał Tomasz Burek), ile po prostu grafomaństwa. Polityczna poprawność w miejsce prawdziwych wartości ?” (idem, str.201).
Tę dekadencję literatury ułatwia nagroda Nike, przyznawana przez lobby związane ze środowiskiem Michnika hojnie rozdającego fundusze na promocję takich literackich dziwolągów jak Dorota Masłowska czy Olga Tokarczuk, którą zresztą w porównaniu z Masłowską umie władać piórem. Utwory ich są promowane do przekładów, co kompromituje naszą literaturę współczesną za granicą. Podobnie jest w dziedzinie poezji, gdzie to samo wszechwładne lobby promuje twórców politycznie poprawnych jak Kornhauser czy Zagajewski, nieustannie też czuwając nad kultem Szymborskiej. Dodajmy na marginesie, że na polu eseju środowisko „Gazety Wyborczej” lansowało antypolską książkę Anny Bikont – „My z Jedwabnego”, również tłumaczoną na inne języki dzięki rekomendacji Michnika. Tym sposobem francuskie wydanie książki Bikont dostało w 2010 nagrodę „European Book Prize”, przyznawaną przez socjalistów w Parlemencie Europejskim. Laureatka za oczernianie Polaków dostała 10 tysięcy euro.
Trwa w najlepsze – jak pisze Łysiak – mylenie pseudoliteratury z prawdziwą literaturą, ludzie dają się nabierać tendencyjnym werdyktom jury i opiniom Salonu. A na świecie – jak zauważa słusznie Łysiak – mitologię grecko-rzymską czyli fundament kultury europejskiej zastąpiły bajdurzenia Tolkieniów i tollkienistów. Dodajmy tu słów parę o inwazji ksiąg o Harry Potterze autorstwa pani Joanne K.Rowling, które wywołały sprzeciw pewnych krytyków (jak Gabriela Kuby) i zostały napiętnowane w 2005 przez kardynała Ratzingera: „…są to subtelne pokusy, które są ledwie zauważalne, a oddziałują na dzieci powodując rozkład wiary chrześcijańskiej w duszach, zanim mogłaby ona właściwie wzrosnąć”. Ks. Gabriele Amorth, znany egzorcysta, też potępił owe książki: „za Harrym Potterem ukrywa się sygnatura księcia ciemności, diabła”.
Szczególną uwagę w nowej książce Łysiaka wypada poświęcić rozdziałowi „Czy Nobel to bubel?”, a już sam fakt, iż o nagrodzie decyduje komitet Osiemnastu z Akademii Sztokholmskiej budzi spore wątpliwości. Owa „szwedzkość” wywołała skandal w roku 1974, gdy literackiego Nobla dano ex aequo dwóm członkom owej Akademii! Fala oburzenia rozlała się po świecie, nawet Uniwersytet w Uppsali określil ten werdykt jako humorystyczny i hańbiący,a zatem obaj laureaci – E.O.Johnson i H.Martinsson – wkrótce zmarli na zawał serca. A nagroda z roku 1904 dowodzi, że i wtedy komitet noblowski nie kierował się wartościami literackimi, bo zamiast nagrodzić genialnego Augusta Strindberga podzielił nagrodę dla Frederica Mistrala z Prowansji i hiszpańskiego dramaturga Jose Echegaray, ustępującemu o klasę autorowi „Panny Julii” i „Sonaty widm”. Tym razem Szwedzi mogli dać Nobla swemu rodakowi z całym uzasadnieniem, atoli Strindberg jako „alkoholik, rozwodnik i bluźnierca” nie miał żadnych szans. W r.1901 Akademia Szwedzka skrzywdziła też Tołstoja i Zolę, przyznając nagrodę francuskiemu poecie Sully Prudhomme, modnemu w tamtej epoce, lecz niezbyt wybitnemu, który ryzykował połączyć poezję z nauką. Kilkudziesięciu pisarzy szwedzkich wystosowało protest i wysłało list hołdowniczy do Tołstoja. W rok później również pominięto Tołstoja (nie lubił go szef Akademii), a Zola zmarł 29 września. Nobla otrzymał niemiecki historyk T.N.M.Mommsen, o jego zasługach milczą dziś encyklopedie. W r.1903 wszyscy spodziewali się, że laur dostanie świetny dramaturg norweski Henrik Ibsen, tymczasem pokonał go drugorzędny rodak B.M.Bjornson. Ale w roku 1905 komitet stanął na wysokości zadania dając Nobla Sienkiewiczowi.
Wśród laureatów Nobla nie ma Kafki, Joyce’a, Borgesa. Musila, Claudela, Jamesa, Conrada czy Valery-ego – jak komentuje Łysiak, wymieniając nawet więcej nazwisk. Wyróżniono za to wielu drugorzędnych pisarzy, nagrodzono np. panią Pearl Buck kosztem Virginii Woolf, po czym przytacza Łysiak długą listę faktycznie mniej znaczących ludzi pióra, z której jednak można ocalić Jimeneza czy Quasimodo. Niestety względy polityczne zbyt często decydują o literackim Noblu, np. w r.1939 dano nagrodę pewnemu Finowi, gdyż popierał wprowadzenie w Finlandii języka szwedzkiego! W r.1960 polityka stała też za Noblem dla francuskiego poety Saint-John Perse, a wymusił go sekretarz generalny ONZ, Szwed Dag Hammarskjold, bo kandydat był antygaullistą, a sekretarz bardzo nie lubił generała de Gaulle’a. Gaullistów w Sztokholmie nie lubiano, więc i Malraux nie otrzymał Nobla, ale mała to strata: podczas wojny domowej walczył jako lotnik po stronie komunistów. Lewicujący pisarze mieli w Sztokholmie gwarancję laurów jak pisał Georges Menant, a zatem np. Neruda lub Sartre, który odmówił przyjęcia nagrody. Potem wielu innych twórców tej maści obdarzono Noblem jak Portugalczyka Saramago czy „szurniętego lewaka” Włocha Dario Fo za jego farsy, podczas gdy Akademia zignorowała znakomity teatr Mrożka, wystawiany w tylu krajach. Obdarzano też feministki jak Austriaczkę E.Jelinek albo Amerykankę Toni Morrison. Rzadko Akademii zdarzało się nagrodzić twórców naprawdę zasługujących na laur jak meksykański poeta Octavio Paz czy peruwiański pisarz Mario Vargas Llosa. Na Nobla zasłużyli też Czesław Miłosz (1980) czy kolumbijski pisarz Gabriel Garcia Marquez (1982) mimo ich poważnych flirtów z komunistami. Miłosz – w przeciwieństwie do Marqueza zerwał z lewicą w 1951, choć po roku 1989 wspierał niestety obóz…postkomunistyczny! Można mu zarzucić też, co jasno ujął Jerzy Narbutt: „Za podlizywanie się międzynarodówce kosmopolitów i antypolonistów zapłacono mu Noblem” (cytuje Łysiak, str.105). Przypomnijmy, że wiersz Miłosza „Campo di Fiori” wykorzystywano do oskarżania Polaków o obojętność wobec tragedii warszawskiego getta, autor nie protestował. A swój kosmopolityzm (choć prywatnie lubił obnosić się z litewskością ) wyraził w tych nieco cynicznych wersach: „Nie kochaj żadnego kraju/kraje łatwo giną” (Dziecię Europy).
Łysiak referuje też skandal z laurem dla Szymborskiej w 1996, kiedy wszyscy oczekiwali, że Nobla dostanie Zbigniew Herbert, poeta z pewnością lepszy od Szymborskiej, ale – jak ujął to Łysiak – zajmujący antykonfidenckie, antysalonowe stanowisko, optujący za lustracją. Sztokholm tłumaczył się więc w kuluarach, że to z Polski płyną fluidy szlabanujące Herberta. Salon i post-komuna nie mogła dopuścić, by Nobla dano Herbertowi, który demaskował Michnika jako kłamcę i łotra, a zatem uruchomiono wszystkie kanały lansujące Szymborską, łącznie z rekomendacją pewnego lobby z UJ. Nobel dla Wisławy Szymborskiej (dwukrotnie występującej z PZPR i tam wracającej!) był też jakby nobilitacją i rozgrzeszeniem dla wszystkich „umoczonych” w PRL-u. Nagrodzono więc uosobienie oportunizmu, bo w swoich wierszach gloryfikowała partię, Lenina, Armię Czerwoną i rewolucję jako „wodę źródlaną, z miłością podaną spragnionemu”.Za Stalina podpisała też haniebny apel o surowy wyrok w procesie księży, laur dla takiej postaci jest groteską mimo wielu potem udanych utworów. A po roku 1989 r. wierszem „Nienawiść” na łamach Michnika stanęła w obronie lustrowanych komunistów, dowodząc swego nieustannego afektu dla kadr peerelowskich.
Suma informacji zebranych przez Łysiaka dowodzi bezspornie, że Nobel to bubel. A omówienie całej książki „Karawan/a literartury” przekracza ramy tej edycji. ( cdn.)
Marek Baterowicz